22. Stan Luny.

9.9K 643 129
                                    

Davos

Zrozpaczony mężczyzna pochylał się nad łóżkiem byłej ciężarnej. Jej dziecko nie przeżyło jego furii w wyniku czego dusza Night-Bo tak nazwał córkę, trafiła do krainy cienia pod opiekę szczęśliwej władczyni Rhaenys. Żałował swojego czynu dopiero wtedy, gdy dowiedział się od przepowiedni, że Blue ,jednak go nie zdradziła.

Widziałem jak Aaron cierpi, było mi go nawet szkoda, jednak większa część mojej duszy nie mogła uwierzyć, że zabił własne dziecko. Na samą myśl dostawałem dreszczy.

~Biedna Blue.-Usłyszałem głos swojego wilka. Szary futrzak był wyjątkowo czuły, w przeciwieństwie do bestii jego Alfy.

~Nie wiem jak Alfa mógł zabić własne dziecko.-Odpowiedziałem zdenerwowany.~ Wątpię, aby Luna mu wybaczyła, współczuję jej.

~A myślałem, że to ty jesteś chujem.-Zignorowałem jego słowa, po czym wszedłem do sali swojej Luny.

Za szybą widziałem tylko łóżko oraz leżącą na nim dwójkę ludzi, a gdy znalazłem się na sali ujrzałem pełno dziwnych, jak i wydających różne dźwięki maszyn, do których podłączona była czarnowłosa. Jej skóra była bardzo blada, a usta sine. W niektórych miejscach można było dostrzec przekrwienia, siniaki oraz drobne rozcięcia.

Kiedy spojrzałem na postawnego mężczyznę oniemiałem. Pierwszy raz w życiu widziałem jak płakał. Skóra pod jego oczami była podrażniona,a oczy szkliste. Minął prawie miesiąc, a on dalej nie ruszył się z miejsca. Co jakiś czas tylko brał prysznic, jadł,a potem tutaj wracał. Siedział przy niej dzień i noc - Nieustannie.

—Co mówią lekarze?-Zapytałem, gdy znalazłem miejsce do siedzenia, które znajdowało się nieopodal pary przeznaczonych.

—To co zawsze-Jej stan się utrzymuje, ale dalej jest zagrażający życiu.- Odburknął nie odrywając wzroku od twarzy młodej kobiety. Postanowiłem nie ryzykować, pytając dalej.

Odszedłem zrezygnowany,a następnie ruszyłem w kierunku swojego apartamentu. Myślami podążyłem do swojej pięknej kobiety. Ostatnio mieliśmy małą sprzeczkę, przez co starała się mnie unikać, jednakowoż nie wychodziło jej to zbytnio.

Gdy wreszcie dotarłem do miejsca swojego celu zdjąłem kluczyk, wiszący na mojej szyi. Szybko włożyłem go do zamka drewnianej powłoki, przekręcając mały metalowy przedmiot. Kiedy drzwi się uchyliły do moich nóg doczepił się Rickon.

Wziąłem swoje dziecko na ręce, a następnie skierowałem się do kuchni, w której zazwyczaj bywa moja żona. Szczęśliwy zauważyłem ukochaną osobę przygotowywującą obiad, który pachniał nieziemsko.

Położyłem palec wskazujący na swoich ustach, dając znak synkowi, aby starał się nie wydawać żadnych dźwięków. Powoli zbliżyłem swoją osobę do zgrabnej sylwetki, a następnie przyjechałem swoją dłonią po jej plecach. Kobieta podskoczyła wystraszona, a później odwróciła się twarzą w moją stronę. Szybko pocałowałem ją w nos, po czym śmiejąc się uciekłem z synem na rękach do jego pokoju.

—Davos! Nie strasz mnie!- Usłyszałem zza drzwi.  Annie pojawiła się obok drewnianej powłoki, kierując swoje „groźne” spojrzenie w moją stronę, jednak w głębi jej oczu widziałem nutkę rozbawienia. W odpowiedzi tylko się uśmiechnąłem, po czym wróciłem do zabawy samochodzikami ze synkiem.

— Co z Luną i Alfą?- Usłyszałem pytanie, skierowane w moją stronę.

—Bez zmian. Alfa nie rusza się z miejsca,a Luna... Jest w stanie ciężkim.- Odpowiedziałem odkładając czerwone autko, które trzymałem wcześniej sam, a następnie wyszedłem z pokoju dziecka, ciągnąć jej rękę, aby poszła razem ze mną.

Gdy wreszcie znaleźliśmy się w sypialni wezwałem myślami Ninę-opiekunkę naszego syna, aby się nim zajęła, a sam zacząłem zachłannie całować swoją drugą połówkę. Kobieta nie protestowała, co mnie ucieszyło, bo pragnąłem jej, jak nigdy dotąd...

Dzieńdobry! Jak tam wam życie mija? 😂 Chcieliście rozdział to macie ^^ Mówiłam, że nie będzie Happy End'u. 🙄 Jak Myślicie- Czy nasza bohaterka przeżyje? A może już odejdzie do innego świata? Tego dowiecie się w następnych rozdziałach!

Liczę na dużo komentarzy i gwiazdek ^^

Brutal MateOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz