Lotnisko (Rosja)
Po długim jakże męczącym locie, wreszcie wysiedliśmy z tej okropnej kupy złomu.
Gdy odebraliśmy nasze walizki, z trudem ruszyłem za platynowłosym. Pomimo zapewnień skierowanych do Rosjanina, że było już ze mną w porządku, nadal wszystko mnie bolało, ale mniej niż wcześniej.
- To gdzie teraz jedziemy? - spytałem go, wychodząc z budynku, gdzie ludzie żegnali się być może, po raz ostatni ze swoimi bliskimi, a piloci modlą się, aby wszystko poszło jak najlepiej i żeby nie rozbili się, doprowadzając tym do swojej śmierci jak i kilkuset ludzi.
- Do mnie do domu - odpowiedział z uśmiechem.
- Do ciebie do domu? - Uniosłem zdziwiony brwi do góry, gdyż myślałem, że Victor zapewnie zaprowadzi mnie do jakiegoś hotelu, a nie do własnego mieszkania.
- Tak do mnie - zachichotał, spoglądając na Makkachina, którego przyprowadził jakiś drobny, złotowłosy chłopak, klnąc coś pod nosem coś w swoim ojczystym języku.
Prawdopodobnie należy do jego rodziny - przeszło mi przez myśl, kiedy lustrowałem jego strój.
Ma bluzkę we wzór w panterkę, na którą narzucona była czarna, odpięta, skórzana kurtka. Ciemnoniebieskie dżinsy współgrały z kruczymi adidasami za kostkę, z takim samym panterkowym wzorze co t-shirt, paskiem przechodzącym wokół całego buta.
- Staruchu - warknął, podchodząc do nas, wciąż spoglądając na Victora z jadem w zielonych oczach. - Jesteś cholerną wywłoką. - otworzyłem szerzej oczy, widząc i również słysząc, złość w tak małej istocie, przynajmniej wiem, —po tej krótkiej chwili — że nadaje się do naszego świata. - Przez ciebie stary, skołowany Yakov musiał wrócić na posadę, kiedy ty byłeś w Japonii - przerwał, gdyż spojrzał na mnie ze zdziwieniem w oczach. - Co on tu robi do cholery? - wysyczał, a Victor uśmiechał się podstępnie... Oj zaraz będzie się działo... czuję to w kościach.
- Co robi? Przecież widzisz, że stoi. - skrzyżował ręce na klatce piersiowej, po czym spojrzał na nastolatka z wyższością
- Przecież wiem, że stoi. - spojrzał na Nikiforova jak na idiotę, zaś ja usiadłem na swojej walizce, wzdychając cicho. - Lepiej mi powiedz, dlaczego jest z tobą, dziadzie. - Victor na chwilę się skrzywił.
- Yuri, łamiesz moje serce, nie jestem wcale dziadem - powiedział z dramatyzmem w głosie, łapiąc się z bólem za serce.
- Jesteś siwy, łysiejesz, więc wszystko się zgadza. - młody wzruszył ramionami z kpiącym uśmiechem. - Dziadek jak się patrzy. - platynowłosy wyglądał jakby miał się zaraz rozpłakać.
Dobra, czas to przerwać, bo będzie nieciekawie.
- Już, już. Przestań drażnić się z Victorem, bo się zaraz popłacze. - wstałem krzywiąc się lekko.
Nastolatek zauważył jak przegrywam z bólem, gdyż niemal natychmiast spojrzał pytająco na Victora, który widząc pytanie w jego wzroku, wyszeptał mu coś na ucho. Po usłyszeniu — od lekkiego niechcenia — krótkiej historii platynowłosego, otworzył szerzej oczy.
- Na serio pokonał płatnego zabójcę? - spytał zdziwiony z tajemnicza nutką w głosie.
Nikiforov słysząc co powiedział chłopak, strzelił facepalma, a ja spojrzałem się na niego mając oczy co najmniej jak spodni. No nie ma co zaskoczył mnie tym, nie spodziewałem się, że powie to na głos.
Postanowiłem przepuścić to pytanie mimo uszu, korzystając z okazji usiadłem z powrotem na walizki, aby chwilę odpocząć, kiedy to lazurooki ochrzanił prawdopodobnie swojego podopiecznego, który co chwilę mu przerywał.
CZYTASZ
Mortem et Glacies (Victuri)
FanfictionŚwiat mafii jest nieobliczalny, rządzi się swoimi nieskazitelnymi prawami, które trzeba przestrzegać. Zbrodnia zawsze będzie równa zbrodni, a wylana krew zawsze będzie równo warta ilości przelanego szkarłatu. Nikt nie może zabić ,,obcego", bez konkr...