Rozdział 10

6.9K 612 261
                                    


Biegłem przed siebie. Dokładnie nie pamiętam drogi jaką pokonałem. Chciałem uciec, najdalej stąd. Uciec od nich i nigdy więcej ich nie spotkać. Łzy moczyły moje policzki, ale nie przestawałem biec. Nawet ból, który tak mocno odczuwałem, nie był w stanie mnie zatrzymać. Musiałem biec.

Nadal nie wiem jak udało mi się uciec z domu. Przez nieuwagę ojca? A może specjalnie pozwolił mi uciec, by potem jeszcze bardziej mnie ukarać? To w jego stylu, ale po co? Już nic gorszego mi nie zrobi. Nawet śmierć wydawała się dobrym rozwiązaniem.

Myślicie, że nie próbowałem? Dwa razy... próbowałem po prostu uciec. Uciec do miejsca gdzie mnie nie znajdą. Za każdym razem zjawiał się on. Drugi raz odciął mnie w ostatniej chwili zanim się nie udusiłem. Gdyby nie przyszedł... albo jakby się spóźnił wszystko wyglądałoby inaczej.

Wokoło było ciemno. Na chodniku mijałem tylko kilku pieszych i każdy z nich obrzucał mnie krzywym spojrzeniem, bo kto normalny wychodzi na ulicę w taką pogodę w szortach, bluzce a mało tego na boso? Ale ja nie miałem czasu nawet na chwilę się zatrzymać. Wciąż biegłem.

Gdy zacząłem odczuwać zmęczenie i senność, zwolniłem. Schowałem się w małej uliczce, gdzie nikt nie będzie tędy przechodził. Oparłem się plecami o ścianę budynku i zsunąłem się w dół, siadając na betonie. Było mi zimno. Wiał chłodny wiatr i zbierało się na deszcz.

Udało mi się. - przemknęła mi myśl po głowie. - Ale jak mnie znajdą?

Nie mogę tutaj zostać. Powinienem wstać i ukryć się gdzie indziej, ale zmęczenie było zbyt silne. Siedziałem z zamkniętymi oczami i wciąż widziałem jego twarz. Jego usta wykrzywiały się w obleśnym uśmiechu. Wciąż czułem jego dotyk. Jego głos. Jego spojrzenie. Czułem jego obecność.

Zacząłem się trząść. Nie wiem czy to z zimna czy strachu, a może jedno i drugie? Podciągnąłem kolana pod swoją brodę i oplotłem nagie kolana swoimi ramionami.

Jeszcze długo wpatrywałem się w ciemność przede mną. Nie powinienem zasypiać... Nie powinienem...


To był moment, krótka chwila, a przynajmniej mi się tak wydawało. Zamknąłem przecież na chwilę oczy, nie mogłem zasnąć. A jednak nastał ranek. Dookoła było widno. Zamierzałem zostać tu jeszcze trochę, ale kilka metrów dalej dostrzegłem czarnego SUVa. To on był powodem dla którego podniosłem się i zacząłem oddalać. Obejrzałem się  przez  ramię  i zauważyłem dwóch chłopaków. Jeden miał blond włosy, drugi czarne jak noc.

Gdy zaczęli iść w moją stronę, przyśpieszyłem. Oni zrobili to automatycznie za mną. Biegłem przed siebie. Znów czułem okropny ból, ale nie mogłem pozwolić, by mnie dogonili. Na pewno nasłał ich na mnie mój ojciec. Dziwiło mnie, że nie mieli na sobie żadnych policyjnych mundurów.

Obejrzałem się po raz kolejny przez ramię. Byli coraz bliżej. Skręciłem w prawo w boczną alejkę. Na betonie rozbite było jakieś szkło. Nie zauważyłem go do chwili, gdy w nie wbiegłem. Nie miałem butów. Odłamki szkła wbiły mi się w stopy.

Przewróciłem się. Zanim zdążyłem się podnieść, oni już byli przy mnie. Wyższy z nich, ten o kruczoczarnych włosach złapał mnie za koszulkę dźwigając do góry.

- Puszczajcie! - warknąłem szamocząc się.

Byli głusi na moje krzyki. Mulat trzymał mnie w żelaznym uścisku. Wykręcił ręce za plecy i pochylił mnie do przodu. Było mi strasznie niewygodnie.

- Boże, co ci się stało? - odezwał się blondyn. Zapewne miał na myśli mój wygląd, nie dziwie się.

Bóg nie ma z tym nic wspólnego - pomyślałem gorzko. Szarpnąłem się i udało mi się wyrwać jedną rękę. Jednak to było bez znaczenia. Po chwili znów powróciłem do poprzedniej pozycji.

- Nie wyrywaj się. - powiedział potrząsając mną aż się nie uspokoiłem. - Tak lepiej. - dodał. - Niall?

Spojrzałem w tym samym kierunku. Blondyn trzymał jakąś buteleczkę i kawałek chusteczki. Niezdarnie odkręcił nakrętkę i nalał trochę płynu na tkaninę.

Serio?! Zamierzają mnie porwać i na moich oczach dopiero się za to zabierają? To chore! Próbowałem wyswobodzić ręce. Teraz działałem ze zdwojoną siłą. Szarpałem się i nawet udało mi się przywalić z główki napastnikowi.

- Cholera! Mój nos. - mruknął. - Niall pośpiesz się.

- Nie moja wina, że mam tłuste ręce po frytkach i nie mogłem tego odkręcić. - mruknął niższy.

- Nie bój się. Nie zrobimy ci żadnej krzywdy. - usłyszałem obok swojej głowy. Cały się spiąłem.

Po chwili miałem przyciśniętą chusteczkę z chloroformem do twarzy. Starałem się nie oddychać. Wstrzymałem powietrze, ale ile można? W końcu kończył mi się tlen i nabrałem głęboki wdech, a po nim następne.

- Grzeczny chłopiec. - usłyszałem jedynie zanim odpłynąłem.

Próbowałem walczyć z opadającymi powiekami, ale nie dałem rady. Senność po raz kolejny zwyciężyła. Nie wiedziałem co się ze mną działo. Ostatnie co zapamiętałem to to, że Mulat przerzucił sobie mnie przez ramię. Ból w stopach ustał. Byłem gdzieś zanoszony. I po raz kolejny w tym tygodniu nie miałem na nic wpływu.


><><><><><><><><><><><><><><><><

<><><><><><><><><><><><><><><><>

Trust Me ~Larry ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz