Dookoła dwóch z trzech klatek rozstawionych w pewnej odległości od siebie, tłoczyli się ludzie. Trzecia, a zarazem największa była pusta. Widownia skandowała ringowe pseudonimy walczących. Wśród niej przeważali mężczyźni, niektórzy bardziej majętni, inni mniej. Przy tych bogatszych przeważnie stały kobiety, wyglądające na panie lekkich obyczajów, o czym świadczył sam ich strój.
Metalowe balkony i schody też były zastawione obserwatorami. Pośród tego tłumu wyłapałam wzrokiem kilku osiłków pilnujących porządku. Bradley wpatrzony w toczącą się na naszych oczach walkę, zerkał co jakiś czas na zegarek i wyglądało na to, że stara się analizować taktykę każdego z walczących. W pewnym momencie oznajmił, że niedługo wróci i zniknął gdzieś na chwilę.
W tym czasie starałam się skupić uwagę na ringu i ignorować świńskie komentarze i propozycje padające od pewnych złamasów będących niedaleko mnie. Powstrzymywałam się przed przywaleniem im tylko ze względu na to, aby się nie zdradzić i nie wywołać zainteresowania wśród innych. Na szczęście Brad pojawił się w porę, rzucił im złowrogie spojrzenie i nachylił się w kierunku mojej twarzy.
— Spokojnie — powiedział cicho i pocałował mnie żarliwie, przyciągając do siebie jeszcze bliżej.
Z początku byłam zupełnie zdezorientowana tym, co się właśnie wydarzyło. Postanowiłam jednak zaangażować się w całą to farsę i grać w to samo, co mój współtowarzysz. Gdy się od siebie oderwaliśmy, objął mnie ramieniem, przyciągając do swojego boku i wracając do oglądania walk. Wcześniejsi natręci ulotnili się.
Byłam zaskoczona tym, co zrobił Brad, jednak ufałam mu i wierzyłam, że zrobił to w celach czysto służbowych. Ciągłe stanie w tym samym miejscu, niewygodne buty, wrzaski widowni coraz bardziej mnie denerwowały. Nie rozumiałam sensu ślęczenia w tym miejscu przez tyle czasu. Jeśli coś miało się wydarzyć, to już powinno się to stać. A tu nadal nic...
— Już czas. Chodź się przygotować — powiedział do Bradley'a, nagle pojawiając się tuż obok nas nasz wprowadzający.
Przeciskając się przez tłum, ruszyliśmy za nim. Zaczynałam rozumieć znaczenie jego słów, gdy stwierdził, że potrenujemy. Teraz znowu to. To na to czekał. On zamierzał walczyć. Zwariował?! Pomyślał, do czego to może doprowadzić? A co jak ktoś go zdemaskuje? W ogóle, co jeśli przeciwnik go zmiażdży? Musiałam go powstrzymać.
Kiedy to już zostaliśmy sami, w prowizorycznej szatni były przygotowane bandaże bokserskie do owinięcia dłoni i maska. Pomieszczenie, w którym się znajdowaliśmy, było zarzucone jakimiś rupieciami i wyczuwałam odór przepoconych rzeczy, które leżały porzucone na ławce. Brad zdjął z siebie koszulkę, odsłaniając muskularne ciało i tatuaże. Nie pierwszy raz go tak widziałam i widok może by i przyciągnął moją uwagę, jednak w tamtym momencie były rzeczy o wiele ważniejsze.
— Nie wyjdziesz tam! — rzekłam stanowczo, wcelowując palec w stronę klatek. — Chcesz dać się zdemaskować, zginąć? Co chcesz tym udowodnić? — Wybuchłam, zasypując go pytaniami. On natomiast zachowując swój zwyczajowy spokój, podłożył mi dłoń na policzku i dotknął kciukiem ust.
— Zaufaj mi, wiem, co robię. Nic nam nie grozi. Nie narażałbym nas, a tym bardziej ciebie na niebezpieczeństwo — powiedział cicho, patrząc mi w oczy.
— A więc zrób to dla mnie i tam nie idź, wtedy nie będziesz mi tu pieprzył o bezpieczeństwie! Nie widziałeś, jak ściągali tych, którzy przegrali, nieprzytomnych, a może nawet i czasami martwych z ringu? Tak chcesz skończyć? — Wysunęłam argumenty, kładąc dłoni płasko na jego torsie.
— Nie skończę tak. Oszukałem cię kiedykolwiek? — zapytał, na co ja przecząco pokręciłam głową.— A więc i tym razem mi zaufaj. — Po jego zawziętej postawie widziałam, że nie zdołam nic wskórać. On jak coś postanowił, realizował to.
CZYTASZ
W otchłani kłamstw
Mystery / ThrillerIngrid jest młodą, silną kobietą z dużym bagażem doświadczeń. To, kim jest i czym się zajmuje, wiąże się z ciągłym niebezpieczeństwem. Nawet najdrobniejszy błąd może spowodować, że straci wszystko, co do tej pory wypracowała. W środowisku, w którym...