Rozdział 3

2.4K 235 52
                                    

Victor mieszka u mnie już od dwóch tygodni. Codziennie od tych czternastu pochrzanionych dni, od siódmej do dwudziestej ciągnie mnie po całym cholernym Tokio w poszukiwaniu "jakiegoś" kolesia, którym jestem JA! I nieee wcale nie było to nieprofesjonalne... w ogóle.

Pierwszy raz w całym moim życiu żałuję, że zlitowałem się nad postrzelony małolatem, bo tak to nie musiałbym wszędzie chodzić z tym platynowłosym mężczyzną. Nie musiałbym stać koło niego, słuchając jak pyta się każdego o ( uwaga cytuję!) "czarnowłosego Japończyka o brązowych oczach z zabójczą aurą". Wtedy wszyscy patrzą się na niego jak na idiotę, bo

a) większość obywateli kraju kwitnącej wiśni, odpowiada jego opisowi.

b) po prostu trzy-czwarte osób nie rozumie angielskiego.

Ręce mi opadają, kiedy muszę go słuchać. 

Jak kiedyś podziwiałem tego człowieka, to teraz mam ochotę go skopać albo zabić, kiedy nagle mnie przytula, bądź zbliża się do mnie na mniej niż dziesięć centymetrów, albo co najgorsze wkrada mi się do łóżka! Po prostu inny człowiek niż myślałem!

Może na początku był taki, jak go wszyscy opisują, że moja bezlitosna natura Death'a przez cztery dni była na pogotowiu, na ewentualną obronę. To po piątym dniu nagle jego charakter zmienił się niemal o sto osiemdziesiąt stopni.

Przestał być taki chłodny, nieprzyjacielski i podejrzliwy, że nawet ruszył śniadanie, które mu zrobiłem, chociaż wcześniej tego nie robił i ciągnął mnie, ze sobą do jakiś restauracji, chcąc mnie mieć (prawdopodobnie) na oku.

Przez to, że przesiaduję z nim praktycznie dwadzieścia-cztery na dobę, będąc pod ścisłą ochroną lazurytowego, nie kontaktowałem się w ogóle z moimi ludźmi (w tym z szefami mafii należących do sojuszu), ludzie zaczynają się o mnie martwić. Nawet Phichit, po trzech dniach, kiedy to się do niego nie mogłem odezwać, zaczął zasypywać mnie esemesami, martwiąc się o mą osobę.

Ale wracając do Nikiforova. 

Właśnie siedzimy w jakieś kawiarni. Zamówiłem sobie gorąca czekoladę, a on latte.

Popijając nasze gorące napoje, spoglądaliśmy na siebie w kompletnej ciszy. Patrząc się tak na niego, próbowałem rozkminić, o czym on tak w ogóle myśli oraz co kryje się za zmianą jego zachowania. Może domyślił się, że to ja jestem osoba, której poszukuje i czeka tylko na moment, kiedy opuszczę wartę, aby mógł mi wymierzyć karę za uczynki mojego podopiecznego. A ową karą zapewnie, będzie strzał w głowę, przez co Ice zaliczy prawdopodobnie kolejnego head shot'a w życiu.

 - Cholera, na serio nie mam o czym myśleć jak tylko o własnej śmierci - odłożyłem pusty kubek na stół, krzyżując ręce na klatce piersiowej.

Chociaż ostatnio coraz częściej mam myśli samobójcze, przez (zazwyczaj) sporadyczne dziecinne zachowanie, siedzącego przede mną Rosjanina.

Przez niego na serio zwariuję (dop. z miłości xD) albo się w końcu zabiję, bądź go zakatrupię. Najbardziej oczywiście odpowiada mi trzecia opcja, bo przez to, że siedzę z nim dwadzieścia-cztery na siedem, nie byłem nigdzie na żadnej misji, psując swoją codzienną rutynę zabójstw. Nie mogłem zobaczyć pięknego szkarłatu, który niegdyś towarzyszył mi na co dzień.

Chociaż, jak teraz tak sobie pomyślę, to jestem mu nawet wdzięczny, gdyż dzięki temu mężczyźnie, na nowo poznaje spokojne życie (które odrzuciłem dobre dziesięć lat temu) i poczułem się jak normalny, młody dorosły.

- O czym tak myślisz? - spojrzał na mnie z wyraźną ciekawością.

- O swojej egzystencji - odpowiedziałem szczerze. Słysząc, to co powiedziałem, Victor przymrużył oczy, ilustrujące każdy szczegół mojej twarzy, chcąc tym sposobem, wyłapać czy być może go nie okłamałem.

Mortem et Glacies (Victuri)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz