Rozdział 31

47 8 7
                                    

Przez dwa tygodnie, dzień w dzień obserwowałam tutejsze kluby w niebezpiecznych dzielnicach i zbierałam informacje na temat dokonywanych tu porwań. Szukałam wszelkich możliwych powiązań między nimi. Jednak oprócz młodego wieku, miejsc, w których dane osoby padały ofiarami, nic nie wskazywało na to, by miały one cokolwiek więcej ze sobą wspólnego.

Zaczynałam wątpić w słuszność swojego planu. Jednak coś zrobić musiałam, aby zdobyć potrzebne informacje. Mimo że pakując się w to, ryzykowałam naprawdę dużo. Mogłam nawet trafić do domu publicznego, jeśli akcja wzięłaby w łeb. Już wyobrażam sobie, co wtedy komentarze typu: ,,trafiła, gdzie chciała, skoro sama się tam pchała".

Postanowiłam nawet zadzwonić do Bradley'a z prośbą o asekurowanie mnie podczas akcji. Jednak, gdy zapytałam o plany na konkretny czas, a on powiedział, że będzie wtedy w Azji, zrezygnowałam, nie wspominając nawet o głównym powodzie ze względu, na który telefonowałam. A że nikomu innemu z ASA nie ufałam tak jak jemu, pozostałam sama ze swoim zamysłem.

W reszcie nadszedł dzień, który obrałam za idealny czas na realizację planu. Spędziłam dobre kilka godzin nad dopracowywaniem szczegółów takich jak wygląd, czy sposób zachowania. Ostateczny efekt był naprawdę niezły, chociaż czułam się w tym stroju i mocnym makijażu beznadziejnie.

Zanim opuściłam hotelowy apartament, upewniłam się jeszcze, czy, aby na pewno wszystkie ukryte pomoce, nie odznaczają się pod obcisłym materiałem, jakże krótkiej sukienki. Później ruszyłam wynajętym samochodem do celu. Zaparkowałam w bezpiecznej odległości od klubu i ruszyłam do niego. Dziesiątki ludzi, głośna muzyka i zapach alkoholu otaczały mnie z każdej strony.

Jak się później okazało, musiałam jeszcze poczekać na realizację planu, bo tamtego wieczoru on nie wypalił. W kolejne dni próbowałam ponownie, zmieniając miejsce. Za czwartym wróciłam do początkowej lokalizacji. Tym razem nie mogłam się już pomylić odnośnie tego, że oni musieli się tam pojawić. Po przedostaniu się przez bramkarzy ruszyłam dumnym krokiem do baru, skąd dyskretnie zamierzałam przyjrzeć się całemu zgromadzonemu tam towarzystwu.

Wnętrze było urządzone typowo jak w większości średniej jakości klubów. Spora ilość osób bawiła się już w najlepsze na parkiecie, obijając się o siebie nawzajem, co jakiś czas. Zamówiłam u barmana Caipirinię i zaczęłam dyskretnie obserwować bawiących się ludzi, poszukując kogoś, kto zwróciłby moją uwagę. Sączyłam drinka, nie zwracając większej uwagi na człowieka, który zajął miejsce tuż obok i próbował zagadać. Jednak stanowczo nie był w moim typie, a poza tym nie dla zabawy tam poszłam.

Kiedy położył dłoń w nieodpowiednim miejscu na moim udzie, które od ukrytej kabury z bronią dzieliły centymetry, zdecydowanie mnie wkurzył. Złapałam go za nadgarstek i odrzuciłam od siebie jego dłoń, a następnie zabierając z lady drugiego już, tym razem mocniejszego drinka, ruszyłam do innej części klubu.

Mijała już druga godzina mojego pobytu w tym miejscu, kiedy wreszcie w jednej z loży dostrzegłam mężczyzn, których kojarzyłam z fotografii, które były w dokumentacji śledztwa. Pozostając na swoim miejscu, przyglądałam się im dyskretnie. Przez dłuższy czas nie zauważyłam niczego niepokojącego, dopóki jedna z mocno pijanych imprezowiczek, która wcześniej była zaczepiana przez obserwowanych przeze mnie ludzi. Ruszyła do wyjścia, odprowadzona czujnym wzrokiem jednego z porywaczy, który przy okazji rozmawiał z kimś dosłownie moment przez telefon.

To wystarczyło, abym się zorientowała, co zamierzają. Przemykając pomiędzy ludźmi do wyjścia, starałam się mieć ją ciągle na oku. Kiedy znalazłyśmy się już na zewnątrz, przebiegły mnie dreszcze w zderzeniu z chłodnym już o tej porze powietrzem. Jednak zupełnie się tym nie przejmując, zbliżyłam się jak najszybciej do dziewczyny, która zmierzała powoli w stronę ciemnych zaułków.

W otchłani kłamstwOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz