Nie wytrzymam

5.3K 376 39
                                    

Draco:
Budzi mnie jakieś dziwne łaskotanie na szyi. Otwieram oczy i ziewam przeciągle. Po chwili, jak piorun uderza nie fakt, że jeszcze wczoraj Potter był w moim łóżku. Błyskawicznie orientuję się, że to całe łaskotanie, to jego oddech, a jego ręką spoczywa na moim boku. Łapię jego ramię i odrzucam w bok. Na Merlina, przecież ja z nim... Nagle jego ramię powraca, tym razem owijając się siebie wokół mojego torsu i przyciągając mnie do jego klatki piersiowej. Jego noga jednocześnie oplata moje nogi, co całkowicie uniemożliwia mu jakikolwiek ruch. Moje ciało spina się niekontrolowanie na ten uścisk. Do kurwy nędzy to jest Potter!
- Co ty kurwa robisz?! - zaczynał wrzeszczeć nieco zachrypniętym jeszcze od snu głosem.
- Czy ciebie całkiem poje...?!
- Csiii... - słyszę wprost do ucha. On sobie chyba żartuje! Csii?! Csiii?!
- Potter, ja ci zaraz dam, ja ci...!
- Csiii... - jego uścisk nieco się rozluźnia, aż wreszcie całkiem mnie wypuszcza. I on myśli, że już wszystko w porządku?! Co ja jestem jakaś tania dziwka, żeby się dać tak obmacywać?!
- O nie, Potter ja jeszcze nie skończyłem!
- Ryj. Zamknij ryj. - szepcze, nadal nie otwierając oczu.
- Jak śmiesz tak mnie uciszać, kiedy...
- Ryj. Błagam cię zamknij wreszcie ryj. Ja tu próbuję spać.
- Jakbyś się tak to mnie nie kleił, nie byłoby pro... - nagle jego dłoń ląduje centralnie na moich ustach. Chłopak ponownie odwraca się do mnie przodem i oplata mnie nogą, a jego ciepły oddech owiewa moją szyję. Co on sobie myśli?! Ja nie jestem jego jakąś kurwa przytulanką!
- Potter, do kurwy! - dopiero teraz chłopak przytomnieje. Gdy orientuje się w jakiej pozycji właśnie się znajdujemy odskakuje ode mnie, jak oparzony.
- No nareszcie. Już myślałem, że się nigdy nie obudzisz...
- Tylko komuś o tym powiedz, a pożałujesz, że w ogóle się dziś obudziłeś. - zaczynam się lekko śmiać, bo czarnowłosy zrobił się czerwony jak pomidor.
- Potter, chodź.
- Dokąd?
- Do łazienki.
- Tak jak ostatnio? To ja dziękuje.
- A masz jakiś inny pomysł?
- A nie możemy zachowywać się jak normalnie faceci? - czy on sugeruje, że mam się przed nim rozbierać? Striptiz mu mam urządzać?
- No chyba, że z ciebie raczej jest panienka... - ze mnie?! Ooo, prędzej z ciebie!
- Chciałbyś... - ruszam przed siebie, choć nie do końca jestem co do tego przekonany.
- Będziesz się tak gapił? - pytam, gdy on ani myśli, nie wiem, choćby odwrócić się?
- A przeszkadza ci to? - wiem, co on chce zrobić. Chce mnie sprowokować. Teraz zamiast rzucać wyzwiskami udowodni mi, że to on jest ten lepszy. Tylko, że nie pomyślał o jednej rzeczy. Ja jestem Malfoy, a my nigdy nie dajemy za wygraną.
- Ależ skąd, tak tylko się upewniam. - na jego twarzy pojawia się coś na kształt zakłopotania. Chyba nie sądził, że jestem do tego zdolny. Wygrałem.
- No i co? - jednak nie wygrałem. Mam się rozebrać? Potter naprawdę? Jak ty mnie denerwujesz... Ale tej bitwy nie pozwolę ci wygrać. Biorę głęboki wdech i szybkim ruchem przeciągam koszulkę przez głowę. Wyraz jego twarzy staje się wprost komiczny. Jest prawie zielony.
- Potter, ja wiem, że jestem cudowny, ale nie musisz się tak gapić... - zaczynam prześmiewczym tonem.
- A powiedz mi na co mam się gapić? Na sufit?
- Czyli przyznajesz, że jestem cudowny?
- Chciałeś powiedzieć jesteś. Owszem jestem cudowny.
- Wmawiaj to sobie, wmawiaj.
- Na Merlina tym sposobem do niczego nie dojedziemy. Ubieraj się i chodź do Snape'a zanim ci oczy wydrapie. - nareszcie. Dzięki ci, że to powiedziałeś, bo dalej bym się już nie rozebrał. Ponownie zakładał na siebie okrycie i ruszam za czarnowłosym. Zapewne jest jeszcze wcześnie, bo w pokoju wspólnym nikogo nie ma.Chłopak nie zwracając na mnie uwagi niemal biegnie przed siebie. Najwyższy czas się go już pozbyć. To co do tej pory przeżyłem było wystarczającą karą. Wściekły chłopka kopnięcie otwiera mahoniowe drzwi. Zastajemy Mistrza Eliksirów siedzącego w fotelu przy kominku, z filiżanką zapewne herbaty.
- Miło was widzieć, jak się spało? - zaczyna z fałszywym uśmieszkiem, a mnie aż krew się gotuje na samą myśl o tym, co Potter dziś rano odwalił.
- Zdejmij to cholerstwo! W tej chwili! - z marszu zaczyna wrzeszczeć okularnik. Czy on myśli, ze te to jego darcie robi na kimś wrażenie? Jeszcze nie zdążył zauważyć, że gdy zaczyna tak się unosić, chociażby ja przestaję go słuchać?
- Choćbym nawet chciał...
- To zachciej... - syczy, na co ten wariat tylko zaczyna się śmiać. Tak właśnie wygląda chory człowiek z samego rana.
- Bardzo śmieszne, ale już wystarczy tego... - ja, w przeciwieństwie do tego idioty, potrafię zachowywać się jak cywilizowany człowiek, a nie jakaś małpa.
- Widzicie zemsta jest słodka... - teraz zaczynam się bać. Te oczy, ten uśmiech... coś tutaj kurwa nie gra.
- Nie potrafię zdjąć tej klątwy...
- Nie kłam! Może i jesteś nauczycielem, ale jakoś chwilowo mi to nie będzie przeszkadzać...
- Proszę bardzo, jeszcze skończysz w Azkabanie i tyle ci z tego będzie. - jaki on się nagle zrobił pewny siebie. No po prostu nie poznaję mojego dawnego nauczyciela. To jest jakiś demon w jego skórze.
- Nikt nie jest w stanie zdjąć tego z was... będzie działać, aż przestaniecie zachowywać się jak dzieci.  - że co?! W jednej chwili robi mi się naraz słabo, a jednocześnie jestem tak wściekły, że byłbym w stanie zabić go własnymi rękami.
- Chyba sobie kurwa kpisz?! - wybucha po chwili chłopak. Profesor jednak nic sobie z nas nie robiąc popija sobie herbatkę i śmieje się. Jak ten psychol może uczyć  w naszej szkole? Czy ktoś w ogóle to przemyślał, zatrudniając go tutaj?! Oczywiście, że nie, bo Drops ma wszystko gdzieś. Nagle chłopak zrywa się gwałtownie w kierunku nauczyciela, ciągnąc mnie za sobą. Przecież on go zabije. Jeszcze chyba w życiu nie widziałem tak wściekłego Pottera. Czy on nie rozumie, że to nic nie da?! Czy on musi być tak impulsywny?! Zaczyna szarpać czarnookiego. Z całej siły staram się go odciągnąć, aż wreszcie udaje mi się. Łapię go mocno za ramię i prowadzę do wyjścia, rzucając nauczycielowi wstrętne spojrzenie. On jeszcze za to zapłaci, ale nie tak. Nie pójdę za to do więzienia i ten debil też.
- Co ty kurwa robisz?! - tym razem rzuca się na mnie.
- Potter, kurwa uspokój się! To nic nie da! - chłopak odsuwa się ode mnie, ciężko dysząc i wbija we mnie zdolne zabijać spojrzenie.
- Wierzysz mu?
- Wierzę. On jest do takich rzeczy zdolny.
- Aż przestaniecie zachowywać się jak dzieci... Czyli jak?
- A o co non stop na nas wrzeszczał?
- Mamy się po... pogodzić?
- Z przykrością stwierdzam, że chyba nie mamy innej możliwości.
- Ja z tobą? Chyba coś ci na mózg padło...
- Ja przynajmniej go mam...
- Jedyna rzecz, jaką masz...
- Nawet mnie nie denerwuj...
- Ty jakoś możesz denerwować mnie i robisz to od zawsze!
- Och, zamknij się już! - siadamy na ławce (przy której nawet nie wiedzieć jakim sposobem się znaleźliśmy) tyłem do siebie. Czy on kurwa musi zawsze być takim idiotą? Czy on zawsze musi zachowywać się jak... dziecko? Jeżeli ta durna klątwa ma działać do czasu, aż on dorośnie, to mogę sobie od razu podciąć żyły, bo to nigdy nie nastąpi. Ale muszę spróbować... Nie mam zamiaru marnować na niego całego mojego cennego życia. Mam się przed nim ukorzyć? Ja? Przed nim? Nie ma opcji, że to zrobię! Nigdy w życiu! - Potter?
- Czego?
- Możemy trochę poudawać. Przez jakiś czas możemy o wszystkim zapomnieć i postarać się... jakoś to wytrzymać, może to gówno przestanie działać.
- Mam zapomnieć jak parszywą kanalią jesteś?
- Jeśli ja dam radę zapomnieć, jakim jesteś padalcem, myślę, że ty też dasz radę.
- Dobra, ale nie myśl, że zacznę cię lubić.
- Tego nie musisz się obawiać, a teraz chodź.
- Dokąd?
- Może trzeba się ubrać?
- Może... - chłopak wstaje i rusza do lochów. Na samą myśl o łazience, robi mi się słabo. Jak ja mam to z nim wytrzymać? Żadne z nas tego nie przeżyje! Dziwnym trafem nagle znajdujemy się naszym dormitorium. - Idziesz?
- Gdzie?
- Ty czasem chociaż trochę kontaktujesz? Jeśli chcesz to przeżyć, to kurwa obudź się! - racja. Musimy się pomęczyć, nie ma innej rady. Podchodzę do szafy i zabieram ubrania, po czym udając, że nie ma go za mną, kieruję się w stronę łazienki.
- Tylko rusz się. - słyszę zza pleców. Odwracam się i zauważam siedzącego tyłem do mnie chłopaka na samym środku pomieszczenie. Czyli on jednak nie jest tak pojebany... Zrzucam z siebie ubranie i wchodzę pod prysznic. Zimna woda, oczywiście. Ale teraz chyba taka mi jest potrzeba. Staję nieruchomo pod strumieniem i staram się zmyć to wszystko z siebie, ale tak się nie da. Mam teraz Pottera w pakiecie i jakoś będę musiał to przeżyć, ale przecież to jest niemożliwe...On jest niemożliwy... Jak się wkurzy może mnie nawet zabić, bo to to najpierw robi, a potem... czy on w ogóle myśli?! I on jest Ślizgonem?! Poza tym, że jest wredny jak mało kto, to stu procentowy Gryfon.
- Utopiłeś się tam już? - wyrywa mnie z rozmyślań.
- Chciałbyś... - syczę w odpowiedzi i zakręcam wodę. Wychodząc owijam ręcznik wokół bioder. - Możesz iść się topić.
- Nie jestem tob... Co jest kurwa?! Czy ty cały ten czas siedziałeś pod taką zimną wodą?!
- A co nie wolno?
- Ty to jednak jesteś pojebany...- rzuca jeszcze w odpowiedzi. Zaczynam się ubierać. Muszę jeszcze coś zrobić z moimi cudownymi, rozczochranymi włosami.
- Co tam, księżniczko? - słyszę za plecami, na co aż podskakuję. - Już wyglądasz idealnie?
- Potter, ja zawsze wyglądam idealnie...
- Jeśli spędzasz tyle czasu przed lustrem...
- Przynajmniej nie wyglądam jak małpa, która właśnie uciekła z lasu...
- Cóż...
- Potter, zamknij się, bo zaraz wydrapię ci oczy.
- Księżniczki potrafią być groźnie...
- Nie nazywaj mnie kurwa księżniczką, małpo jedna!
- Nie zachowuj się jak dziecko... - już chcę mu coś odpowiedzieć, ale gryzę się w język. Tym sposobem w życiu do niczego nie dojdziemy. Czy on musi się tak zachowywać?! Chyba będę musiał zmienić taktykę. Udawać potrafię bardzo dobrze, ale być dla niego miłym...? Nie. O nie. Tak nisko nie upadnę. Mogę po prostu czasem ugryźć się w język. W końcu kiedyś znudzi mu się ta wieczna kłótnia, albo wcześniej go zabiję. Tak czy tak będę wolny.

***
- Nawet nie próbuj, Potter.
- Ja?
- Nie wiedziałem, że tak bardzo ci się podobam, że chcesz zostać ze mną na zawsze. - wreszcie go zagasiłem. Wreszcie wygrałem. Cały dzień użerania się z tym gadem to była po prostu męczarnia. Przecież my nigdy nie przestaniemy. Sam tylko fakt, że on oddycha doprowadza mnie do szału, nie mówiąc już o tym, co on ciągle pieprzy. Jak tylko pomyślę, że mam z nim jeszcze tak nie wiadomo ile wytrzymać, od razu nasuwają mi się myśli samobójcze. Jeśli tak to ma wyglądać, któryś z nas zginie - albo on albo ja. Razem to po prostu na ma racji bytu. Jak już się kurwa z tego uwolnię Snape mnie popamięta. Zapłaci za to w potwornych męczarniach.
- To co teraz? - patrzę na niego unosząc wysoko brwi. Nie mam pojęcia o co mu tym razem chodzi. - Będziemy tak siedzieć?
- A co mamy robić?
- Cokolwiek. - z tobą "cokolwiek" całkowicie nie wchodzi w grę.

Fixed relation [DRARRY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz