Nie dotknie go

5.2K 348 76
                                    

Draco:
- Ale dokąd ty mnie ciągniesz?
- Zobaczysz.
- Ale...?
- Niespodzianka, to niespodzianka. - powtarza już chyba po raz setny i ciągnie mnie dalej. Wychodzimy ze szkoły, kierując się na błonia, a on nadal pędzi jak szalony. W pewnym momencie zatrzymuje się jednak, przez co na niego wpadam.
- No wiesz, tak w miejscu publicznym...
- Chciałbyś. Ja jestem dobrze wychowany.
- Kochanie, jesteśmy tak samo wychowani.
- Tylko do ciebie nic nie dociera, w przeciwieństwie do mnie.
- Dobra, dobra. Ty już nie bądź taki grzeczny, bo obaj wiemy, że to ostatnie co można o tobie powiedzieć.
- Wszystko twoja wina!
- Też cię kocham. - całuje mnie lekko w usta, przez co mimowolnie układają się w uśmiech.
- Nie ruszaj się na chwilę. - chłopak wyciąga różdżkę i celuje prosto we mnie, co... cóż... nie zrobi mi krzywdy, ale w takim razie co mu znowu wpadło do tej szalonej głowy?
- Obscuro! - opaska zakrywa moje oczy, powodując, że dzień zmienia się w najciemniejszą noc.
- Masz zamiar mnie zabić, czy jak?
- A sugerujesz, że mam powód? - przewracam oczami, czego chłopak zobaczyć nie może, ale pewnie może się domyślić. Po chwili czuję, jak chwyta mnie za rękę i ponownie zaczyna ciągnąć. Zdaję się całkowicie na niego, bo co innego mogę zrobić? To jest po prostu straszne, nie widzieć dokąd się idzie. Nie wyobrażam sobie, gdybym miał tak żyć, a zdarzają się takie przypadki, wywołane choćby eliksirem, który kiedyś sam Harry'emu podałem. Pamiętam jego minę wtedy... Był tak przerażony, że to aż było zabawne. Teraz rozumiem dlaczego. Okropne uczucie. Wiesz, że masz otwarte oczy, ale widzisz tylko nieprzeniknioną ciemność. Omal nie potyka się o coś, sądząc po twardości o kamień.
- Może i nie chcesz mnie zabić, ale zaraz to i tak się stanie.
- Nie marudź. Już nie daleko. - zaczynam się zastanawiać, co on wymyślił, że tak to ukrywa. Albo chce mnie zabić, albo... on chyba nie wymyślił jakiegoś spotkanka z ojcem... Nie, nie zrobiłby mi tego... Chociaż... Nie, no błagam nie! Po chwili czuję, że grunt pod moimi nogami zmienia się w równą podłogę. Gdzie on mnie do cholery wyprowadził?! Żeby jeszcze tego było mało, to ta cała podłoga się rusza!
- Jesteśmy. - mówi zadowolony, wreszcie zdejmując mi to gówno z oczu. W pierwszym momencie słońce niemiłosiernie mnie razi, dlatego mrużę oczy. Gdy jednak nieco się przyzwyczajam dostrzegam, że jesteśmy na łódce na środku jeziora. Rzucam chłopakowi pytające spojrzenie.
- Nie podoba ci się? - wygląda, jak małe dziecko, na które ktoś nakrzyczał, co jest niesamowicie rozczulającym widokiem.
- Podoba. - ostrożnie zbliżam się do niego i całuję go czule w usta. Zielonooki obejmuje mnie za szyję, a ja układam ręce na jego talii. Nigdy nie przyzwyczaję się do uczucia, jakie towarzyszy mi, gdy go całuję. To jest po prostu nie do opisania! Serce od razu zaczyna mi bić znacznie szybciej, a wraz z nim przyspiesza także oddech. Czuję jedyne w swoim rodzaju mrowienie w brzuchu i wciąż nie mogę nasycić się jego ustami. Moje ręce same zjeżdżają na jego pośladki mocno je ściskając, na co układa usta w lekki uśmiech. Zbliżam się do niego jeszcze bardziej, co nie jest zbyt dobrym pomysłem, bo łódka zaczyna się przechylać i nim jesteśmy w stanie na to zareagować lądujemy w lodowatej wodzie. Wynurzam się błyskawicznie, kaszląc, ale nigdzie nie widzę Harry'ego.
- Bardzo śmieszne. - nadal nigdzie go nie ma. - Świetny żart, ale już się uśmiałem. - teraz zaczynam się już niepokoić. - Harry? - teraz serce wali mi już chyba milion razy na minutę. - Harry! - nic.
- Co tak krzyczysz? Jeszcze nie masz powodu... - słyszę szept tuż za moim uchem. Odwracam się z prędkością światła, gotowy wybuchnąć.
- Czy ciebie do reszty pojebało?! Co ty człowieku robisz?! Mało przez ciebie zawału nie dostałem.
- Przepraszam, nie wiedziałem, że tak się o mnie martwisz.
- Po pierwsze nie pierdol, bo wiedziałeś doskonale, a po drugie, kurwa jak się mam nie martwić, jeśli cię kocham?! - wrzeszczę wściekle, na co ten debil zaczyna się uśmiechać jak jakiś popierdolony.
- No i z czego się tak kurwa cieszysz?! - nic nie mówi, tylko pochyla się i całuje mnie tak, że czas zatrzymuje się na kilka sekund.
- Głupi jesteś, wiesz? - ponownie nie odpowiada, tylko mocno przywiera do moich ust.
- Ale może wyjdźmy z tej wody?
- Racja.  - chłopak podpływa do łódki i po chwili już znajduje się w środku. Podążam jego przykładem. Znając życie, wyglądam jak mokra kura. Zaczynam rozpinać guziki koszuli, bo przecież nie będę siedział w takiej mokrej.
- Pomogę ci. - uśmiecha się złowieszczo i siada na mnie okrakiem. Jego zręczne palce zajmują się guzikami. Każe jego "przypadkowe" muśniecie mojej skóry, wyzwala przyjemny dreszcz. Gdy koszula ląduje już na boku zaczyna opuszkami palców rysować różne symbole na mojej bladej klatce piersiowej, co jest tak podniecające, że już po chwili czuję ciasnotę w spodniach. Nie wiem czy to przez jego ruchy, czy przez jego minę, ale wiem, że to zdecydowanie jego wina.
Wkrótce potem pochyla się i zaczyna swoimi niesamowicie miękkimi ustami całować każdy cal skóry, poczynając od szyi, na linii tuż nad spodniami kończąc. Gdy podnosi się, żeby na mnie spojrzeć, na jego twarzy goście ten sam złowieszczy uśmieszek. Szybkim ruchem pozbawia mnie już nieco wyschniętych spodni, oraz bokserek. Czuję niemiłosierne pulsowanie i żywy ogień w kroczu. Gdy chłopak pochyla się, dotykając lekko mojej erekcji jęczę przeciągle. Mógłbym się założyć, że się uśmiechnął. Przystępuje do dalszej ofensywy, tym razem lekko przejeżdżając koniuszkiem języka po całej mojej długości. Gdy bierze go do ust, krzyczę głośno, bo już po prostu nie potrafię utrzymać głosu w gardle. Zaczyna poruszać głową i zasysa policzki, co sprawia, że rozkosz coraz bardziej we mnie wzbiera. Po raz kolejny zasysa policzki, przyśpieszając znacznie ruchy tyk nieziemskich ust, a ja już po chwili dochodzę z głośnym jękiem jego imienia.
- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, kochanie. - mówi, gdy nasze spojrzenia ponownie się spotykają. Zapomniałem o własnych urodzinach, podczas gdy on pamiętał. A mówią, że zawsze jest odwrotnie.
- Dziękuję. - uśmiecham się. - Sam o nich zapomniałem...
- Czyli zrobiłem to niepotrzebnie?
- Ależ potrzebnie! - całuję go mocno. - Kocham cię.
- Wiem.
- To dobrze. Nigdy o tym nie zapominaj.
- Mam dla ciebie coś jeszcze.
- Myślałem, że ty jesteś moim prezentem.
- Tak, to też, ale... - odwraca się i zaczyna czegoś szukać. - Ta- dam. - wyciąga dwa, pięknie zapakowane krwawe lizaki.
- Jak ja cię kocham! - wybucha śmiechem, a ja łapię jednego i w mgnieniu oka zdejmuję folię, pakując go sobie do ust. Metaliczny posmak rozchodzi się po moim języku. Kocham ten smak, ale nie bardziej niż smak Harry'ego.
- Ty jesteś jakiś chory. - śmieje się ze mnie.
- Za to mnie kochasz.
- No i weź go tu obraź...
- Nie dasz rady.
- Nie? - kręcę przecząco głową. - A założymy się?
- O co?
- Jeśli przegrasz, wracasz wpław.
- A jeśli ty przegrasz, zjesz całego lizaka.
- Dobra. Jesteś głupi. - rzucam mu spojrzenie w stylu "serio?".
- Jesteś beznadziejny. Jesteś okropny. - na to tylko się uśmiecham. - Jesteś nikim. - chyba mu się udało. Jeszcze w dodatku powiedział to tak poważnie, a właściwie wysyczał. Czuję łzy napływające do moich oczu, które już po chwili suną po moich policzkach.
- Draco, ja przepraszam...
- Nie, to nic. Ja po prostu jestem taki głupi...
- Nie, nie jesteś! Jesteś bardzo mądrym, wartościowym i cudownym człowiekiem. - oplata mnie mocno ramionami i przyciska do siebie.
- Nie powinienem w ogóle zaczynać. Zepsułem ci urodziny... - szepcze wprost do mojego ucha.
- Nie ty. Ktoś inny zepsuł mi życie.

***
- Idź, ja zaraz...
- Nie ma mowy! Idziesz ze mną. - łapie mnie mocno za rękę i ciągnie w stronę ciężkich drzwi. Otwierają się bez problemu, ukazując ogromny, wypolerowany na błysk hall. Wchodząc do środka po raz kolejny, czuję się, jakbym w życiu tutaj nie był. To nie jest mój dom. Moim domem jest Hogwart a to coś tutaj, to przymusowe więzienie z tyraniem na czele. Nienawidzę ojca. Jestem tego zupełnie pewien. Chciałbym, żeby pewnego dnia, a najlepiej już zaraz po prostu zniknął, ale moje życie nie może być aż takie kolorowe. Wystarczy, że mam Harry'ego. Chłopak ciągnie mnie w stronę schodów prowadzących na pierwsze piętro. Gdy cała droga mija bez większych komplikacji, a ja już myślę, że nie spotkam tej kanalii, wyskakuje zza drzwi, jakby tylko czekał, żeby mnie zwyzywać.
- Harry, jak miło że wróciłeś. - uśmiecha się tak, jak tylko on potrafi, po czym przenosi spojrzenia na mnie, a jego twarz przybiera zniesmaczony wyraz.
- Lucjuszu, nie przywitasz się z synem? - obydwaj patrzymy na niego szeroko otwartymi oczami. Czy on chce wywołać wojnę, bo jeśli tak, to jest na dobrej drodze.
- Z nim? - prycha ironicznie, jakbym był jakimś parszywym robakiem, a nie jego własnym synem.
- Tak, z nim.
- Harry, co ci się stało?
- Co? Otworzyłem wreszcie oczy i zobaczyłem, jakim on jest wspaniałym człowiekiem. - lodowate spojrzenie migiem przenosi się na nasz splecione dłonie.
- Chyba nie chcesz powiedzieć...?
- Że go kocham? A co, boisz się tego słowa? Nigdy tego nikomu nie powiedziałeś?
- Jak śmiesz...?! - unosi rękę, żeby go uderzyć, ale wskakuję między nich. Nie dotknie go nawet! Nie pozwolę mu na to nigdy w życiu! Przymykam powieki, ale nie czuję uderzenie. Ponownie je uchylam i widzę... uśmiech?! Że co?! Mózg mu już całkiem wyparował, o ile kiedykolwiek go miał.
- No nareszcie. Co prawda nie sądziłem, że aż tak się pokochacie, ale wiedziałem, że tak będzie. - nic nie rozumiem. Nie mam bladego pojęcia, co ten wariat znowu wymyślił, ale co najmniej mi się to nie podoba.
- Co? - pyta równie zaskoczony jak ja zielonooki.
- Nadal nie rozumiecie? Napuściłem was na siebie, żeby zrobić z was ludzi. Miało to inaczej wyglądać, ale błyskawicznie się znienawidziliście. Severus próbował coś z tym zrobić, ale nawet on nie był w stanie, dlatego po latach wrzasków, postanowiliśmy nałożyć na was klątwę. - Ze kurwa że co?! Czy on jest jakiś pojebany?!
- Mam rozumieć, że przez te wszystkie lata traktowałeś mnie jak ostatnią, nic nie wartą szmatę, tylko po to, żeby zrobić ze mnie "ludzi"?! Popierdoliło cię, czy jak?! Myśmy się mało nie pozabijali, bo ty sobie kurwa jakieś eksperymenty na nas robiłeś! Czy my ci wyglądamy na szczury?!
- Nie. - mówi najspokojniej w świecie, jakbym go zapytał czy napije się herbaty, a nie raptem o całe moje życie.
- Jak w ogóle mogłeś mi to zrobić?!
- Zrobiłem to, żebyś nie był kolejnym rozpieszczonym dzieckiem arystokracji.
- Jeszcze mi kurwa powiedz, że to wszytko dla mnie!
- Oczywiście, że dla ciebie, przecież jesteś moim synem. - chyba po raz pierwszy w życiu usłyszałem te słowa tak wprost i nie były one ironiczne.
- Gdybym cię ciągle chwalił, nie byłbyś taki, jak jesteś - odporny na obelgi, twardy, potrafiący bronić swego...
- No kurwa, nie wierzę!
- Widzisz, wrzeszczysz na mnie.
- Naprawdę?! No kurwa niemożliwe!
- Uspokój się.
-  Jak mam się uspokoić? Myślisz, jak ja się czułem? Powiem ci: okropnie. Ile razy myślałem, że moje życie nie ma sensu? Ile razy chciałem się zabić? I wiesz, co mnie powstrzymywało? Tylko mama. Bez niej nie byłoby mnie tutaj.
- Draco, ja wiem, że powinienem to odkręcić dużo wcześniej, ale ja nie chciałem...
- Czego?!
- Żebyś był tchórzem jak ja! - niemożliwe. Powiedział to na głos. Chciał ze mnie zrobić odważnego Gryfona? Świetny sposób. Zniszcz komuś życie, a będzie odważnym człowiekiem.
- Przepraszam...
- Daruj sobie.
- Chodź. - odzywa się chłopak, który zamilkł jak grób. Najwidoczniej stwierdził, że to nie jego kłótnia i dobrze. Mój pojebany ojciec chciał dla mnie jak najlepiej, dlatego zrobił ze mnie ostatnią szmatę i największego wroga kogoś, kogo kocham ponad wszystko. Teraz chyba jeszcze bardziej go nienawidzę...



_____
Miałam wredny pomysł, żeby zniszczyć wam życie i napisać jakąś "fajną" scenkę, ale jednak mam chyba za dobre serduszko, albo za dużego lenia (raczej to drugie). Czekam na opinie. I oczywiście dziękuję za wyświetlenia, gwiazdki i wszystkie miłe słowa! To naprawę znaczy dla mnie bardzo wiele! Do następnego!

Fixed relation [DRARRY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz