Draco:
- Harry! Ile można! Wyłaź! - krzyczę waląc w drzwi łazienki. Tłukę się tak już jakiś piętnaście minut, bo ten sobie umyślał tam zamieszkać. Zaraz mnie coś przez niego trafi. Mógł powiedzieć, że postanowił zostać syreną, to bym poszedł pierwszy, a tak będę tu do usranej śmierci siedział.
- Poterr, do cholery! - po raz kolejny walę w drzwi łazienki. Co ten debil sobie myśli, że będzie tam siedział do końca życia. - Jeśli zaraz nie wyjdziesz to sam tam wejdę! - brak odpowiedzi. O nie, nie będzie mi ten... ten...yyh... nawet nie mam określenia na to coś, z czym mieszkam właściwie od zawsze. Już mi się skończyły określenia, a dawno się tak na niego nie wkurzyłem.
- Sam tego chciałeś! - mocnym kopnięciem otwieram drzwi i staję niczym słup soli. Momentalnie w pomieszczeniu robi się o dobre kilka stopni cieplej. Nieświadomie zagryzam wargę na widok, jaki mam przed oczami. Kropelki wody powoli spływają po jego nagiej klatce piersiowej i umięśnionym brzuchu... Nagle chłopak odwraca się i wybucha głośnym śmiechem, przez co momentalnie wracam na ziemie.
- Yyy... co robisz? - pyta, ciągle śmiejąc się.
- No co ja mogę robić w łazience?! Kurwa umyślałeś sobie tutaj zamieszkać czy jak?! No i co się tak gapisz?!
- Bo z tą miną i jeszcze przygryzioną wargą wyglądasz po prostu cudownie...- śmiejąc się wychodzi w samym ręczniku na biodrach i zamyka za sobą drzwi. Nadal stoję jak spetryfikowany, zastanawiając się co się właśnie stało. Co ja zrobiłem?! Przecież tyle razy już go tak widziałem, a jednak teraz... zrobiło mi się jakoś dziwnie ciepło i serce zaczęło mi bić tak inaczej... Co ja pieprzę? Wkurzyłem się i tyle. Ja i moje poranne przemyślenia... Nie czekając dłużej, wchodzę pod prysznic i odkręcam wodę.
- Potter, niech cię cholera trafi! - krzyczę, kiedy na głowę zaczyna lecieć mi woda zimna, jak lód. Wściekły wypadam z łazienki i rzucam wredne spojrzenie na czarnowłosego, który zanosi się śmiechem.
- Myślałem, że masz dość wojny, ale skoro chcesz proszę bardzo... - w ułamku sekundy roześmiana twarz staje się poważna, a do zielonych oczy wkrada się przebłysk strachu. Bój się Potter, bój się! Jednym skokiem zbliżam się do niego i zawisam nad nim, trzymając ręce po obydwu stronach jego głowy. Widzę przerażenie w jego oczach i bardzo dobrze. Jeszcze się nie nauczył, że ze mną się nie zadziera? Nie czekając dłużej szybkim ruchem przenoszę dłonie na jego żebra i zaczynam poruszać palcami we wszystkie strony , przeskakując z jednej kości na drugą. Po chwili po całym pokoju roznosi się głośny śmiech.
- Prze...stań... - wydusza pomiędzy kolejnymi atakami śmiechu. Ja jednak postanawiam być okrutny i tylko przyśpieszam, co spotyka się z jeszcze większą salwą śmiechu z jego strony.
- Proszę... Draco... - jęczy ostatkiem sił, wciąż nie mogąc przestać się śmiać. Odpuszczam, bo zaraz mi się tu udusi i będzie problem. Kładę się na łóżku obok niego, czekając aż zacznie normalnie oddychać.
- Wiesz jak mnie przestraszyłeś?!
- Co myślałeś, że cię pobiję?
- W zasadzie to tak...
- Tak naprawdę chciałem wgryźć ci się w szyję i wyssać z ciebie krew, ale potem przypomniałem sobie kim jesteś...
- I stwierdziłeś, że tęskniłbyś za mną.
- Pfff... Wolne żarty.
- Tak? Wiesz myślałem nad zmianą pokoju...
- Nie! - wykrzykuję od razu i karcę się za to w myślach. Co ja najlepszego zrobiłem? Sam zaprzeczyłem własnym słowom, no brawo! Słyszę cichy śmiech.
- Przecież bym cię nie zostawił, głupku.
- Przecież wiem, za bardzo mnie lubisz.
- Po prostu wiem, że byś się załamał beze mnie.
- Wmawiaj to sobie. - odpowiadam.
- Dobranoc. - szepcze ziewając. Wstaję i kieruję się do swojego łóżka. To był naprawdę dłuuugi dzień.
Gdy otwieram oczy jest jeszcze ciemno. Obudził mnie jakiś zimny podmuch. Po chwili uświadamiam sobie, ze nad moim łóżkiem ktoś stoi, a nie jednak już leży obok mnie.
- Zimno mi. - szepcze sennie, wtulając się we mnie. Będąc w półśnie tylko obejmuję go ramieniem i ponownie zasypiam.
Budzę się trąc oczy. Czyli to był sen. Wiele to wyjaśnia. To by było co najmniej dziwne spać z nim. Otwieram oczy i dostaję z liścia od rzeczywistości. To nie był żaden sen. Harry śpi wtulony we mnie, mocno mnie trzymając. Deja vu. To samo robił kiedyś. Tylko co on kurwa robi w moim łóżku.
- Harry?
- Co?
- Wiesz gdzie jesteś?
- W łóżku.
- Czyim?
- Swoim.
- Moim. - chłopak nagle całkowicie się wybudza i patrzy na mnie ze zdziwieniem.
- Co ja tu robię?
- Właśnie zadaję sobie to samo pytanie. W nocy przyszedłeś, powiedziałeś, że ci zimno i mi sie tu władowałeś.
- Musiałem spać, bo tego nie pamiętam.
- Trzeba cię będzie wiązać do łóżka, bo jeszcze przez okno wyskoczysz.
- Oj tam nie przesadzaj. Spałem tu tak długo, że coś musiało mi się po prostu popierdolić.
- Jak zawsze...
- Zamknij się, bo ci zaraz Belladonnę zaaplikuję. - syczy wściekle i odwraca się do mnie tyłem. Nie mam pojęcia jakim cudem go tego nauczyłem i że jeszcze to pamięta. Przespał mi na ramieniu z dwie godziny i wszytko pamięta, a skoro nawet mi tym grozi znaczy, że bardzo dobrze wie, o czym mówi. Uśmiecham się sam do siebie i z westchnieniem podnoszę się z łóżka.
- Harry, za chwilę mamy lekcje. - staram się go obudzić, bo on najwyraźniej nie wie, że już jest rano. W odpowiedzi otrzymuję tylko wystawiony wysoko środkowy palec. Tak do mnie? Zobaczymy. Podchodzę do łóżka i szybkim ruchem ściągam z niego kołdrę.
- Co jest kurwa?!
- To moje łóżko.
- Nienawidzę cię.
- I dlatego śpisz w moim łóżku. - chłopak prycha wściekle i wstaje, ale oczywiście nie obejdzie się bez rzucenia we mnie poduszką. Trzeba było myśleć o tej nienawiści wcześniej, na przykład za nim nie pozwolił mi zamarznąć.
CZYTASZ
Fixed relation [DRARRY]
FanfictionLudzie nastawieni przeciw sobie już w dzieciństwie do końca muszą się nienawidzić, bo tak ma być. Ale w pewnym momencie okazuje się, że tak naprawdę łączy ich zupełnie coś innego. Czy przyzwyczajenie wygra z przeznaczeniem? Zobaczcie sami. Od raz...