Victor
Stałem przed wielkimi, o dziwo całkiem nowymi drzwiami opuszczonej fabryki. Z każdą chwilą denerwowałem się coraz bardziej — chociaż za bardzo tego nie okazywałem, moje serce z każdą mijającą chwilą przyspieszyło swój rytm.
Modliłem się, aby Yuri tam był, aby przede wszystkim był bezpieczny... żeby żył, jak on umrze, zginę i ja.
Westchnąłem cicho, po czym spojrzałem na moich zaufanych, jak i tych chwilowych towarzyszy, którzy zapewnie po raz ostatni w bezwzględnej ciszy poprawili swoje pasy od broni, czy same bronie, bądź słuchawki do komunikacji umieszczone w uszach, które wcześniej sprawdził i rozdał nam Phichit, przebywający obecnie w pojeździe, którym przyjechaliśmy, aby w razie czego pomóc nam dotrzeć do ewentualnych możliwych miejsc przetrzymywania Yuri'ego.
Kiedy wszyscy już byli gotowi, jednym sprawnym ruchem otworzyłem możliwe wrota do piekieł.
Wszedłem do nieprzeniknionej ciemności, niemal od razu czując odrażający zapach gnijących desek, pozostawionych w kątach na pastwę natury.
Kiedy wszyscy weszli do środka, drzwi zatrzasnęły się za nami, po czym w pomieszczeniu zapaliło się światło.
Niemal natychmiast moje oczy przyzwyczaiły się do nowego źródła oświetlenia.
Wszyscy milczeli, rozglądając się wokół siebie, będąc gotów na ewentualny atak, ustawiając się w wcześniej ustalonych parach — jedynie ja byłem samotny, czekając jak jedyny z obecnych — moich sojuszników — w Rosji, dotrze na miejsce po czasie.
Yurio przydzielony został do Kazacha.
Sara była w parze z Milą, brat Włoszki był przydzielony do swojego Czeskiego przyjaciela, JJ zaś był z Georgi'm.
Czując na sobie wzrok wszystkich, odwróciłem się do moich towarzyszy. Determinacja, odwaga, lekki strach z obawą o nieznane było wyczuwalne w każdym nas... nawet we mnie.
Ubrani w czarne stroje i kurtki, z bronią zawieszoną przy pasie przyszliśmy zwyciężyć za wszelką cenę. Musimy, po prostu musimy go uratować, innej opcji nie ma, ale najpierw...
- Rozpoczynamy akcje - słowo się rzekło.
Pożegnaliśmy się — być może po raz ostatni. Ruszając ku nieznanym, będąc świadomym, że być może jesteśmy śledzeni, popadając w każdej chwili zabójczą otchłań, jaką jest zasadzka.
----------*****---------
Yuri
Otworzyłem oczy, ale widziałem tylko ciemność. Na początku myślałem, że straciłem wzrok albo co najgorsze życie. Chciałem położyć dłonie na twarzy, ale coś ograniczało moje ruchy, nie mogłem oderwać swojego ciała od drewnianej powierzchni, do której byłem przywiązany.
Bolała mnie głowa, brzuch i ręce, Nie czułem gruntu, pod nogami, czyżbym wisiał na jakimś pieńku?
Skoro czuję ból, to znaczy, że żyję... prawda?
Jedyny — a zarazem najgorszy — plus w tej sytuacji.
Po raz kolejny spróbowałem się wyrwać, ale znowu bezskutecznie. Tylko zmarnowałem drogocenną dawkę energii, jak i przysporzyłem sobie dodatkowego bólu.
Pięknie, dosyć, że już wcześniej wyglądałem jak sto nieszczęść, to jeszcze otarłem sobie nadgarstki i kostki.
- I czemu do jasnej anielki dałem się tak łatwo złapać? - wywarczałem mając pretensje do samego siebie.
CZYTASZ
Mortem et Glacies (Victuri)
FanfictionŚwiat mafii jest nieobliczalny, rządzi się swoimi nieskazitelnymi prawami, które trzeba przestrzegać. Zbrodnia zawsze będzie równa zbrodni, a wylana krew zawsze będzie równo warta ilości przelanego szkarłatu. Nikt nie może zabić ,,obcego", bez konkr...