Harry:
- Co robisz? - pytam, widząc wpatrzone we mnie stalowe tęczówki.
- Patrze jakiem mam szczęście.
- Patrzysz na mnie.
- Właśnie, bo ty jesteś moim szczęściem, słońce. - uśmiecha się. Czuję, jak wszystkie mięśnie mojego brzucha się spinają. Kąciki moich ust same wędrują ku górze, a oczy robią się mokre. Chce mi się śmiać, a jednocześnie płakać. Te kilka słów, wypowiedziane przez niego mają moc większą niż wszystkie czary świata. Po chwili jedna przezroczysta kropla wykrada się z mojego oka i płynie po policzku, jednak niezbyt długo, bo delikatne, nieco chłodne palce ją stamtąd zabierają.
- Czemu płaczesz?
- Bo cię kocham najbardziej na świecie. - pochyla się nade mną i zaczyna czule całować moje usta.
- Też cię kocham, słońce. - szepcze prosto w moje wargi. Nie mam pojęcia, kiedy nauczył się mówić do mnie słońce, ale wcale mi to nie przeszkadza, a wręcz przeciwnie. Z resztą nie ważne co do mnie mówi, bo jego głos zawsze jest tak samo cudownie aksamitny.
- Musimy wstawać.
- Wiem. - mruczy niezadowolony.
- Ale łazienka moja! - rzucam wyskakując z łóżka.
- Chyba śnisz! - biegnie za mną. Wpadam do łazienki, starając się zatrzasnąć mu drzwi przed nosem, ale jest za szybki.
- Dobra, ale prysznic jest mój.
- Nie kochanie. Teraz już nie. - w mgnieniu oka zrzuca z siebie ubranie i wchodzi pod prysznic. Odwracam się przodem do lustra, żeby umyć zęby, jednak nim dosięgam szczoteczki mokra ręka ciągnie mnie w tył pod strumień gorącej wody.
- Pojebało cię?! Jestem cały mokry!
- Taki miałem plan... - przyciąga mnie do siebie i całuje długo. Moja piżama przemokła do suchej nitki i zapewne wyglądam jak mokra kura, bo tak właśnie się czuję.
- Zapłacisz mi za to... Oj pożałujesz... - blondyn zaczyna się śmiać, ukazując białe perełki. Zemszczę się później, ale zacząć warto już. Przyciskam usta do jego w namiętnym pocałunku i niby przypadkiem ocieram biodrem o zdecydowanie najwrażliwszą część jego ciała, na co jęczy cicho. Odsuwam się od niego jak oparzony i wychodzę, zdejmując mokre ubranie. Czuję na sobie jego wzrok. Trzeba było nie zaczynać. Ubieram się szybko i suszę włosy, po czym nie czekając aż on się ruszy wychodzę na śniadanie. Wielka Sala jest już przepełniona wiecznie paplającymi dziećmi. Jestem teraz na ostatnim roku, więc wszyscy inni to dla mnie dzieci, ale przecież wolno mi tak o nich myśleć. Zajmuję swoje zwyczajowe miejsce, obok przyjaciół chrząkając głośno, żeby Eric i Tom łaskawie wrócili do rzeczywistości.
- Panowie, to jest Wielka Sala, nie Pokój Życzeń. - mówię na powitanie, przez co obydwaj posyłają mi groźne spojrzenia.
- Mamy ci przypomnieć, co ty wyprawiłeś z Draco?
- Wiem doskonale, co wyprawiałem. Dajcie spokój, przecież żartowałem. - niech się cieszą, że nie widzieli, co myśmy za "zamkniętymi" drzwiami wyprawiali. A właśnie, a ten mój blondynek, to gdzie? Ooo! Idzie. Jego mina jest po prostu bezcenna. Patrzy na mnie, jakby chciał mnie zabić. Aż przypomniały mi się dawne czasy... Teraz wydaje się to takie nierealne, że tak się nie lubiliśmy. W ogóle nie wyobrażam sobie teraz życia bez niego. Siada jak najdalej ode mnie, jak to tylko możliwe, nie zaszczycając mnie nawet spojrzeniem. Czy on myśli, że ja naprawdę jestem taki głupi? Przysuwam się do niego, kładąc mu głowę na ramieniu.
- Nie udawaj obrażonego...- szepczę mu do ucha.
- Nie udaję... - syczy.
- To spójrz mi w oczy i to powiedz. - odwraca się do mnie, wbijając swoje stalowe tęczówki w moje. W mgnieniu oka wyraz jego twarzy łagodnieje. Obrażony? Taa... jasne. Pochylam się i lekko całuję go w usta, ciągnąc za jego dolną wargę.
- A ty co niby robisz?! - wybucha na mnie brunet.
- Ja? Staram się udowodnić, że mój kochany Draco wcale nie jest na mnie zły.
- Potter, grabisz sobie. Mną tak pomiatać?! Mną?!
- Skoro już mówi po nazwisku, masz przejebane. - stwierdza niebieskooki, a perfidny uśmiech wypełza na bladą twarz stalowookiego.
- Nawet on wie, że masz przejebane.
- Dobra. - rzucam obojętnie i wstaję. Nawet nie odwracam się, żeby spojrzeć na jego minę i szybkim krokiem wychodzę z sali. Kieruję się w stronę lochów, bo lekcje mam dopiero za dwie godziny. W pewnej chwili silne ramię pociąga mnie w tył, a ja już doskonale wiem, któż to się tak za mną stęsknił. Te same ręce łapią mnie mocno w pasie i przyciągają do siebie.
- Przepraszam... - szepcze, całując moją szyję, a mnie aż robi się cieplej.
- Nie gniewaj się na mnie... Nie chciałem...
- Ty tak na serio? - zaczynam się śmiać. - Przecież nie jestem zły, głupku.
- Wiem... Po prostu chciałem cię pocałować, a tam... - nie kończy, bo przywieram ustami do jego chłodnych i wyjątkowo delikatnych warg. Na szczęście wszyscy są na śniadaniu...
- Potter, Malfoy... - jednak nie wszyscy. Ten pierdolony Nietoperz zawsze musi wszystko psuć.
- Pragnę przypomnieć, że nadal jesteście na korytarzu.
- Racja, trzeba to jak najszybciej zmienić.- odpowiada szybko Draco i rusza biegiem przed siebie, ciągnąc mnie za rękę, przez co o mało nie potykam się o własne nogi. Słyszę jeszcze jak czarnowłosy coś tam sobie mówi pod nosem, zapewne w stylu "Na Merlina, ja zwariuję..." albo coś bardziej niecenzuralnego. Chłopak wpada z impetem do Pokoju Wspólnego, niemal rzucając mną o ścianę. Układa ręce po obydwu stronach mojej głowy i mocno wpija się w moje usta. Wyrywa mi się stłumiony jęk, bo to co on ze mną robi jest po prostu niemożliwe. Jego ręce zjeżdżają na moją szyję, a potem w dół moich pleców, powodując ciarki wzdłuż kręgosłupa. Czuję jak powoli w moim podbrzuszu zaczyna budować się palące podniecenie. Gdy chłopak odrywa się ode mnie, jęczę niezadowolony. Nawet na mnie nie patrzy, tylko rusza w stronę schodów, zapewne do naszego dormitorium. Czy on myśli, że może sobie tak po prostu odchodzić?! Puszczam się za nim biegiem i wpadam do sypialni. Popycham go na łóżko, zawisając nad nim.
- Już wiesz, jak się dziś rano czułem.
- A więc to była zemsta?
- Mhm...
- Czyli jesteśmy kwita?
- Chyba tak.
- To dobrze. - pochylam się, mocno całując jego lekko opuchnięte usta. Przejeżdżam lekko końcem języka po jego wargach, a kiedy wyrywa mu się jęk, korzystam z okazji i atakuję językiem jego własny. Jednak stalowooki nie na długo pozwala mi dominować i już po chwili to on wisi nade mną.
- Nigdy nie mogę być na górze?
- To ja tu jestem Malfoy. - uśmiecha się wrednie, tak jak tylko węże potrafią i wgryza się w moją szyję. Niemal krzyczę, bo to jest takie...ahhh! Czy on chce mnie zabić i wyssać krew? Po kilku długich sekundach jednak zaczyna całować delikatną skórę, więc chyba nie mam się co martwić. Jednym ruchem zdejmuje moją koszulę i tworzy dalszą ścieżkę pocałunków biegnącą coraz bardziej w dół. Gdy jego usta dotykają skóry tuż nad spodniami krzyczę urywanie. Błyskawicznym ruchem ściąga moje spodnie wraz z bokserkami, uwalniając moją pulsującą erekcję. Niby przypadkiem ociera się o nią, na co zaciskam mocno ręce na pościeli. Sięgam po jego ubranie, które w mgnieniu oka ląduje w kącie. Przygryzam wargę mając przed sobą widok tak idealny, że niemal nierealny, a jednak. Blondyn nawilża moje wejście.
- Poczekaj. - mówię, kiedy widzę, co chce zrobić. - Dziś chcę inaczej.
- Niby jak?
- Bez palców, choć twoje potrafią czynić cuda.
- Ale... będzie bolało.
- Niech boli. - chłopak rzuca mi niepewne spojrzenie, ale posłuszne wykonuje prośbę. Wchodzi we mnie zapewne najdelikatniej jak potrafi, ale mimo tego i tak odczuwam nieznaczny.
- Wszystko w porządku?
- W jak najlepszym. - czeka jeszcze chwilę, zanim całkowicie się rozluźniam i zaczyna powoli poruszać biodrami. Wcale nie jest tak źle jak przypuszczałem, bo po kilku pchnięciach nie czuję już bólu, ale czystą przyjemność, rozlewającą się po moim ciele.
- Ale nie musisz być taki delikatny...- perfidny uśmiech wypełza na jego lekko zaczerwienioną, spoconą twarz. Znacznie przyśpiesza swoje ruchy. Z każdym pchnięciem piekło w moim kroczu staje się coraz gorsze do zniesienia. Ciągle wyrywają mi się jęki, które stają się coraz głośniejsze i częstsze, ale nie tylko z mojej strony. Ciężko oddycham, kiedy rozkosz zaczyna panować nad moim ciałem.
- Draco! - krzyczę, dochodząc mocno. Po chwili blondyn także szczytuje z moim imieniem na ustach.
- Kurwa, jaki ty jesteś ciasny. - dyszy, uspokajając się powoli.
- Wiesz, jesteś pierwszym, który mi to mówi.
- I mam nadzieję, że ostatnim.
- A ja nie mam nadziei. - posyła mi mroźne spojrzenie.
- Ja wiem, że jesteś ostatni, bo tylko dla ciebie jestem tym na dole.
- Mam rozumieć, że jest ktoś inny?
- A co, myślisz, że jesteś tym jedynym?
- Nie, ja to wiem. - kładzie głowę na mojej klatce piersiowej, mrużąc powieki.***
- Co robisz?
- Oglądam gwiazdy.
- Po co?
- Bo są piękne.
- Ty jesteś piękny. - nie patrzy na mnie, ale ja wiem, że przewraca oczami. Siadam obok niego, kładąc głowę na jego ramieniu.
- O czym myślisz?
- O przyszłości.
- O czym?
- O nas... Kiedyś... za dziesięć, piętnaście lat...
- No i co wymyśliłeś?
- Nic. Zastanawiam się tylko.
- Nad?
- Nad tym, czy będziemy razem...
- Co? O czym ty mówisz? Chyba nie...
- Nie, spokojnie. Ale... pewnie chcesz mieć dzieci... a...
- Draco, popatrz na mnie. - prostuję się i odwracam przodem do niego. W stalowych oczach, w których obija się księżyc, dostrzegam srebrzyste łzy.
- A teraz mnie posłuchaj. Nie wiem, czy chcę mięć dzieci, ale nawet jeśli, to tylko i wyłącznie z tobą, z nikim innym. Jesteś dla mnie wszystkim i nie ma opcji, żebym cię zostawił. - czuję, jak do moich oczu także napływają łzy.
- Nie wiem, jak będzie za kilka lat... Nawet nie wiem, jak będzie jutro... Może kiedyś się pokłócimy... Może kiedyś obydwaj pójdziemy swoimi drogami, choć tego nie chcę... Może kurwa to wszytko się spierdoli... Ale wiem jedno. Nie zostawię cię tylko po to, żeby mieć dzieci z kimś innym. Kocham ciebie, a nie jakąkolwiek laskę, rozumiesz? - teraz już łzy płyną po moich policzkach, ale nie tylko po moich.
- Jak to możliwe, że mam kogoś takiego jak ty?
- Nie wiem. Widać świat tak chciał. Widzisz te dwie gwiazdy? - wskazuję palcem w niebo.
- Widzę i co?
- W nich było zapisane nasze przeznaczenie od początku wszechświata.
- Harry, ale wiesz, że pomiędzy nimi są miliny kilometrów?
- Czy ty zawsze musisz wszystko psuć?
- Taka już moja natura. - wzrusza ramionami. To właśnie w nim najbardziej kocham, że nie z najpoważniejszego momentu potrafi zrobić żart.
- To może po prostu ukradniemy jakieś dziecko?
- Chciałeś powiedzieć porwiemy?
- No właśnie.
- W sumie, to całkiem nie głupi pomysł. - uśmiecha się, ukazując białe zęby.
- Teraz tylko trzeba ustalić jakie? Chłopiec czy dziewczynka?
- Jeśli ty wychowasz dziewczynę, to będzie prawdziwą suką.
- A ty z chłopaka zrobisz diabła.
- To może to i to?
- Mała suka i mały diabeł? Podoba mi się.
- A jak damy im na imię?
- Dziewczynce Tessa.
- Tessa?
- Nie znam większej suki niż ona, a przy tym jest bardzo mądra.
- Prawie cię utopiła.
- Ale jakie to było pomysłowe i ślizgońskie...
- Niech będzie, a chłopiec...
- Błagam, tylko nie Blaise!
- Chyba oszalałeś! Nie ma takiej opcji! Ale...
- Ale co?
- Tylko nie krzycz...
- Mów.
- Seve...
- Pojebało cię?! Nietoperz?!
- Jakby nie było, to dzięki niemu jesteśmy razem.
- Z przykrością stwierdzam, że tak. Poza tym nie znam większego gada, niż on.
- Czyli Tessa i Severus?
- Mhm...- kiwa zadowolony głową.
- Teraz jeszcze musimy je znaleźć i porwać.
- Z tobą to mogę nawet Gringotta okradać.
- Kocham cię.
- Też cię kocham, słońce.__________
Koniec! Skończyłam! Myślę, że nic już dodawać do tego nie trzeba. Czekam na opinię i dziękuję wam bardzo bardzo, za wszystko! Jesteście super! Do następnego czegoś... kiedyś... 💟❤💚💙💛💜💚💕💙💚💛💚❤
CZYTASZ
Fixed relation [DRARRY]
FanficLudzie nastawieni przeciw sobie już w dzieciństwie do końca muszą się nienawidzić, bo tak ma być. Ale w pewnym momencie okazuje się, że tak naprawdę łączy ich zupełnie coś innego. Czy przyzwyczajenie wygra z przeznaczeniem? Zobaczcie sami. Od raz...