Draco:
- Masz mi coś konkretnego do powiedzenia, czy znowu chcesz tak sobie po prostu powrzeszczeć? - mówię obojętnie patrząc w jego lodowatozimne oczy. Już jest mi wszytko jedno, bo wiem, że wszytko co wychodzi z jego ust jest jednym stekiem bzdur. Może i jestem beznadziejną, nic nie watrą szmatą, ale jeżeli on tak mówi to nie mam się czym przejmować. A on niby kim jest, żeby mnie oceniać? Kompletnie mnie nie zna, więc wszytko co mówi to jedno wielkie kłamstwo. Kiedyś się tym przejmowałem, kiedyś byłem takim idiotą, że myślałem, że skoro łączy nas krew, to powinienem go słuchać, bo w końcu to mój ojciec... ale teraz wiem doskonale, że więzy krwi niczego nie gwarantują. Harry mnie kocha, a nie jest ze mną ani trochę spokrewniony, ale to w sumie dobrze. To całe pokrewieństwo sprawdza się tylko w przypadku mojej matki, która choć wychowana jak cała reszta Ślizgonów, ale mnie jest ciepła, miła... po prostu mnie kocha. Za to ojciec dla mnie nie istnieje. Jest jak kolejny robak, którego nawet się nie zauważa.
- Draco, ja... - kiedy moje imię opuszcza jego usta, czuję jakby ktoś przebił mi serce sztyletem. Łży napływają mi do oczu, ale nie pozwolę im popłynąć, nie z jego powodu.
- Nie masz nawet prawa tak do mnie mówić. - syczę wściekle.
- Wiem, ja...
- Coś jeszcze, czy tak tylko będziesz powtarzał "ja" i "ja". Tak, właśnie ty jesteś moim największym problemem! - rzucam i odwracając się na pięcie, szybkim krokiem wracam do swojej komnaty. Zatrzaskuję drzwi tak mocno, że aż mury lekko się trzęsą.
- Co się stało?! - wyskakuje czarnowłosy, jakby nie wiedział.
- A co mogło się stać?
- Pytam co tym razem?
- Nazwał mnie...
- Jak?! Jak ja zaraz tam pójdę...!
- "Draco"...- głos mi się łamie. Nie wiem czemu to tak bardzo mnie tknęło. Chłopak nie mówi nic, tylko patrzy na mnie szeroko otwartymi, zielonymi oczami. Po chwili podchodzi do mnie i zamyka mnie w szczelnym uścisku. Bez wahania wtulam się w niego, mrużąc powieki.
- Wiesz, wolałbym nie mieć ojca... - szepczę.
- Wiem. Wiem, że bardzo cię to boli, ale będzie lepiej. Już będzie. - odpowiada równie cicho.
- Taki kit to sobie pierwszorocznym wciskaj.
- Żaden kit. Zaufaj mi. Ten jeden raz zaufaj.
- Jeden?
- Przecież Ślizgoni nie ufają nikomu.
- Nawet nie zdajesz sobie sprawy ile razy ci już zaufałem...
- I za to cię kocham. Bo jestem jedynym, któremu tak bardzo ufasz...
- Skoro już to wiesz, będę musiał cię zabić. - zaczynam się lekko śmiać, na co chłopak odpowiada tym samym. Lekko odsuwam się od niego, żeby spojrzeć w trawiaste tęczówki.
- Z twojej ręki to nawet fajnie byłoby umrzeć...
- Nawet tak nie mów!
- Przecież żartuję, ale jakbyś ch... - nie mogę już tego słuchać, więc przylegam do niego i łączę nasze usta, żeby wreszcie się zamknął. Jak ja miałbym go zabić? Nie ma osoby, która by go zastąpiła.
- Ale zdecydowanie wolę to, od umierania. - mówi prosto w moje usta i ponownie przywiera do nich. Uśmiecham się i przygryzam jego wargę, lekko za nią ciągnąc. Z jego gardła wydobywa się cichy jęk zadowolenia i od razu wpuszcza mnie do środka. Układam ręce na jego plecach zjeżdżając powoli w dół. Nagle słyszę, jak drzwi gwałtownie się otwierają, przez co odskakuję od chłopaka. Do pomieszczenia wpada moja własna matka, cała we krwi.
- Co się stało?!
- Chodź... - mówi tylko i wychodzi. Bez zastanowienia podążam za nią, a za mną Harry. Blondynka prowadzi nas do... komnaty mojego ojca? Nie rozumiem o co chodzi zwłaszcza, że ona jest cała umazana krwią. Drzwi są uchylone, ale nic szczególnego nie rzuca mi się w oczy. Dopiero gdy wchodzę widok uderza mnie niczym rozpędzona pięść. Mój ojciec... podciął sobie żyły? Że kurwa że co?! On?!
- Mogę wiedzieć, co tu się odjebało? - patrzę na matkę, ale ona nadal pozostaje cicho. Na twarzy ma wyraz, którego nie widziałem chyba nigdy. Wygląda to jak zawód, pomieszany ze smutkiem i jakąś maleńką cząstką radości. Przenoszę spojrzenie na ojca. Ten wygląda jak... jak nigdy. On ma... łzy w oczach? Co?! On?! Ten zimny dupek?!
- Słucham!
- Draco... - znów to samo. Znów kurwa serce łamie mi się na pół na dźwięk tego głosu. Czemu mnie to tak boli, skoro on nie znaczy dla mnie nic?
- Ja... przepraszam... - srebrzysta kropla płynie po porcelanowobiałej twarzy, a ja czuję jak coś się we mnie gotuje.
- Zrozumiałem, co wam przez te wszystkie lata robiłem, więc przepraszam. Nie liczę na wybaczenie, ale tylko tyle mogę powiedzieć. - kolejne krople płyną po jego twarzy, a we mnie coś pęka.
- Teraz kurwa zrozumiałeś?! Teraz?! - czuję jak łzy płyną po moich policzkach, ale już się tym nie przejmuję. - Nawet kurwa nie wiesz, jak to boli! Nie masz pojęcia ile musiałem przez ciebie wycierpieć, a ty sobie kurwa mówisz przepraszam?! Nienawidzę cię! Nienawidzę, słyszysz?! - wrzeszczę wściekle. Od zawsze chciałem mu tak po prostu wykrzyczeć w twarz.
- Dziwne byłoby, gdyby było inaczej. Masz całkowitą rację, nienawidząc mnie, bo byłem dla ciebie okropny.
- Nie odzywaj się do mnie. - rzucam tylko i szybkim krokiem odchodzę, a Harry biegnie za mną. Łzy jeszcze bardziej płyną z moich oczu. W pewnym momencie czuję, jak kolana się pode mną uginają. Tego jest już za dużo. Jednak nie upadam, bo silne ramiona przytrzymują mnie w pionie. Wtulam się w niego, roniąc coraz więcej łez.
- Csii... Nie płacz. Błagam cię, nie płacz. -szepcze wprost do mojego ucha. Tak samo było w święta. Dobrze, że mam go przy sobie, bo sam pewnie bym tego nie wytrzymał.
CZYTASZ
Fixed relation [DRARRY]
FanfictionLudzie nastawieni przeciw sobie już w dzieciństwie do końca muszą się nienawidzić, bo tak ma być. Ale w pewnym momencie okazuje się, że tak naprawdę łączy ich zupełnie coś innego. Czy przyzwyczajenie wygra z przeznaczeniem? Zobaczcie sami. Od raz...