Rozdział 7

471 20 4
                                    

Wiem, że już powinnam być u niego w biurze, ale jakoś nie specjalnie chciałam tam iść. Nie jestem pewna czy chciałabym na niego patrzeć, ale co ja za to mogę? W sumie nic nie mogę. To nie ja się pisałam na to, żeby bawić się w służącą "jaśnie pana".

W drodze do biura spotykałam różne osoby, niektóre z służby inne z rodziny królewskiej. Dziwiło mnie, że każdy kogo mijałam patrzył na mnie z życzliwością, nie tego się spodziewałam po przygodach w Akademii, gdzie prawie każdy krwiopijca chciał Cię zabić za to, że  w ogóle istniejesz.

Podchodziłam do biura, gdy zobaczyłam uchylone drzwi i usłyszałam głosy księcia i jakiegoś innego mężczyzny.

- Cholerna przepowiednia - powiedział książę lekko załamanym głosem - Po wczorajszej akcji nawet nie chce tu przyjść. Pewnie mnie nienawidzi. Ależ ja jestem głupi, a Lora dalej nie rozumie nie chce z nią być.

- Daj spokój. Będziesz tu się tak stresował przez głupią przepowiednie starej wiedźmy, czy zrobisz wreszcie coś, żeby ją zdobyć... cii słyszysz to?

Podziałało to na mnie automatycznie. Wiedziałam, że wampiry w końcu wyczują moją obecność, to była kwestia czasu. Więc wolałam udawać że nic nie wiem. Podeszłam do uchylonych drzwi i zapytałam, prawie od razu usłyszałam "proszę".

- Dzień dobry - uśmiechnęłam się delikatnie - Jeśli panom przeszkadzam mogę przyjść później.  - spojrzeli na mnie i rozpromienili się

- Ależ skąd. Merkucjo, poznaj Elenę moją... - spojrzał się na mnie takim wzrokiem, od którego każda byłaby już jego. Nie doczekanie, pajaca!

-Służąca i asystentka. - dokończyłam lodowatym tonem patrząc na niego - Miło mi - podałam rękę jego znajomemu

- Wybaczcie, ale ja już muszę wracać do swoich obowiązków. Miłej zaba... dnia - Merkucjo uśmiechnął się łobuzersko i wyszedł z gabinetu

Zauważyłam, że pojawiło się biurko z krzesłem tak jak zapowiadał książę. Rozejrzałam się jeszcze raz dokładnie po biurze i zauważyłam, że papierów na biurku Dawida przybyło i to wcale nie o jeden plik, ale o cały stos a reszta z nich została porozrzucana. Książę stał i obserwował mnie przenikliwym wzrokiem, miałam taką ogromną ochotę strzelić mu w twarz, niestety i tak by go to nie zabolało. Chciałam go wyminąć w drodze do mojego stanowiska pracy, ale zatorował mi drogę, a potem przycisnął mnie do ściany całym swoim ciałem.

- To co widziałaś wczoraj to nie tak jak myślisz - ten tekst rozwalił wszystko, teraz to byłam to prostu bliska wyjścia z siebie i stanięcia obok.

- A co mnie obchodzi kogo posuwasz! Twoje życie, Wasza wysokość. - powiedziałam z chłodem i przekąsem - Tylko mnie do tego nie mieszaj. Nie musisz się mi spowiadać, a teraz wybacz, ale z tego co widzę mamy masę pracy. - to co zrobił zdziwiło mnie maksymalnie, on mnie pocałował

- Przepraszam. Poniosło mnie. - spojrzał na mnie, a w jego oczach dostrzegłam ból pomieszany z nutką smutku, nie wiem czemu, ale zrobiło mi się go żal

- Każdemu mogło się zdarzyć...  - uśmiechnęłam się niepewnie - Ale lepiej, żeby się już nie zdarzyło.

Reszta przed południa minęła dość spokojnie i cholernie nudno, ciągle czytałam i poprawiałam różne dokumenty.

David stanął przed moim biurkiem kiedy byłam głęboko zaczytana w kolejnym nowym prawie i poprawiałam błędy, obrabiałam.

- Mmm myślę, że zasłużyliśmy na pyszny obiadek - podniosłam głowę i uśmiechnęłam się do niego - To na co miałabyś dziś ochotę - pierwsza myśl " na Ciebie w tym wielkim łożu", ale musiałam się ogarnąć, bo przecież jeden pocałunek nic nie znaczy, nawet jeśli był pierwszym

- Chciałabym... hmm.. no nie wiem, może frytki z piersią z kurczaka warzywami i sosem czosnkowym - powiedziałam lekko rozmarzona, na co książę zaśmiał się gardłowo i bardzo seksownie

- Chodź, dziś zjemy na dworze w altanie.

- W altanie? Że na dworze? - byłam lekko zdziwiona z tego co wiem to za często na dwór nie wychodzi

- Załóż coś wygodnego, ale nie ubieraj się zbyt ciepło, bo na dworze jest ładna pogoda. - uśmiechnął się sympatycznie

                     ***

W połowie drogi cieszyłam się, że jestem w legginsach i adidasach. Droga do altanki prowadziła przez pałacowy ogród wąska ścieżką tak malowniczą, że czułam się jak w popieprzonej bajce Disney'a. Stała ona w cieniu drzew i nie była ona przesadnie duża. Była to śliczna drewniana altana z zaokrąglonym daszkiem. Wchodząc do niej widziałam, że jedzenie już na nas czeka. Nie ukrywam, iż cieszyłam się niezmiernie. Była wykończona i wygłodniała przez dzisiejszą zabawę w urzędnika.

- Jak Ci się podoba moje miejsce wyciszenia? - powiedział David z nadzieją w głosie i podnieceniem małego dziecka, co wydawało nie podobne do wielkiego księcia

- Jest cudowne, nie sądziłam, że będzie wyglądać tu jak z bajki - powiedziałam z niekontrolowanym zachwytem, a David jak zwykle zaśmiał się tak, że poczułam skurcz w żołądku

- Dziękuję, cieszę się, że Ci się podoba. - spoważniał i kontynuował - To jest moje małe schronienie przed światem i problemami.

Nie wiedziałam co mu na to powiedzieć. Uśmiechnęłam się niepewnie, na całe szczęście odpowiedział również uśmiechem i to takim, który wygląda na płynący z serca, a jego oczy wypełnił nieznany mi dotąd blask. Co ten mężczyzna ze mną robi!?

Po zjedzeniu obiadu i miłej pogawędce z księciem zapragnęłam poznać przepowiednie, ponieważ bardzo chciałam wiedzieć jaką rolę odgrywam w tym wszystkim ja. Zamyślenia wyrwał mnie głos księcia.

- Słyszysz co do Ciebie mówię?

- Przepraszam, zamyśliłam się. - uśmiechnęłam się przepraszająco i zrobiło mi się głupio

- Nic nie szkodzi, to miejsce też tak na mnie wpływa, że  czuje się trochę tak jakbym był w innym świecie. Cieszy mnie to, że spodobało ci się moje zacisze. - uśmiechnęłam się radośnie, ale od razu humor mi się popsuł na samą myśl o rudej wampirzycy z ogromnymi piersiami leżącej na jego łóżku. Fuj, samo wspomnienie wywołuje we mnie wstręt z odruchem wymiotnym

- Co tak spochmurniałaś? - zapytał z troską, a ja próbowałam odrzucić wczorajszy wieczór w zapomnienie - Coś się stało?

- Nie. Tak po prostu pomyślałam, że niestety nie mogę zostać w tej altance na zawsze - skłamałam

- Możesz tu przychodzić kiedy tylko zechcesz.

Dziękuję. - posłałam mu szczery uśmiech - A wiec co do mnie wcześniej chciałeś mi powiedzieć?

- A, no tak. Zupełnie o tym zapomniałem - posłał mi dość typowy ostatnio dla niego łobuzerski uśmiech, już miał dokończyć, ale przerwał nam widok Merkucja w oddali całującego się z Anką

- Ann i on? O matko. - wszeptałam na co David się zaśmiał

- Idziemy im przerwać schadzkę? - zapytał z diabelskim uśmiechem

- Ale najpierw mi powiedz to co miałeś...

Cóż on jej powie ciekawego?  Tego dowiecie się w następnym rozdziale, a teraz co ja wam chce powiedzieć.  A więc nareszcie udało mi się przebrnąć przez 1000 słów i jestem z siebie dumna. 🎉🎉🎉

Pozdrawiam i życzę wam miłego czytania, a jak wam się podoba to proszę o gwiazdki i komentarze. 😘

Pan i Władca (CZAS NA KOREKTE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz