Harry:
- Koniec lekcji. Wy dwaj zostajecie. - rzuca na nas podejrzane spojrzenie. Czego on znowu chce?! Od jakiegoś tygodnia nie pobiłem go, chociaż kilka razy miałem wielką ochotę. Jeśli mam być jeszcze "milszy" to niech na to nie liczy. I tak już wystarczająco się poświęcam, bo czasem wypadałoby zamknąć mu jadaczkę pięścią. Ale jest dobrze, bo nic mnie nie boli. W sumie to mógłbym na to jakiś eliksir zastosować i dalej go lać, ale Snape w życiu mi go nie da, a zaklęcia średnio działają, a w zasadzie tylko powierzchownie, więc bez sensu. Nauczyliby nas w tej szkole czegoś przydatnego, a nie tylko jakieś pierdoły. Gdy drzwi zamykają się za wszystkimi uczniami Nietoperz z podejrzaną miną podchodzi do nas. Czy on ma coś z głową, że się tak gapi? Ja wiem, że jestem przystojny, ale to jest chore.
- Co tu się dzieje? - to ja pytam co tu się dzieje. Malfoy najwyraźniej tez nie ma pojęcia o co chodzi.
- Właśnie się zastanawiam. - odzywa się chłopak nieco drwiącym głosem.
- Od tygodnia żadnych bójek, co więcej nie widać po was, żebyście się bili.
- I?
- I coś mi tu śmierdzi.
- Nie coś, tylko ktoś... - rzucam mu wściekłe spojrzenie. To jeden z tych momentów, kiedym mam ochotę mu przypieprzyć w tą buźkę.
- Okładamy się - źle, nie okładamy - źle. Poza tym, nie jesteś moim ojcem, nie będę się tłumaczył. - rzucam i wstaję, czekając tylko, aż blondyn wrednie skomentuje, że przecież mój ojciec nie żyje, ale gdy nic takiego nie trafia do moich uszu, po prostu wychodzę. Tuż za progiem czekają na mnie przyjaciele.
- I? I co? - wyskakuje Tessa.
- Nic.
- Po to was zatrzymał?
- Dawno nie stłukłem fretki na kwaśne jabłko i mu nie pasuje. - wszyscy wybuchają śmiechem, a ja odwracam się, spotykając wściekłe spojrzenie. Odpowiadam krzywym uśmieszkiem i odchodzę.***
- Idziemy polatać na miotłach? - pyta podczas obiadu Eric.
- Na mnie nie patrzcie, ja idę się uczyć na zielarstwo.
- Daj spokój i tak wszystko umiesz... - jęczy Tom.
- Myślisz kołku, że dlaczego wszystko umiem? Bo się uczę, nie to co wy!
- Tess, spokojnie, nikt cię na siłę nie wlecze... - stara się uspokoić ja Bella, ale to nie będzie takie proste. Odkąd pamiętam Tessa i Tom wieszają po sobie koty. Może nie wygląda to tak, jak ja i Malfoy, ale jeżeli chodzi o zdanie, zawsze mają różne, nawet gdy jest to wręcz absurdalne. Mógłbym się założyć, że gdyby jedno powiedziało, że w trawa jest zielona, drugie kategorycznie by zaprzeczało i twierdziło, że jest czerwona. Póki nie starają się pozabijać się wzajemnie, nie mam zamiaru się w to mieszać. Mam dość własnych problemów.
- Harry? - chłopaki wbijają we mnie błagalne spojrzenia. Jako prawdziwy Ślizgon chyba muszę skorzystać z tej okazji...
- Ja... cóż... raczej nie, a już z pewnością nie z wami...
- Bo?
- Bo chwilowo mam kogoś innego do latania. - lekko się uśmiecham i niby przypadkiem odwracam wzrok lekko w prawo, gdzie od razu zauważam niemal białe włosy.
- Co?! On?! Czyś ty do reszty zdurniał?! Ta parszywa kanalia?! - staram się nie roześmiać, ale ich miny są tak komiczne, że z trudem mi to wychodzi.
- A wy to niby lepsi jesteście? - teraz już chyba nie wytrzymam. Nigdy czegoś takiego nie widziałem. Nigdy! Po chwili wybucham głośnym śmiechem, a zaraz po mnie dziewczyny. Tym kretynom długo zajmuje jeszcze ogarnięcie, że tylko się z nich nabijałem. Jak oni mogli pomyśleć, że ja z własnej woli będę z tą kanalią (jakie pasujące określenie) spędzał wolny czas. Znają mnie już dobre 5 lat, a zachowują się jakby rozmawiali ze mną po raz pierwszy. W sumie to właśnie tak mniej więcej wyglądała ta rozmowa. Całą drogę do Hogwartu wrzeszczeliśmy na siebie z Malfoy'em jak jakieś dwie małpy, ale to, że nie musimy siedzieć razem oczywiście nam do łbów nie przyszło. Wtedy, gdy o mało go nie zamordowałem (a szkoda) wpadłem na nich na korytarzu i tak jakoś zaczęli mnie o niego wypytywać, bo rodzice opowiadali im o wielkiej rodzinie Malfoy'ów, ale szybko zmienili zdanie na jej temat, a zwłaszcza na najmłodszego członka tego rodu. Z Tess i Bellą było nieco inaczej. Tess... hmmm... na nią chyba wpadłem, goniąc fretkę i rozwaliłem jej cały stos książek na podłogę, jeszcze ją przy tym wywracając. Chciałem ją zostawić, ale w końcu była dziewczyną, więc nie mogłem, a Bella... w sumie to nawet nie wiem. Jakoś tak się znalazła i już.
- Zapłacisz za to. - syczy Eric.
- Oj zapłaci. - wybucham jeszcze większym śmiechem, ponieważ znam ich i wiem, że mogą się mścić, ale nie na mnie, tak samo jak ja na nich. Pomiędzy nami istnieje coś w rodzaju niepisanej umowy... ślizgońskiej umowy. Tak to już u nas jest, że jeśli już trzymamy się razem to na zawsze, nie ważne o co chodzi. Wiem, że oni dla mnie są w stenie nawet zabić, bo ja jestem gotów zrobić to dla nich. Ale jestem wredny i nie przestanę sobie z nich tak żartować.
- To o 17?
- Może być.
CZYTASZ
Fixed relation [DRARRY]
FanfictionLudzie nastawieni przeciw sobie już w dzieciństwie do końca muszą się nienawidzić, bo tak ma być. Ale w pewnym momencie okazuje się, że tak naprawdę łączy ich zupełnie coś innego. Czy przyzwyczajenie wygra z przeznaczeniem? Zobaczcie sami. Od raz...