Rozdział 4

7.4K 638 441
                                    


- Wstawaj! - usłyszałem głos swojego ojca.

Przekręciłem się na bok i od razu tego pożałowałem. Zupełnie zapomniałem o swojej ranie. Skrzywiłem się z bólu i podniosłem do pozycji siedzącej akurat wtedy, gdy mój ojciec opuszczał pokój. Widziałem już tylko jego plecy. Opuściłem nogi na podłogę i wstałem. Pierwsze co zrobiłem to podciągnąłem rolety wpuszczając nieco światła do sypialni.

Dzisiejszego dnia padało. Typowa londyńska pogoda... Było szaro i pochmurno, nie chciało się w ogóle ruszać z domu. Jeszcze tylko miesiąc. - pomyślałem. - Skończę szkołę i w końcu się wyśpię.

Zabrałem ze sobą ręcznik i poszedłem wziąć poranną toaletę.  Po niej wróciłem do pokoju i ubrałem się. Musiałem uważać na opatrunek, który zaczynał nieco przesiąkać. Postanowiłem zająć się tym po szkole. Zszedłem na dół do jadalni. Przy stole siedział już mój ojciec. Z kubkiem kawy w ręku czytał gazetę.

- Pośpiesz się, bo przez ciebie spóźnię się do pracy. - mruknął na powitanie.

Skinąłem głową i zająłem miejsce przy stole. Wziąłem jednego tosta. Szybko go zjadłem i popiłem sokiem. Takie śniadanie starczy mi do wieczora. Ostatnio mało jadłem i chudłem. Nie przeszkadzało mi to.

- Gdzie poszliście z Kate wczoraj? Do końca przyjęcia was nikt nie widział... - powiedział przenosząc swój wzrok znad gazety na mnie.

- Wybraliśmy się na spacer, rozmawialiśmy. - odpowiedziałem podnosząc się od stołu.

- Siedź. - polecił.

Z powrotem opadłem na krzesło. Wbiłem spojrzenie w obrus, który w tym momencie wydawał się bardzo interesujący. Chciałem jak najszybciej znaleźć się w szkole.

- Widziałem jak Josh wychodził z tego domu, nie mylę się, prawda? - zapytał.

- Przyszedł na chwilę...

- Nie kłam. - mruknął. - Kręci się wokół Kate, nie przeszkadza ci to?

Gdybyś tylko wiedział. - powtarzałem sobie w myślach. Nic nie czuję do Kate, jest dla mnie jak siostra, ale nic więcej. Josh jest w porządku, pasują do siebie, jest też dobrym przyjacielem. Tylko nasza trójka jest wtajemniczona w to, że przed swoimi rodzicami musimy udawać parę. Gdyby ojciec dowiedział się, że wszystko jest oszustwem natychmiast wysłałby mnie do jakiejś akademii policyjnej czy do wojska, ale ja nie chcę. Kate wróciłaby do swojej matki do Stanów, ale tutaj ma Josha i ona też nigdzie nie chce wyjeżdżać.

Mam dwadzieścia lat, ale nadal boję się swojego ojca. Nie mam mamy ani nikogo innego z rodziny. Jest tylko On. Przez całe życie musiałem być najlepszy. Nie mogłem wagarować, nie mogłem dostawać złych ocen. I to nie jest tak, że za jedynkę zabierał mi kieszonkowe, za ucieczkę ze szkoły miałem szlaban. Nie... On tak nie robił. Bił mnie, bardzo łatwo było go wyprowadzić z równowagi, zresztą nadal jest. Raz go poniosło i to za bardzo. Nie uderzał wtedy w miejsca, które można by było schować pod ubraniami. Bił mnie po twarzy a ja tak bardzo się bałem, że strach sparaliżował całe moje ciało. Miałem wtedy trzynaście lat i to była kara za to, że spróbowałem zapalić papierosa z kolegami. Wtedy ich jeszcze miałem.

- Słyszysz co w ogóle do ciebie mówię?! - uderzył pięścią w stół a ja podskoczyłem wystraszony.

Spojrzałem na niego i pokiwałem głową. Nic nie powiedziałem. Ojciec zmrużył oczy a kilka zmarszczek pojawiło się na jego twarzy.

Nabrałem głęboko powietrza, znów miałem napad paniki. Często w nią  wpadałem gdy zbytnio się denerwowałem. A przy ojcu to prawie zawsze. Zapadło długie milczenie. Jeszcze chwila i zacząłbym się trząść.

- To może byś się w końcu zainteresował tą sprawą. - dodał jedynie podnosząc się od stołu.

Opuścił jadalnię i wyszedł na korytarz. Nawet stąd widziałem jak bierze kurtkę z wieszaka i ją na siebie nakłada.

- Louis pośpiesz się! Muszę podrzucić cię do szkoły i jechać na komisariat! - zawołał otwierając główne drzwi wyjściowe.

Wyszedłem z pomieszczenia i wbiegłem na piętro do swojego pokoju. Zabrałem stamtąd plecak i przeczesując włosy ręką wyszedłem.

Droga do szkoły nie trwała za długo. Już po pięciu minutach byłem na miejscu. Chciałem wysiąść, ale zatrzymał mnie ojciec.

- Wrócę później do domu. Nie pakuj się w żadne kłopoty, jasne? - zapytał łapiąc mnie za rękę.

Skrzywiłem się z bólu. Była to ta ranna kończyna. Ojciec spojrzał na mnie marszcząc czoło. Był zdziwiony. Szybko zmieniłem wyraz twarzy i pokiwałem głową.

- Dobrze. - powiedziałem.

Puścił mnie i wyszedłem z samochodu. Ruszyłem w kierunku głównego wejścia. Mój ojciec odjechał. Teraz w oddali widziałem tylko jego samochód. Poprawiłem zsuwające się ramiączko plecaka i rozejrzałem po okolicy. Większość uczniów rozmawiała na trawniku przed budynkiem.

- Ej! Tomlinson! - usłyszałem krzyk za sobą.

Nawet nie musiałem się odwracać by wiedzieć kto  za mną idzie. Był to Chris, chodził ze mną do tej samej klasy Jego ojciec też pracował w policji, lecz nikt się z niego nie naśmiewał z tego powodu. Chris miał wszystko czego chciał, czuł się bezkarny. Każde jego przewinienia tuszował jego ojciec. Libacje alkoholowe w miejscu publicznym, dewastacja mienia publicznego? Nikt nie słyszał o tym, Chris był bez winy.

Przyśpieszyłem kroku chcąc jak najszybciej znaleźć się w budynku. Jeszcze niecały miesiąc, tylko miesiąc! - powtarzałem sobie w duchu. - I uwolnię się od nich.

- Jesteś głuchy?! - warknął szarpiąc mnie za rękę, odwracając w swoją stronę.

Przede mną stał wysoki, umięśniony blondyn. Zupełne przeciwieństwo mnie. Na jego twarzy gościł szeroki uśmiech. Patrzył na mnie z wyższością. Swoimi krzykami zainteresował innych uczniów. Każdy w napięciu czekał na rozwój sytuacji. Chris tylko na to czekał. Po chwili zaczął swoje przedstawienie. Wyrwał mi plecak i wysypał z nich książki. Nie reagowałem. Nie chciałem przecież pogarszać swojej sytuacji. Blondynowi to się jednak nie spodobało. Najgorsza dla niego jest bierność z mojej strony.

- A teraz je pozbierasz! - warknął. - Dalej Louis, bądź grzecznym chłopcem. Przecież nie tak tatuś cię wychował... - zarechotał a reszta osób mu zawtórowała.

Zacisnąłem zęby i czekałem aż się w końcu znudzi. Zapowiadało się, że nie tak szybko się go  pozbędę. Zaczął wycierać swoje buty o podręczniki. Książki były już zniszczone.

- Dałbyś już spokój. - usłyszałem jakąś dziewczynę stojącą obok małej grupki dziewcząt. - To już jest żałosne Chris...

- Nikt się ciebie nie pytał o zdanie! - syknął w jej stronę. - Kto chce zobaczyć ognisko?!

Z kieszeni wyciągnął zapalniczkę i podpalił stos zeszytów. Nie zrobiłem nic. Stałem i patrzyłem. Jakaś nauczycielka wybiegła z budynku, za nią dwóch mężczyzn. Krzyczeli coś o ogniu i gaśnicy, ale ich nie słuchałem. Schyliłem się po plecak. W środku był pusty. Założyłem go sobie na ramię i skierowałem się do budynku, zostawiając wszystko za sobą.

I choć nie ja zawiniłem, to ja zostałem ukarany. Wszyscy powiedzieli, że to ja podpaliłem książki. Że to ja byłem winny. Chris był tylko niewinną owieczką, ofiarą. To było takie komiczne... Ale nie było mi do śmiechu. Tej nocy nie spałem. Ból w ręce był niczym w porównaniu z moimi plecami czy żebrami. Bo z moim ojcem się nie dyskutuje. Zapamiętałem to sobie jedenaście lat temu. Jedenaście.


><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><

<><><><><><><><><><><><><><><><><><><>

Trust Me ~Larry ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz