Victor siedział w fotelu, spoglądając na drzwi wejściowe. Jego wzrok od czasu do czasu błądził po zegarku, dzięki któremu wiedział jak szybko i nieubłaganie płynie czas.
Trochę zaczynał się bać o Japończyka. Nie wracał od dobrych kilka godzin, a dzienna gwiazda ukryła się już dawno, ustępując miejsca na nieboskłonie swoim dalekim siostrom oraz naturalnej satelicie Ziemi, będącej teraz w pełni.
Nerwowo tupał nogą, zastanawiając się, czy nie iść go poszukać. Coś go niepokoiło, tylko nie wiedział co.
Cholerne przeczucie dawało o sobie znać, sprawiając, że w sercu od dobrych dwóch pełnych obrotów wskazówek zegara zakorzeniło się coś niepożądanego. Nie powinien się o niego martwic, w końcu był jednym z wielu nieświadomych ludzi mieszkających na ziemi, widzących wszystko przez pryzmat władz.Nic nie wiedział o mrocznej stronie ludzkości, jaką jest świat mafii. Czasami on sam zastanawiał się, czy powinien wiedzieć, a właściwie należeć do tego świata.
Nie mając nikogo, wstąpił w bardzo młodym wieku w szeregi rosyjskiej mafii, wtedy szefem był Yakov — który pewnie wrócił na posadę, po tym, jak postanowił wyjechać do Japonii. Nadal pamięta jak za swoje głupie i ryzykowne pomysły dostawał od niego ochrzan. Nie rozumiał, czemu na niego krzyczy, w końcu wykonywał swoje misje ze stuprocentową skutecznością, ale co mógł wiedzieć taki niedoświadczony dzieciak, który jeszcze nie cenił jedynego, a zarazem najwspanialszego daru, jakim było życie?
Dowiedział się, jaką ma cenę, kiedy zobaczył, jak śmierć zabiera wiele osób, do których zdążył się przywiązać, wylewając przy tym za każdym razem łzy — najczęściej w ukryciu. Dlatego postanowił, że z nikim — już nigdy — nie będzie się przyjaźnił, że każdy będzie dla niego tylko człowiekiem — jedynym z wielu pionków, których jest miliardy na świecie, ale z czasem złamał swoje postanowienie.
Zaprzyjaźnił się przez ten krótki czas z Japończykiem, który wydawał się mu iście interesujący, dzięki któremu pozbył się, choć na chwilę samotności, która go niszczyła od wewnątrz bardziej niż ten popaprany świat.
Zacisnął dłonie w pięści.
Nie chciał być samotny, bo wtedy nękały go okropne wspomnienia. Powstawały nowe rany na sercu, a on coraz częściej musiał grać. Jednak przy Yurim był sobą.
Obawiał się tego, ale był szczęśliwy. Mógł wreszcie żyć jak normalny człowiek, pomimo tego, że był bezlitosnym szefem rosyjskiej mafii.
Leżący w jego stopach Makkachin podniósł swój pyszczek, spoglądając na drzwi. Zaszczekał, podchodząc do wejścia mieszkania i machał ogonem.
Może to Yuri wrócił? - przeszło mu przez myśl, po czym wstał z fotela.
Już miał podejść do drzwi, ale uchyliły się one, a poobijany Japończyk wpadł przez nie, lądując z hukiem na podłodze.
Victor otworzył szerzej oczy, a serce na moment mu stanęło, kiedy zobaczył, w jakim stanie był Yuri — jego Yuri.
Hebanowe włosy były poczochrane i pozlepiane gdzieniegdzie przez dziwną zaschniętą substancję. Ciuchy były postrzępione i brudne, zaś w niektórych miejscach na materiale widniały brunatne zaschnięte plamy.
Był w takim szoku, że przez pierwszy moment w ogóle nie zareagował.
Otrząsnął się po kilkudziesięciu sekundach, krzycząc z nieznaną mu dotąd paniką w głosie jego imię.
Uklęknął przy Katsukim, biorąc go w swe ramiona. Serce platynowłosego biło przyspieszonym rytmem, widząc grymas bólu na twarzy czarnowłosego oraz jego nieregularnie podnoszącą się klatkę piersiową.
CZYTASZ
Mortem et Glacies (Victuri)
FanfictionŚwiat mafii jest nieobliczalny, rządzi się swoimi nieskazitelnymi prawami, które trzeba przestrzegać. Zbrodnia zawsze będzie równa zbrodni, a wylana krew zawsze będzie równo warta ilości przelanego szkarłatu. Nikt nie może zabić ,,obcego", bez konkr...