Rozdział 14

6.5K 598 40
                                    


Gdy chłopak opuścił pomieszczenie zostałem znów sam. Podniosłem głowę i spojrzałem na talerz z kanapkami. Byłem bardzo głodny, ale nie mogłem ich zjeść. Nie jadłem od czterech dni. Jedynie piłem. Z każdym dniem byłem chudszy. Tego właśnie chciałem, czyż nie?

Tam dostawałem kubek wody, ale również odmawiałem jedzenia. Chciałem odejść, uciec od nich. Próbowałem dwa razy. Pierwszy raz za sznur posłużył mi pasek od jego spodni. Za drugim były to sznurówki z moich butów. Jak bardzo byłem zły, gdy uniemożliwili mi moją ucieczkę. Ale ja próbowałem. Za każdym razem. Głodówka, to był jedyny sposób. On nie był mnie w żaden sposób zmusić do jedzenia. To ja wygrywałem.

Po raz kolejny spojrzałem na jedzenie. Wręcz umierałem z głodu. Czułem jak mój żołądek się ściska na samo wspomnienie o nim. Ale nie mogłem teraz zrezygnować. Oni wciąż mogą tutaj przyjść po mnie. Nie chciałem tego wszystkiego przechodzić jeszcze raz. Nie miałem na to siły.

Wyciągnąłem rękę po butelkę wody. Tak bardzo byłem spragniony. Drżącą ręką odkręciłem nakrętkę i upiłem duży łyk wody  krztusząc się. Powinienem pić powoli. Wziąłem jeszcze dwa łyki i odstawiłem butelkę. Swoją twarz chowałem w zgięciu swojej ręki. Wciąż czułem zapach perfum Harryego. To bez wątpienia jego bluza. Wiedziałem, że gdzieś je czułem. Nie myliłem się. To było w wieczór postrzału.

Nie wiem czego ode mnie chcą. Zapewne zatrudnił ich mój ojciec. To było jedyne sensowne wytłumaczenie. Pozycja w której siedziałem była niewygodna. Bolały mnie plecy i całe ciało. Długa nieprzerwana cisza panująca w tym pomieszczeniu była męcząca. Nie było nic słychać oprócz mojego oddechu.

Nie wiem ile tak siedziałem. Jasne światło było drażniące. Skoro nikt do tej pory nie przyszedł, to liczyłem że nie prędko się ktoś się tu pojawi. Zmieniłem swoją pozycję na leżącą. Było twardo, ale mój kręgosłup za to podziękował. Materac znajdował się około metr obok, ale nie chciałem się przenosić. Tu w kącie czułem się bezpieczniej, choć tak naprawdę miejsce gdzie się znajdowałem nie miało znaczenia. Oni i tak zrobią ze mną co będą chcieli a ja nie będę miał na to wpływu.

Odwróciłem się twarzą w stronę ściany. Światło żarówek nie padało mi prosto w oczy. Podłożyłem pod głowę rękę i zamknąłem powieki.  Śniły mi się ich twarze. Słyszałem ich śmiech i głosy. Znowu znajdowałem się w swoim domu.


><><><><><><>.1.<><><><><><><><

Rozpoczynamy maraton!

Mam nadzieję, że się cieszycie ^.^

<><><><><><><><><><><><><><>

Trust Me ~Larry ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz