Rozdział 1

3.4K 278 81
                                    

St. Petersburg

W pociemniałym pokoju, które było oświetlone tylko i wyłącznie przez pojedyncze smugi światła dziennego, wpadające przez lekko odsłonięte metalowe żaluzje. Za biurkiem, na którym walały się przeróżne papiery z danymi ważnymi i tymi mniej wartościowymi, siedział przystojny mężczyzna o platynowych włosach, odziany w czarny garnitur, a dokładniej w marynarkę, spodnie w kolorze hebanu, czerwony krawat i białą koszulę. Jego piękna nietypowa barwa tęczówek, została skryta za śnieżno-szarymi długimi rzęsami.

Podparł on na swojej dłoni podbródek, przecierając kciukiem po bladym, porcelanowym poliku. Zastanawiał się, ile będzie musiał jeszcze przeczytać raportów swoich podwładnych, od których (swoją drogą) zdążył już nabawić się porządnej migreny. Nagle mężczyzna otworzył swoje oczy, ukazując światu piękną błękitno-lodową barwę, mieszającą się co chwilę z lazurytem oceanów.

Spojrzał on ze stoickim spokojem na drzwi znajdujące się przed nim, które po chwili otworzyły się z głośnym hukiem, uderzając o ścianę. Do pomieszczenia z grobową miną, wszedł blondyn z długimi włosami sięgającymi ramion. Jego oczy miały niesamowitą barwę - kocią zieleń, która według naukowców była najrzadszym kolorem tęczówek występujących u ludzi na świecie.

- Victor - warknął, kiedy znalazł się przy biurku mężczyzny. - Emilio nie żyje - oznajmił ze złością, uderzając dłońmi o drewnianą powierzchnię.

Platynowłosy na chwilę otworzył szerzej oczy. Po jego twarzy przebiegł cień zdumienia spowodowany wiadomością o śmierci jego nowego podopiecznego. Jednak niepożądane i nagłe uczucie szybko minęło, zostając wnet zastąpione ogromną wściekłością. W pięknym lodowatym kolorze tęczówek pojawiły się iskierki złości, sprawiające wrażenie, że w jego oczach płonął żar. On sam zacisnął dłonie w pięści.

- Jak to? - wyszeptał młody dwudziestosiedmioletni szef mafii, czyli Victor Nikiforov. Jego ciało z każdą chwilą coraz bardziej zostawało pochłonięte przez wściekłość.

Ice nie mógł uwierzyć, że ten czternastolatek, który dopiero co dołączył do ich mafii nie żyje. Jeszcze pamiętał jak kilka dni temu, cieszył się na swoją pierwszą prawdziwą misję. Pamiętał jego uśmiech, wesołe, podekscytowane oczy, a teraz dzieciak wącha przysłowiowe kwiatki od spodu, bo ktoś odebrał mu życie?

- Kto go zabił? - spytał, wstając na równe nogi, po czym podszedł do częściowo zasłoniętego okna.

Blondyn cały czas wodził po nim wzrokiem, spoglądając na niego, a to ze złością, a to ze smutkiem związaną ze stratą swojego nowego kolegi. Niby rozmawiał z nim kilka razy, a raczej się z nim sprzeczał, ale traktował go jak swojego kumpla, bo w końcu należeli do tej samej familii.

- Kto go zabił Yuri? - powtórzył pytanie, kiedy zielonooki się zamyślił.

- Nie wiadomo kto go zabił - odpowiedział wyrwany ze swoich myśli, przez głos niebieskookiego. Kiedy Victor spojrzał na niego, oczy Yuriego Plisetskyego zostały zasłonięte przez złote pasma. - Ale wiadomo, że był tam Death - mówiąc jego imię, głos nastolatka był przepełniony złością, bólem i trwogą.

Do umysłu blondyna od razu wpadł obraz, kiedy to niedawno oglądał z szefem jego ostatnią rzeź. Żaden z nich nie mógł wymazać z pamięci zbrodni popełnionych tamtego wieczoru. Po prostu strzelał do ludzi, nie zwracając zbytniej uwagi na błagania oraz prośby o oszczędzenie, rodzin obecnych na przyjęciu mafijnym. Pomimo tego, że byli to głównie ludzie bardzo niebezpieczni i objęci w większości przypadków, wysoką nagrodą pieniężną, to on zabijał ich bez prawdopodobnego mrugnięcia, spoglądał na swoje przyszłe ofiary przez ułamki sekundy za ciemnych niczym noc okularów. Nieprzerwanie strzelał ze swojego pistoletu, tak, że ludzie padali na podłogę niczym zabite muchy. Nawet jak skończyła mu się amunicja, użył swej katany, która była zawieszona na jego biodrze, aby zabić tych ludzi. Podcinał kobietom, mężczyznom tętnice szyjne z bliskiej odległości, unikając wrogich pocisków, przez co wręcz kąpał się w ich krwi, a jego biały garnitur zabarwił się na szkarłat. Tyle krwi zostało przelanej tamtej nocy, że aż owa pora, została nazwana ,,Nocą krwawego księżyca".

Przez drobne ciało piętnastolatka przeszedł dreszcz, przywołując myślami te wszystkie ciała i dywan krwi.

- Death - powtórzył starszy Rosjanin cicho, wyraźnie się nad czymś zastanawiając. - Yuri...

- Hm? - spojrzał się na niego, przechylając głowę.

- Gdzie doszło do zabójstwa?

- W Japonii - odpowiedział bez zastanowienia.

- A dokładniej? - dopytywał Ice.

- Hm... - przechylił głowę lekko w bok, mrużąc oczy. - Chyba w Tokio... Tylko nie wiem w jakiej dzielnicy. Nie podali mi dokładniejszych informacji - dodał, widząc jak Victor próbuje wyciągnąć od niego więcej danych. - Niestety ludzie, którzy z nim byli, siedzą cicho, obawiając się, że jeżeli powiedzą tylko jedno słowo, to on po nich przyjdzie.

- Ah - westchnął, przeczesując dłonią swoje włosy. - Muszę odnaleźć Death'a - słysząc co powiedział, nastolatek uniósł lekko brwi.

- Ale czemu staruchu? - warknął blondyn.

- Trzeba się na nim zemścić - te słowa zdziwiły zielonookiego, tak bardzo, że na chwilę otworzył usta. - Pamiętaj Yuri... - Victor zaczął chodzić po pomieszczeniu. - Prawo mafii jest jasne. Ty zabijesz członka naszej familii, a my się odwdzięczymy tym samym. - na jego twarz wkradł się podstępny uśmiech. - Chociaż nie mam pewności czy to na pewno Death go zabił, ale to na razie nieważne - dodał w myślach. - Oko za oko... - zaczął po chwili.

- Ząb za ząb. - dokończył za niego blondyn wyraźnie zadowolony z takiego obrotu spraw. - Ale jak chcesz go wyśledzić?

- Ty tego nie wiesz? - zapytał z uśmiechem, który sprawiał, że dzięki niemu Victor, miał wiele adoratorek i adoratorów.

- Mam złe przeczucia - pomyślał Yuri.

- Wyruszam do Japonii poszukać Death'a! - oznajmił entuzjastyczne, a blondyna po raz kolejny zatkało.

- Huh? - zdziwił się zielonooki, a jego ręce po prostu opadły. - Sam? - Victor przytaknął. - Samiutki? - dopytywał, a odpowiedź niebieskookiego nadal była taka sama. Chłopak spojrzał na swoje buty, a na jego czole pojawiła się pulsująca żyłka. - Czy ciebie kompletnie pogięło, ty pieprzony staruchu!? - wydarł się na cały regulator, na co Victor uśmiechnął się sztucznie, przechylając głowę lekko w bok, zamykając swe oczy, udając, że nie słyszał jak "mała wróżka" nazwała go "pieprzonym staruchem".

Słuchając kolejnych wyzwisk Plisetskyego skierowanych w jego stronę, zaczął myśleć nad tym jak odnaleźć Death'a w Japonii. Bo w końcu co trudnego może być w odnalezieniu jednego czarnowłosego mężczyzny, o brązowych oczach z zabójczy aurą w Japonii? Chyba nic.

Victor nawet nie wiedział, w jakim jest błędzie, myśląc, że to nie będzie trudne zadanie.

Kiedy blondynowi znudziło się wyzwanie platynowłosego, wyszedł z pomieszczenia, trzaskając ponownie drzwiami, ale gdy tylko przeszedł kilka kroków wyraźnie wkurwiony, zatrzymał się gwałtownie, przypominając sobie o jednej ważnej sprawię.

- Cholera - warknął, pozwalając sobie mentalnego face-palma. - Zapomniałem mu powiedzieć o tym kolesiu, co przyniósł ciało Emilio - wyszeptał. Po czym wywróciwszy oczami, wrócił od niechcenia do gabinetu szefa mafii.

  ---------------------*****---------------------    

Pierwszy rozdział już za mną... całe szczęście XD

Wiem, że jest nudnawo, ale akcja zacznie się rozkręcać tak gdzieś od czwartego - piątego rozdziału, więc proszę szykować się na cierpliwość. Radzę wam również nie przejmować się zbytnio Emilio, gdyż musiałam kogoś zabić, a nie chciałam, aby zginął ktoś z obsady YoI... 

Nie przedłużając, dziękuje jeszcze za gwiazdki oraz komentarze <3

PS Rozdziały będą dodawane w soboty, bądź w niedziele.

Mortem et Glacies (Victuri)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz