Yurio po raz kolejny spojrzał na swojego przeciwnika z mordem oczach, unikając jego ponownego ciosu. Pomimo tego, że mieli przewagę liczebną, czarnowłosy dawał sobie z nimi doskonale radę.
Blondyna irytowała ich sytuacja, zwłaszcza, że płatny zabójca wyglądał, tak jakby kompletnie go nie ruszały ich ataki. Wymachiwał mieczem tak sprawnie, że jednocześnie mógł odeprzeć ich atak bez problemu. Nawet do jasnej anielki, kilka razy przeciął kulę na pół jakby te cholerne pociski, były jakimś zwykłym masłem, a nie metalem.
Do tego złość narastała jeszcze bardziej, gdy czerwonooki spoglądał, co chwilę na wejście do pomieszczenia, do którego wszedł Victor. Od razu wiedział, że dzieje się tam coś, co samemu Nikiforov'i sprawi problem, bo kto normalnej sytuacji, krzaczyłby na głos w panice, aby "stał"?
Nagle przed zielonookim znalazł się Aleksander. Zanim zdążył w jakikolwiek sposób zareagować, potknął się o wystającą płytkę w podłodze, po czym wylądował na ziemi, z lekkim zdezorientowaniem i grymasem na twarzy, przymykając oczy. Kiedy spojrzał na czarnowłosego, zdębiał, gdyż ten miał uniesiony miecz w taki sposób, że rękojeść była na wysokości jego głowy, a ostrze było skierowane na blondyna.
Yurio przeklnął z trudem ślinę, wiedząc, że nie da rady przed nim uciec.
- Yuri! - krzyknął lekko spanikowany Otabek, biegnąc na pomoc swojemu chwilowemu towarzyszowi.
Czerwonooki spojrzał na niego, lekko się uśmiechając, po czym nie czekając na nic, wbił ostrze w szparę między kafelkami, szokując tym nie tylko zielonookiego, któremu serce biło ze zdwojoną siłą tak jak te Kazacha. Rosjanin niemal od razu odetchnął z ulgą, posyłając pytające spojrzenie czarnowłosemu.
- Już mi się nie chce wami zajmować. - oznajmił, przeczesując krucze pasma włosów, oblizując przy okazji lekko popękane usta, od razu nabierając ochoty na coś do picia.
- Czemu? - spytał lekko nieufnie Altin.
- Czemu się pytasz? Cóż... po prostu nie dam rady z wami wszystkimi, dosyć, że wasza przeklęta ekipa jest tutaj, to jeszcze Ksawery, Rich i Luis do was dołączyli - westchnął. - Porażka gwarantowana. - wzruszył ramionami, zerkając przez okno.
- Wszyscy twoi przyjaciele do nas dołączyli? - spytał się Plicecky z udawaną kpiną w głosie, wstając z podłogi, otrzepując z siebie - ubrań - kurz.
To, nie są moi przyjaciele. - przeszło mu przez myśl, po czym powiedział:
- Prawie wszyscy, Shiro umarł i jeszcze został ten najgorszy.
- Cieszę się, że uważasz mnie za najgorszego, Aleksy.
Słysząc głos blondyna, zdziwiony czarnowłosy obrócił się na pięcie, spoglądając z widocznym szokiem i zdziwieniem na tego na osobę swojego kolegi, który do tej pory, tylko obserwował go i innych na każdym kroku, a teraz znalazł się tuż za nim i celował w niego bronią z lekkim uśmiechem i widocznym błyskiem w oczach.
- Co ty tu robisz Daniel? - Groza w jego głosie była tak bardzo wyczuwalna, że bez problemu można było wyczuć zagęszczającą się atmosferę wokół nich.
- Nieważne co tu robię - odpowiedział. - Ważne co usłyszałem dzięki tobie. - nagle spoważniał.
- Co teraz zrobisz? Zabijesz nas? - spytał z kpiną.
- Teraz nie, ale zrobię to później, najpierw pójdę tam. - Zerknął na wejście, widząc z daleka zadowolonego szefa, sam się uśmiechnął.
- Chyba nie chcesz się wtrącać? - Zadał pytanie.
CZYTASZ
Mortem et Glacies (Victuri)
FanfictionŚwiat mafii jest nieobliczalny, rządzi się swoimi nieskazitelnymi prawami, które trzeba przestrzegać. Zbrodnia zawsze będzie równa zbrodni, a wylana krew zawsze będzie równo warta ilości przelanego szkarłatu. Nikt nie może zabić ,,obcego", bez konkr...