Rozdział 5

2.1K 216 47
                                    

Przede mną stał chłopak o czarnych, trochę przydługich, prostych włosach. Jego jasnobrązowe oczy spoglądały na mnie ze złością i ekscytacją, pomimo, że jego wyraz twarzy nie wyrażał nic.
Ubrany był w kolorze hebanu.

Czarna skórzana kurtka, spoczywała na ramionach, chroniąc po części bluzkę na ramiączkach. Dżinsy oplatające jego nogi miały porobione liczne dziury, ukazując światu niemal białą skórę. Po części jego włosy, były przykryte przez czapkę angielkę, zasłaniające jasne oczy, które były niemalże pozbawione blasku. Liczne kolczyki w uszach, srebrne łańcuszki i niewyobrażalna ilość bransolet oraz pierścieni - które swoją drogą służyły mu za broń, gdyż były w nich sprytnie ukryte kolce, wykorzystywane zwykle do kastetu - sprawiały, że jego styl był niepowtarzalny, stworzony jedynie dla niego.

Nie mam wątpliwości, to Erick Rain, znany w grupie jako Erin. Jego ksywa składa się z pierwszych dwóch liter imienia i ostatnich nazwiska. Nie, nie wiem co on sobie myślał w czasie główkowania nad nad własną ksywą, gdyż nigdy nie wiedziałem co tej grupie - a zwłaszcza jemu - chodzi po głowie.

- Katsuki Yuri? - powtórzył, tylko tym razem pytająco, a jego ton głosu nie wyrażał żadnych uczuć, tak jak wyraz twarzy.

A teraz pozostaje jedno zasadnicze pytanie... przyznać się, że ja to ja, czy oszukać go? Pierwszy wariant prowadzi prawdopodobnie do bitwy, która jest bardzo kusząca, ale mój brak uzbrojenia sprawi, że będzie ciężko mi z nim walczyć, pomimo tego, że ten choćby do walki używa zazwyczaj swoich pięści, przez co jest bardzo niebezpieczny. Mogę przez ten coraz mniej spotykany sposób walki, doznać licznych ran i będę musiał później - zapewne - spowiadać się Victorowi.

A jeżeli skłamie, to ominie mnie zabawa jak i szczegółowa spowiedź przed wyżej wymienionym mężczyzną.

Więc mam się przyznać czy nie...?

- Tak, to ja - odpowiedziałem z uśmiechem po krótkiej chwili.

Kit z tym, przynajmniej będę musiał spowiadać się Nikiforovi.

Ku mojemu zdziwieniu, Erick uśmiechnął się, po czym wycelował we mnie z zaskoczenia prawym sierpowym. Natychmiastowo zareagowałem, robiąc unik.

Szybki jest - pomyślałem z uśmiechem, po czym otworzyłem szerzej oczy, czując lekkie pieczenie w okolicy polika, następnie poczułem jak mała stróżka krwi spływa po mojej skórze. 

Cholera drasnął mnie.

Szybko wytarłem polik z bordowej cieczy, omijając przy okazji kolejnego ciosu mężczyzny.
Unik prawo, w lewo, prawo, do tylu, znów prawo, nasza walka wyglądają jak taniec... Taniec prowadzący do śmierci jednej z osób.

W walce towarzyszyła nam panorama nocnego miasta, która swoją drogą dodawała ciekawego klimatu do naszej małej bitwy, na zapewnię śmierć i życie.

- Coś nagrywają? - usłyszałem czyiś głos.

- Nie wiem - odezwał się kolejny.

Zerknąłem kątem oka na otaczający nas tłum.

Do jasnej cholery, zapomniałem, że jesteśmy na środku ulicy!

Z powrotem pokierowałem swój wzrok na mojego przeciwnika, który uśmiechnął się zbliżając pięść do miejsca na brzuchu, gdzie znajduje się przepona.

Mortem et Glacies (Victuri)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz