Kiedy wyszliśmy z pomieszczenia po dość dokładnym nadzorem blondyna, który szedł przed nami, Phichit objął mnie przyjacielsko ramieniem.
- A teraz gadaj, co ty tu robisz? - wyszeptał, nie spuszczając, nieufnych oczu z mojego imiennika.
- No przecież ci mówiłem, że Victor jest u mnie i to właśnie z nim przyleciałem do Rosji - odpowiedziałem, spoglądając na niego. Na jego twarzy pojawił się drobny grymas.
- Ale jak się dokładnie TUTAJ dostałeś? - spytał z troską. - Dobra nie musisz odpowiadać, domyślam się -dodał szybko, uśmiechając się wyzywająco, unosząc zabawnie brwi, jak zawsze pewnie jakieś głupoty mu teraz chodzą po głowie. Przewróciłem zrezygnowany oczami.
- A teraz mi powiedz czemu-
- Zamknijcie się! - krzyknął Yurio, przerywając mi. - Chcę was stąd wyprowadzić i mieć święty spokój! - zgromił nas wzrokiem.
- Nie denerwuj się tak. - Phichit uśmiechnął się, a Plisetsky chyba się bardziej wkurzył, gdyż na jego czole pojawiła się pulsująca żyłka, a w kocich oczach obecna była chęć mordu.
Westchnąłem cicho, czując, że Yurio przygotowuje jakąś wielką wiązankę przekleństw w jego języku, po czym zrezygnowany oparłem się o ścianę.
- Słuchaj mnie ty głupi Taju - zaczął dość cicho, ale wiedziałem, że jak w przypadku nadchodzącej burzy z błyskawicami, będzie spokój, po czym nadejdzie prawdziwy armagedon. Blondyn wziął wdech, a ja zasłoniłem uszy, spotykając się z pytającym spojrzeniem mojego przyjaciela, po czym zaczęło się piekło - ZABIJE CIĘ TY SUKINKOCIE! JESZCZE RAZ SIĘ ODEZWIESZ, TO ODETNĘ CI JĘZYK I CIĘ NIM NAKARMIĘ! ZADŁAWISZ SIĘ NIM, JAK I WŁASNĄ KRWIĄ I WRESZCIE BĘDZIESZ JEBANY TAJU CICHO! - był tak głośny, że słyszałem go głośno i wyraźnie, pomimo zasłoniętych uszu, ale pomimo tej poprawy z mej strony i tak słyszałem dalsze wyzwiska młodego pokierowane w stronę mojego przyjaciela, który z każdą chwilą był coraz bardziej zdumiony zaistniałą sytuacją. Miał szeroko otwarte oczy i pewnie zastanawiał się, jak w takim - na pozór - delikatnym chłopcu jest tyle złości. - ...więc zamknij się i ty też - spojrzał na mnie. - Bo nie ręczę za siebie patafiany jedne. - dodał spokojniej, a my wspólnie przytaknęliśmy, głównie dla świętego spokoju.
Porażka... Oboje zostaliśmy wyzwani przez Rosjanina i to jeszcze tak młodego... skaza na naszym dobrym imieniu.
Nagle wszystko się zatrzęsło, a drobne kawałki tynku spadły ma nasze głowy.
- Co znowu? - wyszeptał z rezygnacją blondyn. Po czym otworzył szerzej oczy, słysząc ciche huki wystrzałów. - Niemożliwe - wyszeptał, biegnąc przed siebie, a my za nim.
Ohoho, ale się porobiło.
Najprawdopodobniej ludzie Ice'a zostali zaatakowani. Dopiero co zawitałem do Rosji, a tu już taka akcja. Czyżbym przez poznanie Victora, zaczął przyciągać jakieś kłopoty?
- To wasza sprawka? - wyszeptałem do Phichita, ale ten pokręcił tylko głową.
- Na pewno nie nasza ani pozostałych... - O fajnie inni też tu są... Po prostu pięknie. - Wszyscy czekają na mnie i na JJ - powiedział.
- W razie problemów macie wesprzeć Victora - poprosiłem, chociaż bardziej brzmiało to na rozkaz, wpatrując się w oddalającą sylwetkę blondyna.
Cholera jestem zbyt wolny, wszystko jeszcze mnie boli.
- Ale dlaczego? - zdziwił się.
- Bo jestem niemal pewien, że zaatakował ich nasz wspólny wróg - powiedziałem z lekkim grymasem na twarzy, ale najwyraźniej tyle mu starczyło, bo nie drążył dalej tematu. Pewnie domyślił się, że chodzi mi o grupę, której członkiem był ten debil, przez którego wszystko mnie boli.
CZYTASZ
Mortem et Glacies (Victuri)
FanfictionŚwiat mafii jest nieobliczalny, rządzi się swoimi nieskazitelnymi prawami, które trzeba przestrzegać. Zbrodnia zawsze będzie równa zbrodni, a wylana krew zawsze będzie równo warta ilości przelanego szkarłatu. Nikt nie może zabić ,,obcego", bez konkr...