Rozdział 20

1.6K 184 100
                                    

Serce Victora niemal natychmiast przyspieszyło, gdy zobaczył swojego ukochanego i sprawcę tego całego zamieszania. Platynowłosy nie wiedział, jakie emocje pojawiają się w nim w tym momencie. Szczęście, które poczuł, kiedy zobaczył Yuri'ego, zmieniło się zaraz na smutek i złość na samego siebie. Dodatkowo złość potęgowało, to, że był trzymamy przez TEGO mężczyznę, który w pierwszej chwili Victorowi wydawał się być duchem wracającym z zaświatów, aby uprzykrzyć mu po raz kolejny życie, bo jak do jasnej anielki, człowiek, który niby nie żył od długich czternastu lat, stoi przed nim z cwanym uśmiechem zadowolenia, przykładając lufę do głowy ledwo żyjącego — kontaktującego ze światem — Japończyka, który zapewne trzyma się na nogach tylko dzięki niemu?  

W jednej chwili poczuł jeszcze większy wstręt do niego... do swojego ojca, który zamiast wąchać kwiatki od spodu, trzymał się doskonale, robiąc mu cholernie na złość, raniąc przy okazji osobę, na której bardzo mu zależało, chcąc widzieć prawdopodobnie coraz większy ból?

- Dawno się nie widzieliśmy, synu. - Jego głos w jednej chwili sprawił, że Victor dostał białej gorączki, do tego zrobiło mu się niedobrze, kiedy nazwał go bezprawnie mianem "syna".

- Nie nazywaj mnie tak i puszczaj Yuri'ego! - krzyknął, wiedząc w tym momencie, że nie powinien wykonywać żadnych gwałtownych, zwłaszcza nieprzemyślanych ruchów, aby przez przypadek — przez własną głupotę — nie sprowadzić na Katsuki'ego jeszcze większych problemów.

W końcu Antoni Nikiforov był — i zapewnie nadal jest człowiekiem, który cieszy się z widoku cierpienia innych. Zawsze kochał oglądać rozpacz i ból ludzi otaczających go. Pierwotnie to on miał być głową rosyjskiej mafii, a nie Ice, lecz pewnego wieczoru zniknął bez słowa, tuż to śmierci swojej ukochanej, zostawiając Victora, pod opieką Yakov'a.  

- Mam prawo cię tak nazy-

- Nie masz prawa! - krzyknął wściekłe Victor, robiąc kilka kroków w przód. - Mój ojciec nie żyje!

- Ah - westchnął. - Jakiego mam niewychowanego syna - powiedział z udawanym żalem. - Może powinienem go wychować? - zaczął naciskać na spust, a Victor momentalnie zbladł.

- Nie rób tego! - panika w jego głosie była niemalże idealnie wyczuwalna i widoczna na jego twarzy. Strach w oczach, jego syna, drżenie ciała, pot spływający po nieskazitelnej skórze. Ten widok sprawiał, że serce starszego Nikiforov'a zaczęło bić coraz szybciej.

Ciekawie jaką będzie miał minę, jak zabiję tego chłopca i jak powiem mu, kim on jest. - Kolejna dawka adrenaliny pojawiła się w jego ciele, po takiej myśli. Kiedy spojrzał na ledwo żyjącego chłopaka, którego serce biło szybciej z obawy, że jego sekrety wyjdą na światło dzienne. Niemalże wiedział, że Japończyk obawia się, że Victor będzie chciał jego śmierci, że znienawidzisz go za wszystkie kłamstwa. - Chociaż zanim to zrobię, najpierw trochę się zabawie z moim pierworodnym.  

- Przykro mi Victor, ale zabije go - uśmiechnął się zadowolony, widząc coraz większą panikę. - Daswidania Yuri Katsuki. - Zaczął naciskać na spust pomalutku, chcąc zobaczyć coraz bardziej rosnącą rozpacz na twarzy swojego syna. Oczywiście ku jego malusiej uciesze nie musiał długo czekać, aby zobaczyć oczekiwaną reakcję młodszego, który niemal natychmiast ruszył w ich kierunku.  

Yuri spojrzał się ze smutnym — dodatkowo zamglonym — wzrokiem na biegnącego w ich stronę Victora, który krzyknął panicznie przez łzy "stój!". Słysząc platynowłosego, jego serce ścisnął żal, że to przez niego teraz zapewnie cierpi — że go doprowadził do takiego stanu. Nie chciał, aby jego ukochany płakał z jego powodu, nie chciał tego, a jednak do tego doszło. Ta świadomość sprawiała, że w jego oczach zaczęły zbierać się łzy.  

Mortem et Glacies (Victuri)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz