Po krótkiej kłótni z udziałem Yakova, Victora i Yurio, platynowłosy stwierdził, że chce zobaczyć Death'a. Oczywiście nie chciał, abym z nimi poszedł, ale upierałem się, że jak mi nie pozwoli iść, to wrócę najszybciej, jak się da do Japonii. Oczywiście kłamałem mu w żywe oczy, bo nie chce w najbliższym czasie go opuszczać, chyba że śmierć — niespodziewana kochanka każdego człowieka, chwyci mnie swe szpony i zabierze ze sobą w nadchodzących tygodniach, a nawet dniach.
Najwyraźniej Victor jakimś cudem przejął się moim kłamliwym postanowieniem powrotu do kraju kwitnącej wiśni i zgodził się, abym z nimi poszedł.
O dziwo miejsce przetrzymywania durnego idioty, było w tym samym budynku, w którym byliśmy obecnie, tylko cela była na minus piątym piętrze, które ciągnęło się nawet kilometrami!
Całą drogę do miejsca, w którym był podszywacz, musiałem iść za wyzywającym Victora, Yurio, który nie był zbytnio zadowolony, że Nikiforov tak łatwo pokazał mi ich tajną "bazę".
Oczywiście w tym momencie blondyn irytował mnie nadto, ale pomimo tej nienawiści do całego świata, wydawał się być dość dobrym chłopcem, — na nasze standardy — ukrywającym swe prawdziwe emocje pod maską tego złego.
Z każdym kolejnym krokiem, obserwowałem otoczenie, które chciałem, a nie mogłem, zapamiętać, w końcu zatrzymaliśmy się, zaciekawiony spojrzałem na białe masywne drzwi, unosząc brwi do góry.
- Oprócz Death'a jest tam jeszcze jedna osoba — poinformował swojego następcę Yakov, przed wejściem do środka.
W pomieszczeniu panowała ciemność, dopiero gdy blondyn zapalił światło, można było ujrzeć te przeraźliwie białe ściany i dwa krzesła pośrodku pokoju, na którym siedzieli przywiązani do nich ludzie z workami na głowie.
Zerknąłem na Victora, który z lodowatym wzrokiem patrzył na "więźniów", po ciele przeszły mnie dreszcze widząc go w takim stanie. Nie był radosny, tylko poważny, ciepła aura, która go otaczała zazwyczaj w moim towarzystwie, zamieniła się w lodowatą. Zadrżałem, mając ochotę odskoczyć od niego jak najdalej, obawiając się w tej chwili jego osoby.
Ja Death przestraszyłem się prawdziwej — być może - natury Ice'a, którą znał cały świat mafii.
- Ściągnijcie te worki. - Jego głos sprawił, że kolejne ciarki przeszły mi po plecach.
Był złowieszczy, wyprany z wszelkich uczuć, nieprzyjazny. Spojrzałem na niego z szeroko otwartymi oczami, w ogóle go nie poznając. Na serio zaczynam się teraz obawiać, gdyż jak dowie się, że ja jestem Death'em, to zapewne jego obecna postura, aura, nieprzyjemność, chłodność, będzie taka sama do mnie.
Yurio przytaknął i ruszył w stronę więźniów. Kiedy znalazł się przy nich, jednym zimnym ruchem odsłonił twarze mężczyzn.
Zachłysnąłem się powietrzem, otwierając szerzej oczy, widząc szefa kanadyjskiej mafii - czarnowłosego, narcyza o szarych oczach, który miał założone w tej chwili brązowe szkła kontaktowe, byłem zszokowany, chociaż po tym idiocie wszystkiego się spodziewałem, ale jednak najbardziej zdziwiła mnie tożsamość drugiej osoby.
- Phichit - wymamrotałem. - Czemu do cholery dałeś się złapać!? - dodałem panicznie w myślach.
- A teraz gadaj Death. - spojrzał z istnym mrozem w oczach na JJ. - Kto zabił mojego towarzysza? - zaczął iść w ich kierunku.
Moi ludzie spojrzeli zabójczo na Ice, zaraz po tym, jak ich oczy przystosowały się do obecnego światła. Victor stanął przed nimi, a oni oderwali swój wzrok od niego i zerknęli najpierw na Yakova, później na Yurio, następnie na mnie.
Szare i czarne oczy otworzyły się szeroko z szoku, po zobaczeniu mej osoby.
- Yuri / Japoniec - krzyknął Phichit wraz z JJ, a Victor natychmiast, spojrzał na mnie pytająco, zresztą nie tylko on, ale pozostała dwójka również.
- Skąd ich znasz? - lazurooki spojrzał się na mnie podejrzanie, z lekko widocznym bólem w oczach.
Dzięki wam moi drodzy przyjaciele się teraz wpakowałem...
- Victor, Phichita znam ze studiów - wytłumaczyłem krótko, spoglądając na Taja. Jego ciemne włosy były brudne, a czarne oczy spoglądały na mnie z radością. - To, mój przyjaciel.
- A skąd znasz tego osobnika? - zirytowany blondyn kopnął z jakiegoś powodu Kanadyjczyka w piszczel, aby pokazać mi, o kogo mu teraz chodzi.
- A to JJ - powiedziałem bez uczuć, będąc z lekka na niego wkurzony. - Kanadyjska "gwiazda" rocka - zaakcentowałem z kpiną przedostatnie słowo.
- Zaraz, Death jest gwiazdą rocka? - zdziwił się blondyn, kiedy Victor analizował, to co powiedziałem.
- Yuri... mówiąc JJ, masz na myśli Leroy'a? - Nikiforov spojrzał na mnie, a ja niemal natychmiast przytaknąłem. - Cholera! - uderzył pięścią w ścianę. - To, nie jest Death, tylko szef kanadyjskiej mafii. - Zazgrzytał ze złości zębami.
- Ding, dong! - krzyknął mój przyjaciel, próbując naśladować brzdęk jakiegoś dzwonka.
- Rozwiążcie pana "Ding, dong". - rozkazał lekko załamany zachowaniem mojego najlepszego przyjaciela, Victor. - A niejakiego JJ jeszcze przesłuchamy.
- Ale Victor my jeszcze nie przesłuchaliśmy Phichita! - oznajmił blondyn. - Skoro przyszedł tu za nim, może należeć do ma-
- Rozkaz to, rozkaz Yurio! - wrzasnął zezłoszczony z jakiegoś powodu Victor, przerywając Plisetsky'emu. - Phichit to przyjaciel Yuriego, więc mu zaufam, tak jak Yuri mu ufa!
- Aww... to takie romantyczne - nagle wypalił, cicho Phichit, na co wszyscy spojrzeli się na niego zdziwieni. - No co? - spytał, czując na sobie wzrok pięciu par oczu. - Po prostu ship'uje - uśmiechnął się, a ja strzeliłem facepalm'a.
Rany... jaki ten chłopak jest niemożliwy... Raz jest urodzonym zabójcą oraz informatorem w jednym, a raz największym shiperem i fanem Instagrama na świecie. Nie ma co, niezłego mam przyjaciela.
Uśmiechnąłem się, kiedy Phichit został uwolniony, kiedy tylko wstał z krzesła, rzucił się na mnie, zamykając mnie szczelnym przyjacielskim uścisku.
---------------------*****---------------------
Tak jak pisałam wcześniej, rozdział jest dość krótki i muszę wam już teraz zdradzić, że jest to prawdopodobnie ostatni z tych milusich, gdyż od następnego ruszamy z akcją XD. Tak w ogóle przepraszam za błędy (jeżeli są) i mam nadzieję, że rozdział się wam spodobał <3
Dziękuje za komentarze i gwiazdki ;)
PS Link do bloga podam w komentarzu ;)
CZYTASZ
Mortem et Glacies (Victuri)
FanfictionŚwiat mafii jest nieobliczalny, rządzi się swoimi nieskazitelnymi prawami, które trzeba przestrzegać. Zbrodnia zawsze będzie równa zbrodni, a wylana krew zawsze będzie równo warta ilości przelanego szkarłatu. Nikt nie może zabić ,,obcego", bez konkr...