Rozdział 4

201 39 28
                                    

Dopiero po pewnym czasie zrozumiałam, że byłam przy Dexterze, bo potrzebowałam czyjejś bliskości, wsparcia, zrozumienia. A, że on akurat wtedy pojawił się na mojej drodze, to wyszło, jak wyszło... To, co się wydarzyło na niedługo przed jego wyjazdem, nie wynikało z zauroczenia. Nie było też tych przysłowiowych motyli w brzuchu. Po prostu potrzebowaliśmy zaspokoić nasze żądze jak inni normalni ludzie. Sytuacja, do której pomiędzy nami doszło, była tylko i wyłącznie wynikiem zaspokojenia potrzeb, a nie jakichkolwiek uczuć. Byłam tego pewna. Był dla mnie dobrym kompanem i powiernikiem, ale nie mężczyzną, którego bym pokochała.

Jestem mu jednakże dozgonnie wdzięczna za wszystko, co wtedy dla mnie zrobił. Dzięki niemu zrozumiałam, że mimo iż na niektóre rzeczy nie mamy wpływu, wiele zależy też od nas. Pokazał mi, że nawet najtrudniejsze doświadczenia można przekuć w coś wartościowego.

***

Pamiętam, jak by to wydarzyło się dziś. To było równo na trzy tygodnie przed ostatecznym zakończeniem szkoleń. Czekał mnie tylko jeszcze jeden ważny test, aby stać się tajną agentką. Było akurat około ósmej rano, gdy po porannym treningu jedliśmy zbiorowo śniadanie. Wtedy do stołówki wszedł jeden z pomocników naszego dowódcy i mnie przywołał do siebie. Nie mówiąc mi nic, oprócz tego, że jestem wezwana do Mike'a, zaprowadził mnie do jego gabinetu.

Weszłam do niego, zamknęłam za sobą drzwi i podeszłam bliżej jego biurka, za którym siedział. Ruchem dłoni wskazał, abym usiadła na krześle naprzeciwko niego. Nerwowo zaciskając palce na materiale moich bojówek, wpatrywałam się w blat biurka, zastanawiając się, czym mogłam zawinić, że wezwał mnie do siebie na dywanik sam dowódca.

— Dotarła do nas informacja, którą jestem zobowiązany ci przekazać, Ingrid. Przerywając, wziął łyk kawy i przejechał dłonią po swojej ostrzyżonej na jeża fryzurze. Wczoraj w Sacramento umarł twój ojciec. Przykro mi...

Mówił coś jeszcze, ale nie skupiałam się już na jego słowach. W moich uszach ciągle wybrzmiewało to samo zdanie, które w tamtym momencie było dla mnie nie do przyjęcia. Sądziłam, że to niemożliwe, przecież on miał dopiero pięćdziesiąt lat. Tyle ambicji, planów na przyszłość, marzeń o wnukach... Człowiek, który przez cały okres mojego życia i nastoletniości był dla mnie wzorem umarł. On zawsze potrafił mnie zrozumieć, pomóc. Nawet gdy im powiedziałam, że zamierzam zacząć szkolenia, zaakceptował to i złagodził sprzeciw mamy, która nie chciała nawet o tym słyszeć.

Dopiero gdy poczułam dotyk na swoim ramieniu, otrząsnęłam się z letargu i zauważyłam, że to Mike stał obok mnie.

— Czy mogę dostać przepustkę, aby pojechać na jego pogrzeb? spytałam, bo nie wyobrażałam sobie, abym nie była na jego ostatnim pożegnaniu.

— Tak, oczywiście. Dostaniesz cztery dni zwolnienia ze szkoleń. Zdaję sobie sprawę, że jest ci teraz trudno. Możesz wrócić do siebie i przygotować się do wyjazdu, bo po południu i tak ekipa będzie jechać do miasta, a więc cię podrzucą. A i nie zapomnij się odmeldować oznajmił i wręczył mi kartkę uprawniającą do opuszczenia terenu koszar za jego zgodą.

— Dziękuję. Skinęłam głową i opuściłam pomieszczenie.

Szłam przez dziedziniec, a następnie boczne uliczki, aby dotrzeć do swojego pokoju. To było jak odruch, nie zastanawiałam się nad tym. Wciąż nie docierało do mnie, że zostałam wpół sierotą. Zerkałam w stronę nieba i zastanawiałam się, czy to dzieje się naprawdę. Nie mogłam, a może wręcz nie chciałam pogodzić się z faktem, że mój ojciec umarł. Jednak z każdą chwilą ta informacja coraz bardziej wdzierała się do mojej podświadomości, niszcząc ją i wywołując emocje, które były niczym sztylet wbijany w serce. Wtedy nawet najlepszym kłamstwem nie dało się oszukać swojego umysłu, że wszystko jest dobrze. Świat w tamtej chwili zadrżał u podstaw i nic już nie było takie jak dawniej.

W otchłani kłamstwOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz