Harry:
- Harry?
- Hmm?
- Odkąd wróciłeś po Świętach do szkoły ani razu nie zwyzywałeś Malfoy'a, nawet nie rzuciłeś mu wrednego spojrzenia... Co jest?
- Co? Aaa. Niby po co miałbym to robić? - łyżka, którą Tess trzyma w dłoni upada, a cała reszta patrzy na mnie szeroko otwartymi oczami, jakbym nagle stał się zielony.
- Po co? Po co?! - pyta Eric, jakby nie dowierzał w to, co właśnie ode mnie usłyszał.
- Harry, czyś ty zdurniał do reszty?! - zaczyna krzyczeć Tom.
- Nie? Ale z wami...
- Nie zmieniaj tematu... - syczy Tess. - Co on ci zrobił?
- Nic. Po prostu... chyba dorosłem. Ta cała "wojna" to była jedna wielka głupota.
- Co ty chcesz przez to powiedzieć?!
- Koniec. Draco...
- Kurwa kto?! - wybuchają niemal jednocześnie moi przyjaciele. Nawet Bella, która zazwyczaj jest spokojna, teraz patrzy na mnie, jakbym właśnie powiedział, że zabiłem jej rodziców.
- Draco.
- Ja pierdole, co on mu zrobił?!
- Nie mam pojęcia, ale to musi być Imperius, przecież sam by się tak nie zachowywał.
- Musimy iść z tym do Snape'a. Jeśli to przez to jego durne zaklęcie...
- Ale...
- Zamknij się! - zostaję uciszony, przez co tylko wybucham śmiechem. Moje towarzystwo, na szczęście, tego nie zauważa i nadal prowadzi burzliwą dyskusję na temat tego, co ten"drań" ze mną zrobił. Wstaję od stołu i kieruję się do wyjścia. Jeszcze rzucam okiem na blondyna i widzę, że jego obiad wygląda podobnie do mojego. Parkinson i Zabini wrzeszczą coś do niego, po czym rozmawiają ze sobą i znowu wrzeszczą, a on tylko siedzi z założonymi rękami, jakby wiedział, że musi to po prostu przeczekać.
- Żyjesz? - przystaję na chwilę.
- Jak widzisz... - wskazuje ręką na przyjaciół.
- O co poszło?
- A jak myślisz? O to, że nie pluję w ciebie jadem na każdym kroku.
- Moim, jak powiedziałem o tobie po imieniu mało szczęki nie odpadły. Nawet nie zauważyli, kiedy się ulotniłem.
- Ci są tak zajęci, że nawet nie widzą, że z tobą rozmawiam, a uwierz mi byłoby niezłe darcie.
- To pewnie nie zauważą, że cię nie ma.
- Pewnie tak. - chłopak wstaje i podąża za mną, czego według moich przeczuć, zajęta sobą dwója nawet nie spostrzega.
- Dokąd idziemy?
- Dokąd?
- No pytam.
- Hmmm... nie wiem. A gdzie nas nie znajdą? -blondyn przystaje na chwilę i robi zamyślony wyraz twarzy. Po chwili ponownie spogląda na mnie stalowymi oczami i uśmiecha się lekko. Odwraca się bez słowa i zaczyna iść w kierunku schodów. Nie rozumiem, co znowu wymyślił, źle idę za nim. Trzecie piętro... Mogłem się domyślić.
- Dissendium! - kamienna wiedźma od razu zaczyna się odsuwać, ukazując te same schody.
- Ej, to moje przejście.
- Trzeba mi go było nie pokazywać... - odpowiada i zaczyna schodzić w ciemność.
Droga jest dosyć długa, ale jakoś nie specjalnie mi to przeszkadza. Dziś jest sobota, więc mogę robić co tylko mi się podoba, tak długo jak mi się podoba. Jest zdecydowanie lepiej niż ostatni, kiedy tu z nim byłem. Wtedy było... co najmniej dziwnie. Jak tylko pomyślę, jak absurdalnie się zachowywaliśmy wtedy, od razu chce mi się śmiać. I ta klątwa... Byłem wściekły, ale w zasadzie to się z niej cieszę. Ona naprawdę sprawiła, że przestaliśmy być rozwydrzonymi bachorami. Przecież Draco jest dla mnie jak brat, dosłownie. Nikogo nie znam dłużej, tak samo jak on mnie, a my... Ale Nietoperzowi nigdy nie podziękuję. O nie! Po prostu mu nie przywalę i niech to będzie podziękowanie. Nawet nie wiedzieć kiedy znajdujemy się na końcu tunelu. Chłopak wychyla się ostrożnie, żeby sprawdzić czy nikogo nie ma w pobliżu po czym wychodzi, a ja za nim.
- Dokąd teraz?
- A musimy gdzieś iść?
- Miodowe królestwo?
- Tak! Chodź! - ciągnie mnie za rękaw, przepychając się pomiędzy tłumami ludzi. Nie wiedzieć czemu, tutaj zawsze jest tak dużo ludzi. Gdzie go niesie? Mijamy kolejne półki, a rzeczy na nich robią się coraz dziwniejsze - od oczu i innych części ciała, jednak wykonanych z czekolady lub galaretki po karaluchy w syropie. Blondyn wreszcie zatrzymuje się praktycznie na końcu tegoż regału.
- Co to jest?
- Lizaki.
- Lizaki?
- Głuchy?
- Nie. - chłopak zabiera kilka słodyczy z pułki i udaje się do kasy. Płaci i po chwili kierujemy się do wyjścia.
- Nie wzięliśmy kurtek.
- Taa... Ale wiesz, mi tam ciepło.
- W sumie jebać to.
- Chcesz jednego? - pyta, odpakowując swojego. Kiwam głową twierdząco. Także zdejmuje folię i próbuje, ale to zdecydowanie nie jest to, czego się spodziewałem. Zdecydowanie nie jest słodki, raczej słony. Skądś znam ten smak, ale na pewno mi kojarzy mi się ze słodyczami.
- Draco?
- Hmm?
- Bo to... jakoś tak dziwnie smakuje.
- Krew.
- Co?
- Smakuje krwią. - stąd znam ten smak. Rzeczywiście krew. Ma ten charakterystyczny, metaliczny posmak. Ale kurwa krew?!
- Myślałeś, że za byle lizakiem się tak uganiam?
- Tak?
- Otóż nie. Gdybyś od zawsze się tak ze mną nie kłócić, wiedziałbyś, że jestem nietypowym człowiekiem i lubię dziwne rzeczy, jak na przykład to.
- A ty to niby niewinny byłeś w tym wszystkim?
- Dobra, nie ważne. Tego nie było.
- Czego? - blondyn zaczyna się śmiać, nadal nie odpuszczając lizakowi, który szczerze powiem, zaczyna sprawiać, że robi mi się niedobrze.
- Może daj mi to już.
- Jak ty to możesz w ogóle jeść?!
- Może jestem wampirem... A może tak często od ciebie dostawałem, że polubiłem smak krwi.
- Zdecydowanie to pierwsze, bo gdyby drugie było prawdą też bym je lubił.
- A tak naprawdę mama mi je zawsze kupowała.- która normalna matka daje dziecku krwiste lizaki?! Przecież to jest jakieś chore. Krew?! Ja rozumiem, że oni nie są zwykli, ale kurwa bez przesady! Mieszkam z nim właściwie od zawsze i nie zauważyłem... Po chwili słyszę trzask u widzę jak stalowooki gryzie czerwone szkiełko, na co aż przechodzi mnie dreszcz. Jak jemu to może smakować?! Nagle wyrywa mi patyczek z ręki i ładuje sobie do buzi.
- Przepyszny - uśmiecha się, ukazując białe zęby.
- Ciekaw jestem czy twoja krew też jest tak dobra... - teraz to się kurwa zaczynam bać.
- Żartowałem idioto! - wybucha śmiechem.
- Wiesz, że nawet ci uwierzyłem?
- W sumie można by spróbować... - tym razem to ja wybucham głośnym śmiechem.
- Drugi raz mnie nie wkręcisz.
CZYTASZ
Fixed relation [DRARRY]
FanfictionLudzie nastawieni przeciw sobie już w dzieciństwie do końca muszą się nienawidzić, bo tak ma być. Ale w pewnym momencie okazuje się, że tak naprawdę łączy ich zupełnie coś innego. Czy przyzwyczajenie wygra z przeznaczeniem? Zobaczcie sami. Od raz...