Nie chciałem

4.8K 342 99
                                    

Harry:
- Co on kurwa odpierdala?! - wrzeszczy wściekle. Dawno nie widziałem go tak wkurzonego, a w zasadzie to chyba nigdy. Na mnie nie denerwował się w ten sposób, ale nie dziwię mu się. Własny ojciec przez całe życie był dla niego okropny, po czym, po jebanych siedemnastu latach stwierdził, że robił to dla niego. Nie wierzę w to ani trochę. Lucjusz miałby cały czas wyzywać go tak tylko po to, żeby był lepszy niż on? Żeby nie stał się takim samym tchórzem jak on? To wszystko jest co najmniej pochrzanione i to ostro.
- Draco, nie krzycz. To nic nie da.
- Łatwo ci kurwa mówić! Ty zawsze byłeś jego ukochanym Harrym, a nie tym drugim, nic nie wartym robakiem, którego samo istnienie jest nikomu nie potrzebne! - mówi to tak rozpaczliwie, że aż chce mi się płakać. Nawet nie potrafię sobie wyobrazić jak on się teraz czuje. Nie mam ojca od zawsze i to boli, ale mieć takiego jak Draco nie chciałbym i nikomu go nie życzę. Po chuj on robił z niego taką szmatę. Czy jego do reszty pojebało?! Może i intencje miał dobrze, bo w sumie chciał go wychować na silnego i twardego, ale on kurwa prawie się przez niego nie zabił! Gdyby nie Narcyza... Nie! Jego nie mogłoby nie być! Najgorsze jest jednak to, że pewnie wcale bym się tym nie przejął, a wręcz ucieszył. Jaki jak byłem okropny i przez kogo?! Przez tego popierdolonego zimnookiego drania bez serca!
- Draco, wiem, że to dla ciebie w chuj trudne, ale postaraj się uspokoić. To wcale nie jest dobre tak się denerwować. - mocno go ściskam, oplatając ramionami. Chłopak wtula się we mnie, drżąc na całym ciele.
- Nawet nie masz pojęcia jak to boli... - szepcze tak cicho, że ledwo jestem w stanie usłyszeć, jednak te słowa ranią moje serce niczym najostrzejszy sztylet.
- Chyba wolałbym tego nigdy nie usłyszeć, żeby móc po prostu dalej go nienawidzić... Co ja mam teraz go zacząć kochać, czy czego on ode mnie oczekuje?
- Nie mam pojęcia.
- Dlaczego ja muszę mieć tak popierdolone życie?
- Nawet nie wiesz ile bym dał, żeby było inaczej. - szepczę, ściskając go jeszcze mocniej. Naprawę oddałbym wszystko, zęby był szczęśliwy, żeby miał cudownych rodziców, ale tutaj nawet czarodziej zdziałać nic nie może. Teraz mogę tylko z nim być.
- Kocham cię bardzo i nie zapominaj nigdy o tym. - całuje go delikatnie we włosy.
- Powinieneś się położyć... przespać...
- Może zapomnę na chwilę o tym wszystkim... - mówi, jakby coś zatykało mu gardło. Odsuwam się, kierując się w stronę łóżka. Chłopak kładzie się, a ja przykrywam go szczelnie ciepłą kołdrą. Przymyka oczy, wyglądając na odprężonego, jednak widzę jak niespokojnie unosi się jego klatka piersiowa. Nie zostawię tego tak. Nie ma opcji, że on bezkarnie będzie go krzywdził, a ja będę na to patrzył z założonymi rękami. Czekam jeszcze chwilę, zanim chłopak pogrąży się w śnie i najciszej jak tylko potrafię wychodzę z komnaty, zamykając delikatnie drzwi. Niech no on tylko wpadnie mi w ręce...! Zapewne znowu siedzi w tej swojej jaskini. Nawet nie mam pojęcia, co można całe życie robić w jednej komnacie? On nie czyta, nie ma takiej opcji, więc co?  Sprząta? Pije? W sumie nic by mnie nie zdziwiło. W końcu to popieprzony Malfoy, a z nim wszystko jest możliwe. Bez pukania otwieram mahoniowe drzwi. Zastaję go przy kominku. Siedzi i wbija wzrok w podłogę.
- Harry...- zaczyna, nadal na mnie nie patrząc.
- Jak mogłeś... - syczę. -  Jak kurwa mogłeś?! Przecież to twój syn!
- Normalnie. Mogłem. - odpowiada głosem pełnym jadu.
Zaraz...co? Przed chwilą był taki spokojny i wręcz miły, a teraz syczy? Jeszcze na mnie? Coś tutaj jest bardzo nie tak i nawet nie chodzi o to , jak bardzo on jest dziwny. 
- Nie, nie mogłeś. Nie miałeś prawa go tak traktować.
- Jasne, że miałem i nadal mam.
- To co to była za akcja, ta na korytarzu? - jego twarz w mgnieniu oka zmienia wyraz z surowej i wściekłej, na jakby uśmiechniętą i spokojną.
- Ja nie chciałem go krzywdzić... - mówi przyciszonym, lekko smutnym, a nawet płaczliwym tonem.
- Co ty kurwa odpierdalasz?! Najpierw mówisz, że miałeś prawo, po czym mówisz, że nic chciałeś go krzywdzić?!
- Miałem prawo! - znowu syczy. Widzę, że raczej się z nim nie dogadam, a już na pewno nie w tej chwili. Odwracam się na pięcie i wychodzę, nawet nie zamykając za sobą drzwi. Co tam się właśnie stało?! Jakbym rozmawiał z dwiema osobami naraz. To wyglądało, jakby był pod wpływem zaklęcia, ale jakiego? Nie znam takiego, ale to na pewno nie było normalne. Zachowywał się, jakby... sam nie wiem. W życiu nie widziałem czegoś tak absurdalnego.

Fixed relation [DRARRY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz