Minęły dwa długie lata, od kiedy zabiłem swojego ojca... od kiedy musiałem przeżyć ten okropny koszmar związany z porwaniem mojego ukochanego i jego postrzeleniem - Yuri wtedy zrozumiałem, że, pomimo iż znaliśmy się dość krótko, byłeś całym moim światem i życiem, które nigdy przedtem nie było pełne i szczęśliwe. Kiedy byłeś u mego boku, mogłem być sobą, na mojej twarzy pojawiał się zawsze szczery uśmiech, który nigdy nie był udawany. Roztopiłeś moje zimne, zamrożone serce, pozwalając mi znowu czuć - cieszyć się, współczuć, płakać, a co najważniejsze kochać. Gdybym nie wyruszył do Japonii, poszukując Death'a, to nasze drogi nigdy by się nie zeszły w tak pokojowy sposób. Bylibyśmy największymi wrogami, którzy pozabijaliby się przy pierwszej okazji, a tak to odnalazłem ciebie, nie mojego wroga. Zaufałem ci, otworzyłem się przed tobą, a ty przede mną i co najważniejsze zakochałem się w tobie na zabój. Kiedy widziałem twój ból, moje serce pękało... Kiedy umierałeś w moich rękach, nie mogłem znieść tego okropnego bólu - bólu, który sprawia, że nawet teraz cierpię. Czasami jak zamykam oczy, widzę cię całego we krwi i moje trzęsące się dłonie, poplamione szkarłatem.
Powtórzę to jeszcze raz, to dzięki tobie mogłem kochać i to dzięki tobie, stoję teraz w kościele, niezwykle się denerwując, czekając na miłość mojego życia, z którą mam połączyć się świętym węzłem małżeńskim. Oznajmując wszystkim zgromadzonym, że już na wieki będziemy sobie oddani.
Co chwilę z nerwów poprawiałem krawat obwiązany wokół mojej szyi, gdyż było mi dziwnie duszno. W głowie panował istny chaos, a do tego moje serce biło coraz szybciej. Zacząłem wodzić wzrokiem po ludziach siedzących w drewnianych, pięknie zdobionych kościelnych ławkach, przyozdobionych bielą kwiatów oraz ozdób weselnych. Każdy, kto nawiązał ze mną konak wzrokowy, uśmiechał się do mnie czule, pogrążając tylko mój stan emocjonalny.
Kto by pomyślał, że własny ślub może tak bardzo stresować. Nigdy tak się nie denerwowałem, nawet gdy zabijałem. Moje serce biło tak szybko, że miałem wrażenie, iż za chwilę wyskoczy mi z piersi. Nawet jak niechciana kochanka każdego człowieka, jaką jest śmierć, brała mnie niezliczoną ilość razy w swoje objęcia.
Moje serce momentalnie stanęło, gdy zauważyłem, że drzwi wejściowe pomalutku się otwierają.
Mój świadek, a zarazem najlepszy przyjaciel - Chris, który stał koło mnie, roześmiał się cicho pod nosem, widząc w jakim jestem stanie. Nie mając czasu na zabicie go wzrokiem, aby się zamknął w tak ważnej chwili, zrobił to Yurio, przywalając - o dziwo lekko - Szwajcarowi w tył głowy.
Gdy drzwi całkowicie się otworzyły, ukazując miłość mojego życia, cały stres momentalnie znikł. Yuri wyglądał pięknie. Biały materiał, z którego wykonany był garnitur, idealnie kontrastował z jego czarnymi włosami oraz naturalnie jasną, niemal bladą skórą. Okulary znikły z jego nosa, a włosy miał zaczesane do tyłu.
Phichit biegał po całym kościele, robiąc mojemu - już niedługo - mężowi masę zdjęć, chichocząc cicho i mówiąc do siebie co chwilę, że jego OTP zaraz będzie na wieki wieków razem.
Oczywiście ludzie spoglądali na niego, a to z rozbawieniem, a to z załamaniem, czy złością, że biegał po kościele robiąc zdjęcia w tak bezczelny sposób. Oczywiście ksiądz, który zgodził nam się udzielić ślubu w Ameryce, próbował ignorować Taja, ale najwyraźniej z ledwością mu się to udawało.
Całe szczęście, że mi tam on zbytnio nie przeszkadzał. Dopóki mam widok na Yuri'ego - całego, zdrowego, który tylko cudem przeżył tamten dzień, dzięki pomocy Chrisa i jego zespołu medyków, którzy jakimś dziwnym trafem czekali na niego w helikopterze tak na wszelki wypadek.
Od tego czasu sporo się zmieniło... Ja i Yuri odeszliśmy ze świata mafii, będąc pod stałą ochroną obecnych szefów jednostek, którymi kiedyś zarządzaliśmy. Moje stanowisko ponownie zajął stary Yakov, który zaczął szkolić swojego kolejnego następcę, z kolei stanowisko Yuri'ego zajęła na razie Minako, którą niegdyś poznałem w Japonii, o mało jej nie zabijając... Ale wracając do konkretów...
Kiedy moja czarnowłosa piękność stanęła koło mnie, przywitałem go krótkim, pełnym miłości pocałunkiem. Kiedy się od niego odsunąłem, mimowolnie się uśmiechnąłem, widząc jak na jego twarzy gości delikatny, dodający mu o wiele więcej słodkości niż zazwyczaj, rumieniec.
- Tyle razy się całowaliśmy, a ty nadal się rumienisz. - wyszeptałem, lekko drażniąca się z nim.
- Cicho Victor. - wyszeptał, zerkając na mnie kątem oka zawstydzony, na co zachichotałem, a ceremonia ślubna się rozpoczęła.
Nieważne ile czasu minie zawsze będę go kochać, zawsze będę stał przy jego boku, jako kochanek... mąż. Nigdy go nie zdradzę. Będę go zawsze chronił, dopóki śmierć nas rozłączy, tylko po to, by ponownie nas zjednoczyć.
Mortem et Galcies odeszły w zapomnienie, pozostając legendą wśród świata mafii. Zostaliśmy tylko my - budujący nową świetlną przyszłość u swego boku, jako szczęśliwe, kochające się przez całą wieczność małżeństwo.
---------------------*****---------------------
Epilog krótki, ale taki miał być, jest w nim wszystko co planowałam od pierwszego rozdziału i mam nadzieję, że jednak przeżyję! XD Cóż... na początek chce was wszystkich przeprosić, że tak długo musieliście na niego czekać oraz za wystąpienie ewentualnych błędów, a teraz czas na podziękowania!
Chce każdemu was z osobna baaaaardzo podziękować, za te 4,6k wyświetleń i ponad 870 gwiazdek! Za jakiekolwiek wsparcie i za to, że ze mną pozostaliście... jakby was nie było ze mną, to nigdy bym nie zakończyła tej książki <3
Niestety nie będzie drugiej części Mortem et Glacies, ale być może pojawią się w przyszłości jakieś dodatki, więc bądźcie czujni i zaglądajcie na mój profil, aby zobaczyć jakie mam plany~ :3
Możliwe, że po maturze (chociaż niczego nie obiecuje) pojawi się kolejna książka Victuri~ A oto okładka do niej:
Tak więc... jeszcze raz wszystkim dziękuje za wsparcie, gwiazdki i komentarze oraz za to, że przetrwaliście do końca opowiadania <3
PS Mortem et Glacies oznacza Śmierć i Lód (Death and Ice) ^^
CZYTASZ
Mortem et Glacies (Victuri)
FanfictionŚwiat mafii jest nieobliczalny, rządzi się swoimi nieskazitelnymi prawami, które trzeba przestrzegać. Zbrodnia zawsze będzie równa zbrodni, a wylana krew zawsze będzie równo warta ilości przelanego szkarłatu. Nikt nie może zabić ,,obcego", bez konkr...