Rozdział 14

1.7K 188 27
                                    

Kiedy Phichit z Yurim znaleźli się przy Victorze, rozmawiał on przez telefon ze swoimi ludźmi, mówiąc im, aby za wszelką cenę walczyli i nie podawali się.

Kiedy spojrzał swoim lazurem oczu na dwójkę przybyszy, poczuł dziwny niepokój w sercu. Nie widział nigdzie swojego ukochanego.

- Gdzie jest Yuri? - spytał, podchodząc do blondyna, który nic nie mówiąc, zachowywał się dość dziwnie. Plisetsky nic nie odpowiedział, spoglądając z niecodzienną w jego przypadku, bezradnością w ziemię. Złote pasma, lekko brudne od tynku z sufitu, zasłoniły oczy. Nie wiedząc, jak ma przekazać Victorowi, że prawdopodobnie Katsuki już nie żyje oraz to jaki był bezradny w sytuacji zagrożenia życia, przez szefa najbardziej niebezpieczn​ej szajki zabójców do wynajęcia.

Kiedy Nikiforov nie otrzymał odpowiedzi od chłopaka, który był dla niego niemal jak brat. Spojrzał na czarnowłosego, mając nadzieję, że on mu coś powie i całe szczęście, nie rozczarował się.

- Yuri prawdopodobnie uratował nas kosztem swojego życia. - Oczy platynowłosego otworzyły się szeroko, a jego serce niemalże stanęło. - Powiedziałem prawdopodobnie, on tak łatwo się nie podda - dodał, próbując pocieszyć tym Ice'a, jak i samego siebie. Starał się być dobrej myśli. Wiedział, że jego przyjaciel jest dobry, ale teraz nie był w pełni sił, a przeciwnik był nawet bardziej niebezpieczniejszy od samego Victora i Yakov'a razem wziętych.  

- Nie mogłem nic zrobić - odezwał się nagle Yurio. Jego głos był tak cichy, że dwójka spojrzała na niego lekko zdziwiona i zszokowana, gdyż chłopak cały drżał, widząc oczami wyobraźni swojego chwilowego wroga.

Pierwszy raz w swoim życiu, tak bardzo się kogoś bał.

Pierwszy raz sparaliżował go strach.

- Nie przejmuj się Yurio. - Victor położył dłoń na bark swojego przybranego — w jego dobniewaniu — członka rodziny. - To nie twoja wina

- Ic-, znaczy Victor - szybko ​ ​się poprawił, ale Nikiforov i tak spojrzał na niego zdziwiony, domyślając się, co chciał powiedzieć - Ice, jego pseudonim.

Czyli on wie kim jestem - przeszło przez myśl Victorowi. Już chciał się spytać Phichita skąd wie, kim jest naprawdę, ale w ostatniej chwili ugryzł się język, postanawiając, że w tym momencie nie będzie drążył ów tematu.  

- Ma rację, ten przeciwnik to, inna liga, był bardzo niebezpieczny - dokończył swoją wypowiedź Taj, spoglądając na blondyna, uśmiechając się lekko, po czym ruszył przed siebie z chęcią udania się do swojego przyjaciela, wiedząc, że każda mijająca sekunda jest na wagę złota... na wagę życia Yuri'ego.- Ma rację, nie martw się Yurio. - Victor położył dłoń na jego ramieniu młodzika, chcąc dodać mu tym drobnym gestem otuchy. Jak na zawołanie zielonooki uspokoił się odrobinę, widząc tę zmianę, kiedy mu się jako tako udało. Uśmiechnął się lekko, spoglądając z lekką nieufnością, na Taja, który biegł przed siebie. Victor bez zastanowienia ruszył za czarnowłosym, niemal wyrównując z nim tempo.  

- Pożyczysz mi telefon? - odezwał się Phichit, kiedy lazurooki biegł z nim ramię, w ramię.

- Po co ci on? - spytał zaciekawiony, podając mu bez słowa, swój już odblokowany iPhone.

- Muszę do kogoś zadzwonić - powiedział, wpisując jakiś numer, po czym zaczął rozmowę.

Victor wyłapał niewiele z rozmowy czarnowłosego z nieznajomym, gdyż przyjaciel Yuri'ego mówił jakimś szyfrem, odpowiadając pojedynczymi słowami na zadawane mu pytania.

- Tak, szef kazał pomóc Nikiforovi - chwila przerwy. - No wiesz, kto to jest - wyszeptał, ale Victor i tak go usłyszał. - Dobra, czekamy na pomoc - rozłączył się, oddając telefon jego właścicielowi. - Niedługo dostaniemy wsparcie - oznajmił platynowłosemu, wiedząc, że zbliżają się do miejsca walki. Domyślił się, że jego przyjaciel już nie walczy, że walka się skończyła, gdyż było zdecydowanie za cicho, na jakąkolwiek oznakę potyczki.

Mortem et Glacies (Victuri)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz