Rozdział 13

1.8K 191 46
                                    

Kiedy wyszliśmy z pomieszczenia po dość dokładnym nadzorem blondyna, który szedł przed nami, Phichit objął mnie przyjacielsko ramieniem.

- A teraz gadaj, co ty tu robisz? - wyszeptał, nie spuszczając, nieufnych oczu z mojego imiennika.

- No przecież ci mówiłem, że Victor jest u mnie i to właśnie z nim przyleciałem do Rosji - odpowiedziałem, spoglądając na niego. Na jego twarzy pojawił się drobny grymas.

- Ale jak się dokładnie TUTAJ dostałeś? - spytał z troską. - Dobra nie musisz odpowiadać, domyślam się -dodał szybko, uśmiechając się wyzywająco, unosząc zabawnie brwi, jak zawsze pewnie jakieś głupoty mu teraz chodzą po głowie. Przewróciłem zrezygnowany oczami.

- A teraz mi powiedz czemu-

- Zamknijcie się! - krzyknął Yurio, przerywając mi. - Chcę was stąd wyprowadzić i mieć święty spokój! - zgromił nas wzrokiem.

- Nie denerwuj się tak. - Phichit uśmiechnął się, a Plisetsky chyba się bardziej wkurzył, gdyż na jego czole pojawiła się pulsująca żyłka, a w kocich oczach obecna była chęć mordu.

Westchnąłem cicho, czując, że Yurio przygotowuje jakąś wielką wiązankę przekleństw w jego języku, po czym zrezygnowany oparłem się o ścianę.

- Słuchaj mnie ty głupi Taju - zaczął dość cicho, ale wiedziałem, że jak w przypadku nadchodzącej burzy z błyskawicami, będzie spokój, po czym nadejdzie prawdziwy armagedon. Blondyn wziął wdech, a ja zasłoniłem uszy, spotykając się z pytającym spojrzeniem mojego przyjaciela, po czym zaczęło się piekło - ZABIJE CIĘ TY SUKINKOCIE! JESZCZE RAZ SIĘ ODEZWIESZ, TO ODETNĘ CI JĘZYK I CIĘ NIM NAKARMIĘ! ZADŁAWISZ SIĘ NIM, JAK I WŁASNĄ KRWIĄ I WRESZCIE BĘDZIESZ JEBANY TAJU CICHO! - był tak głośny, że słyszałem go głośno i wyraźnie, pomimo zasłoniętych uszu, ale pomimo tej poprawy z mej strony i tak słyszałem dalsze wyzwiska młodego pokierowane w stronę mojego przyjaciela, który z każdą chwilą był coraz bardziej zdumiony zaistniałą sytuacją. Miał szeroko otwarte oczy i pewnie zastanawiał się, jak w takim - na pozór - delikatnym chłopcu jest tyle złości. - ...więc zamknij się i ty też - spojrzał na mnie. - Bo nie ręczę za siebie patafiany jedne. - dodał spokojniej, a my wspólnie przytaknęliśmy, głównie dla świętego spokoju.

Porażka... Oboje zostaliśmy wyzwani przez Rosjanina i to jeszcze tak młodego... skaza na naszym dobrym imieniu.

Nagle wszystko się zatrzęsło, a drobne kawałki tynku spadły ma nasze głowy.

- Co znowu? - wyszeptał z rezygnacją blondyn. Po czym otworzył szerzej oczy, słysząc ciche huki wystrzałów. - Niemożliwe - wyszeptał, biegnąc przed siebie, a my za nim.

Ohoho, ale się porobiło.

Najprawdopodobniej ludzie Ice'a zostali zaatakowani. Dopiero co zawitałem do Rosji, a tu już taka akcja. Czyżbym przez poznanie Victora, zaczął przyciągać jakieś kłopoty?

- To wasza sprawka? - wyszeptałem do Phichita, ale ten pokręcił tylko głową.

- Na pewno nie nasza ani pozostałych... - O fajnie inni też tu są... Po prostu pięknie. - Wszyscy czekają na mnie i na JJ - powiedział.

- W razie problemów macie wesprzeć Victora - poprosiłem, chociaż bardziej brzmiało to na rozkaz, wpatrując się w oddalającą sylwetkę blondyna.

Cholera jestem zbyt wolny, wszystko jeszcze mnie boli.

- Ale dlaczego? - zdziwił się.

- Bo jestem niemal pewien, że zaatakował ich nasz wspólny wróg - powiedziałem z lekkim grymasem na twarzy, ale najwyraźniej tyle mu starczyło, bo nie drążył dalej tematu. Pewnie domyślił się, że chodzi mi o grupę, której członkiem był ten debil, przez którego wszystko mnie boli.

Mortem et Glacies (Victuri)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz