Rozdział 17

1.6K 161 43
                                    

W ostatniej chwili przed oddaniem strzału, mężczyzna, do którego Victor był złudnie podobny, uniósł swoją rękę, tak, że wystrzelona kula, tylko i wyłącznie musnęła moje ramie, rozszarpując ubranie, które zaczęło przesiąkać krwią.

Niemal po chwili, poczułem, jak ciepła substancja, płynąca niegdyś w moich żyłach, spływa mi po ramieniu, tworząc, zapewnie, krwawą ścieżkę, która — przez moją obecną pozycję — zakończa swą podróż na ziemi.

Niebieskooki uśmiechnął się lekko, po czym ponownie strzelił, tym razem "stal" zrobiła mi krechę na poliku, pozbawiając przy okazji kilka włosów, które spadły natychmiast na podłogę.

W tej chwili odetchnąłem z ulgą. Całe szczęście, że żyje, że zobaczę Victora, zaś z drugiej strony poczułem chwilową wściekłość, gdyż na pewno szef ten bandy się ze mną bawi, traktując mnie jak jakąś marną zabawkę, do zaspokojenia jego sadystycznej strony.

Cholera, jakie to wkurzające!

Gdybym mógł, uderzyłbym z całej siły z pięści w ścianę, ale będąc przywiązanym do tych popieprzonych, skrzyżowanych na krzyż desek, nie mogąc zrobić nic, będąc na łaskę tego palanta, który ponownie zerknął na zegarek. Nie wiem czemu, ale jak tylko zobaczył, która jest godzina, skrzywił się lekko, chowając broń.

Pewnie drań nie jest zadowolony, że jako tako — przynajmniej w praktyce — się jeszcze trzymam, po dziesięciu minutach jego tortur. Nie wiem, czy się tak drań przejmuje, przecież będzie miał jeszcze całe dwadzieścia minut, zabawy moją osobą... Boże jak to dziwnie brzmi, zabawiać to ja mogę się z Victorem, najlepiej w łóżku, a ten drań mnie tylko torturuje... I jeny, jak ta pozycja, w której się znajduje, jest bardzo niewygodna.

Platynowłosy podszedł do mnie, spoglądając moje oczy. Momentalnie wstrzymałem oddech i przygryzłem lekko ze zdenerwowania wargę, widząc te dziwna złość w niebieskich tęczówkach.

Zanim się obejrzałem... zanim mrugnąłem, mężczyzna zadał mi kolejny mocny cios, który był znacznie silniejszy od tych na początku.

Przez chwilę, słyszałem tylko pisk, tak bardzo irytujący oraz przyspieszone bicie swojego serca.

Jego sylwetka, jak i pomieszczenie zostały niemalże "przykryte" przez czarne plamy. Polik piekło mnie niemiłosiernie, a smak krwi był wyraźniejsze niż na początku.

Kurcze... zabolało i to mocno...

- To, jeszcze nie koniec - oznajmił lodowatym tonem, widząc, że oprzytomniałem po poprzednim ciosie, szykując się na kolejny, aby zadać mi ból. A ja? Zamknąłem oczy, czekając na cios od kata.

----------*****---------

Mila i Sara unikały w gęstym dymie pocisków wycelowanych w ich stronę. Brązowowłosy chłopak o niebiesko-brązowych oczach, nie był zbytnio zadowolony, że musi pozbyć się tak pięknych pań, ale rozkaz to rozkaz, każdy trzeba wypełnić.

Jego czarny płaszcz był lekko podziurawiony przez pociski, ale nie przejmował się tym zbytnio, gdyż po całej akcji planował iść na zakupy, jak to miał zwyczaju. W grupie zabójców siedemnastoletni Luis, był najmłodszy. Dołączył on do szajki niecałe dwa lata temu, tuż po tym, jak Daniel zabił jego rodziców, zajmujących się nielegalnym handlem. Brązowowłosy skorzystał oferty blondyna, kiedy on zaoferował mu nowy dom i on bez chwili przemyślenia, przyjął propozycję, którą po minimalnej części, w głębi duszy, żałuje po dzisiejszy dzień.

Z racji tego, że Brain tak późno dołączył do grona płatnych zabójców, nie znał prawdziwej tożsamości więźnia i nie rozumiał, czemu mafia chce go odbić. On na miejscu szefa by zabił tego czarnowłosego śmiecia od razu, a nie się nim patyczkował. Przynajmniej teraz - gdyby tak zrobił - nie musieliby zajmować się tak problematycznym - i w jego przypadku, pięknym problemem.

Mortem et Glacies (Victuri)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz