Rozdział 37

75 7 14
                                    

— Churros z czekoladą, naprawdę? — Zaśmiałam się szczerze, po raz pierwszy od naprawdę długiego czasu.

— Moja babcia zawsze mówiła, że nie ma nic lepszego na poprawę humoru od nich. — Wzruszył beztrosko ramionami i postawił przede mną jedzenie.

Poprawiłam się nieco na kanapie, krzywiąc się, gdy jedna ze świeżych ran zapiekła. Nie obserwowałam Brad'a, jednak domyślałam się, że patrzył na mnie z troską. Wstydziłam się tego, w jakim stanie mnie widział, lecz również byłam wdzięczna za pomoc. W głowie non stop dręczyły mnie obrazy z minionej nocy, choć usilnie starałam się je ignorować. Powoli udało mi się przełknąć posiłek, wypijając wodę i biorąc tabletki. W tym czasie mężczyzna krzątał się po pomieszczeniu, a później usiadł, dając mi pewną przestrzeń, bym nie czuła się przytłoczona.

— Co zamierzasz dalej? — zapytał wreszcie, przerywając ciszę, gdy oparłam łokcie na kolanach, kładąc głowę na dłoniach.

— Nie wiem — westchnęłam, pocierając dłońmi twarz. — Ale powinnam wrócić do mieszkania, skończyć to wszystko — machnęłam nieskładnie dłonią, wzdychając ciężko — i...

— Nie pojedziesz tam sama. — Przerwał mi nagle, lecz jego głos pozostawał spokojny, pobrzmiewający troską. — Mogę go sam stamtąd wywalić. — Zaproponował, jednak widząc moją niezadowoloną minę, odchrząknął. — Ewentualnie pojadę tam z tobą.

— Bradley — zaczęłam łagodnie, kładąc mu dłoń na ramieniu i ściskając lekko. — Naprawdę dziękuję za troskę, ale powinnam zrobić to sama...

— Żartujesz sobie? — Spojrzał na mnie niedowierzająco. — Ten skurwysyn tak cię potraktował, a ty chcesz beztrosko znowu spotkać się z nim sam na sam?!

— Będę uważała, wiem, co robię — powiedziałam łagodnie, chcąc go chociaż trochę uspokoić, widząc, że się martwi.

— Nie powiedziałbym... — mruknął pod nosem, myśląc pewnie, że nie usłyszę. — Poza tym, czemu się tak upierasz tak przy swoim? Naprawdę, Gri, czasami warto dać sobie pomóc.

— Pomóc sobie... — powtórzyłam z kpiną, śmiejąc się gorzko. — Nie pomożesz mi, nie w ten sposób. — W głowie wybrzmiały mi słowa, które usłyszałam dzień wcześniej, doskonale przypominające mi, czemu nie powinnam skorzystać z jego oferty.

— Czemu?

— Serio chcesz wiedzieć? — mruknęłam, ni to pytając, ni stwierdzając. — Chcesz usłyszeć, jak podobno z tobą sypiałam? Że jestem zdradziecką dziwką, bo rzekomo udawałam świętą i próbowałam mu pomóc, a tak naprawdę myśli, że robiłam to tylko po to, żeby wysłać go do psychiatryka? — Wychrypiałam podniesionym głosem, czując, że oczy szczypią mnie coraz mocniej i emocje zaczynają brać górę. Poderwałam się z kanapy, chcąc zyskać większy dystans. — To chciałeś usłyszeć?! — warknęłam, próbując podeprzeć się o coś, bo zawroty głowy po szybkim podniesieniu się, zaburzyły moją równowagę.

— Gri?! — Złapał mnie pod ramię i posadził z powrotem na kanapie. — Co się dzieje?

— Nic, po prostu za szybko wstałam. — Wzięłam kilka głębszych oddechów i obraz znów zaczął robić się wyraźny.

— Powinienem wczoraj zawieźć cię do szpitala. — Zacisnął szczękę, wyraźnie podenerwowany tym, że zgodził się na moją prośbę i tego nie zrobił. — Przynieść ci coś? Wodę, jakieś leki?

— Nie, już jest lepiej. To nic poważnego, po prostu jestem zmęczona i podniosłam się za szybko. — Ucisnęłam lekko grzbiet nosa i skierowałam swój wzrok na mężczyznę. — Jest dobrze, naprawdę.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Aug 27, 2018 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

W otchłani kłamstwOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz