Rozdział 6

2.1K 223 52
                                    

Victor siedział w fotelu, spoglądając na drzwi wejściowe. Jego wzrok od czasu do czasu błądził po zegarku, dzięki któremu wiedział jak szybko i nieubłaganie płynie czas.

Trochę zaczynał się bać o Japończyka. Nie wracał od dobrych kilka godzin, a dzienna gwiazda ukryła się już dawno, ustępując miejsca na nieboskłonie swoim dalekim siostrom oraz naturalnej satelicie Ziemi, będącej teraz w pełni.

Nerwowo tupał nogą, zastanawiając się, czy nie iść go poszukać. Coś go niepokoiło, tylko nie wiedział co.

Cholerne przeczucie dawało o sobie znać, sprawiając, że w sercu od dobrych dwóch pełnych obrotów wskazówek zegara zakorzeniło się coś niepożądanego. Nie powinien się o niego martwic, w końcu był jednym z wielu nieświadomych ludzi mieszkających na ziemi, widzących wszystko przez pryzmat władz.Nic nie wiedział o mrocznej stronie ludzkości, jaką jest świat mafii. Czasami on sam zastanawiał się, czy powinien wiedzieć, a właściwie należeć do tego świata.

Nie mając nikogo, wstąpił w bardzo młodym wieku w szeregi rosyjskiej mafii, wtedy szefem był Yakov — który pewnie wrócił na posadę, po tym, jak postanowił wyjechać do Japonii. Nadal pamięta jak za swoje głupie i ryzykowne pomysły dostawał od niego ochrzan. Nie rozumiał, czemu na niego krzyczy, w końcu wykonywał swoje misje ze stuprocentową skutecznością, ale co mógł wiedzieć taki niedoświadczony dzieciak, który jeszcze nie cenił jedynego, a zarazem najwspanialszego daru, jakim było życie? 

Dowiedział się, jaką ma cenę, kiedy zobaczył, jak śmierć zabiera wiele osób, do których zdążył się przywiązać, wylewając przy tym za każdym razem łzy — najczęściej w ukryciu. Dlatego postanowił, że z nikim — już nigdy — nie będzie się przyjaźnił, że każdy będzie dla niego tylko człowiekiem — jedynym z wielu pionków, których jest miliardy na świecie, ale z czasem złamał swoje postanowienie.

Zaprzyjaźnił się przez ten krótki czas z Japończykiem, który wydawał się mu iście interesujący, dzięki któremu pozbył się, choć na chwilę samotności, która go niszczyła od wewnątrz bardziej niż ten popaprany świat.

Zacisnął dłonie w pięści.

Nie chciał być samotny, bo wtedy nękały go okropne wspomnienia. Powstawały nowe rany na sercu, a on coraz częściej musiał grać. Jednak przy Yurim był sobą.

Obawiał się tego, ale był szczęśliwy. Mógł wreszcie żyć jak normalny człowiek, pomimo tego, że był bezlitosnym szefem rosyjskiej mafii.

Leżący w jego stopach Makkachin podniósł swój pyszczek, spoglądając na drzwi. Zaszczekał, podchodząc do wejścia mieszkania i machał ogonem.

Może to Yuri wrócił? - przeszło mu przez myśl, po czym wstał z fotela.

Już miał podejść do drzwi, ale uchyliły się one, a poobijany Japończyk wpadł przez nie, lądując z hukiem na podłodze.

Victor otworzył szerzej oczy, a serce na moment mu stanęło, kiedy zobaczył, w jakim stanie był Yuri — jego Yuri.

Hebanowe włosy były poczochrane i pozlepiane gdzieniegdzie przez dziwną zaschniętą substancję. Ciuchy były postrzępione i brudne, zaś w niektórych miejscach na materiale widniały brunatne zaschnięte plamy.

Był w takim szoku, że przez pierwszy moment w ogóle nie zareagował.

Otrząsnął się po kilkudziesięciu sekundach, krzycząc z nieznaną mu dotąd paniką w głosie jego imię.

Uklęknął przy Katsukim, biorąc go w swe ramiona. Serce platynowłosego biło przyspieszonym rytmem, widząc grymas bólu na twarzy czarnowłosego oraz jego nieregularnie podnoszącą się klatkę piersiową.

Mortem et Glacies (Victuri)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz