Harry:
- Idziemy.
- Dokąd?
- Na piwo.
Chłopak otwiera szeroko oczy, unosząc jedną brew wysoko w górę. Wygląda, jakbym mu powiedział, że idziemy nago biegać po szkole, albo poskakać po drzewach.
- Co tak patrzysz?
- Ty pijesz?
- Nie, wciągam. A co można z piwem robić? - odpowiadam sarkastycznie. - Tylko mi nie mów, że nie pijesz.
- Potter, za kogo ty mnie masz... - kiwa rozczarowany głową.
Nie podejrzewałbym o to, że nie pije, w końcu to Malfoy, a jemu wszystko wolno. Znaczy nie wolno mu nic, tak samo jak mi, ale jakoś obydwaj zwykliśmy mieć zasady w głębokim poważaniu.
- To idziemy czy nie? - pyta blondyn, zakładając kurtkę. Nawet nie wiem kiedy zdążył zdjąć szkolny mundurek. Teraz ma na sobie białą koszulkę, flanelową, zielono-czarną koszulę i jasne, przecierane jeansy. Wygląda... cóż... jakoś tak... nie po Malfoy'owsku.
- Ziemia do Pottera! - macha mi ręką przed oczami. - Tak ci się spodobałem? - unosi prowokująco brwi, ukazując rząd białych zębów.
- Wiesz, jeszcze tak nisko nie upadłem. Tylko wyglądasz jakoś tak...
- Normalnie? - wydaje się wcale nie być zaskoczony moim zachowaniem.
- Właśnie...
- Zazwyczaj tak wyglądam.
- To ciekawe, że widzę cię tak pierwszy raz...
- Bo dla ciebie zawsze miałem być perfekcyjnym, zimnym arystokratą.
- A coś się zmieniło?
- Nie kurwa, śpimy razem w jednym łóżku, nie odstępujesz mnie na krok, ale nic się nie zmieniło!
Zaczynam się śmiać, bo blondyn wymachuje rękami jak jakiś wariat.
- Na Merlina, z kim ja muszę żyć...- mówi, trzymając się za czoło.
- Nie przesadzaj, mogłeś gorzej trafić...
- Nie sądzę. To idziemy wreszcie?
- Coś ty taki niecierpliwy?
- Potter, czy ty zawsze musisz wszystko komplikować? Skoro idziemy to idziemy, nie to nie, a nie jakieś takie niby tak niby nie.
- Dobra, poczekaj sekundę.
Podchodzę do szafy, żeby wyjąć z niej jakąś bluzę, bo nie mam zamiaru zamarznąć w koszulce z krótkim rękawem.
- Król? To było do przewidzenia.
- Niby czemu?
- Potter, przecież ty jesteś tym najzajebistszym człowiekiem na tej planecie...- mówi, sarkastycznym, a wręcz wrednym tonem.
- Ty perfekcyjny, ja zajebisty - wszystko pasuje. - chłopak otwiera usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale po chwili ponownie je zamyka i tylko patrzy na mnie wyczekująco. Łapię jeszcze tylko kurtkę i możemy iść.
- Jak zamierzasz stąd wyjść?
- Nogami?
- Co za debil... - wzdycha. - Którędy?
- Ma się pewne sposoby... - niech sobie myśli nie wiadomo co. Wychodzimy z lochów, a ja od razu kieruję się na schody, aby dostać się na trzecie piętro.
- Mieliśmy wyjść, a nie... zaraz ty chyba nie chcesz skakać przez okno?
- Czy ja wyglądam na aż takiego idiotę? Nie odpowiadaj. - rzucam mu nieciekawe spojrzenie.
- Ja ci zaufałem z miotłą, to ty zaufaj mi.
Wreszcie znajdujemy się na trzecim piętrze, zmierzam w kierunku posągu wiedźmy. Blondyn nie odzywa się, ale wiem, że coś mu nie pasuje.
-Dissendium! - macham różdżką, a posąg odsuwa się ukazując dosyć zakurzone schody. Odwracam się, aby zobaczyć jak bardzo zszokowany jest mój towarzysz. Gdy tylko zauważam jego minę wybucham śmiechem, bo to jest po prostu bezcenny widok.
- Ale skąd...?
- Długa historia, w którą zamieszani są Wesley'owie... - przez moją odpowiedź dostaje jeszcze większego wytrzeszczu oczu. - Chodź, zanim Filch nas złapie.***
- Potter, ja cię nie będę niósł.
- Raczej ja ciebie. - chłopak zaczyna się lekko śmiać, ukazując wszystkie zęby. Nie wiem, czy spowodowane to jest moją odpowiedzią, czy krążącym w jego żyłach alkoholem. Wiem tylko, że kiedy nie jest taki wredny, kiedy nie stara się udawać zimnego dupka, którym jak widać nie jest, z lekko rozczochranymi włosami i pąsowymi, a nie porcelanowobiałymi policzkami, jest całkiem... No właśnie jaki? Nie potrafię słowami opisać, jaki on teraz jest, ale jestem całkowicie pewien, że wolę go takiego, niż tą poprzednią wersję.
- To idziemy już?
- Możemy. - chłopak wstaje, podczas gdy ja wyciągam pieniądze z kieszeni, aby zapłacić za nasze napoje. Wypiliśmy... duuuużo dziwnych rzeczy, ale co tam. Kac zabije nas jutro. Sobota to dobry czas na umieranie.
- Powiedz, że masz eliksir na kaca. - blondyn zamyka oczy, jakby usilnie myślał, a po chwili kiwa potwierdzająco głową, nadal ich nie otwierając. Tuż po otwarciu drzwi owiewa nas zimny, wręcz lodowaty wiatr. Śnieg spadł kilka dni temu, ale dopiero dzisiaj pogoda postanowiła dać nam wszystkim w kość mrozem. Dopiero teraz zaczynam czuć, że naprawdę jestem lekko pijany, bo ziemia w jakiś dziwny sposób lekko mi wiruje. Staram się jednak iść całkowicie prosto, niech sobie Malfoy nie myśli, że taki słaby jestem.
- Potter, nie żyjesz... - syczy przy moim ramieniu.
- Co znowu?
- Nie żyjesz... - powtarza, łapiąc mnie za rękę i opierając głowę na moim ramieniu. Patrzę na niego pytająco. On jest pijany! Zacząłbym się śmiać, ale jeszcze mnie wialnie i tyle z tego będzie.
- A powiedz o tym komuś...- teraz już nie mogę. Zaczynam się śmiać, bo pijany Malfoy brzmi co najmniej śmiesznie.
- Jutro zobaczysz...
- Dobra, ty już mi nie gróź, bo cię tu zostawię.
- Och, zamknij się. - z trudem hamuję śmiech.
CZYTASZ
Fixed relation [DRARRY]
ФанфикLudzie nastawieni przeciw sobie już w dzieciństwie do końca muszą się nienawidzić, bo tak ma być. Ale w pewnym momencie okazuje się, że tak naprawdę łączy ich zupełnie coś innego. Czy przyzwyczajenie wygra z przeznaczeniem? Zobaczcie sami. Od raz...