XXV

1.2K 55 26
                                    

Tata wrócił z dokumentami i małą torbą wypakowaną ubraniami Hale'a akurat w momencie, gdy przewozili go na kolejne badania. Przeszedł już szereg podstawowych i czekały go jeszcze dodatkowe, które zlecił lekarz.

Cały ten czas chodziłem za nim krok w krok, od sali do sali, lecz niestety nie mogłem wchodzić z nim na badania.

U mojego boku dzielnie trwał Scott, który nie zważając na to, że niecały dzień wcześniej  wziął ślub i był całkowicie padnięty, trzymał mnie cały czas w swoich ramionach najwyraźniej bojąc się, że wkrótce rozpadnę się na milion małych kawałeczków. Mógł mieć trochę w tym racji. Ostatnio było dobrze, nawet bardzo dobrze, jednak nigdy nie zapomniałem o wydarzeniach z mojego pierwszego dnia pobytu w Chicago. Tego tak po prostu nie dało się wymazać z pamięci, a w tamtej chwili jedyna osoba, która skutecznie mnie od tego odciągała i z którą chciałem spędzić resztę życia była nieprzytomna i nikt nie wiedział kiedy o ile w ogóle z tego wyjdzie.

Wszystkie czarne scenariusze kołatały mi się w głowie.
Czy będzie do końca życia podłączony do aparatury, czy nie będzie z nim już kontaktu albo co najgorsze czy umrze i już nigdy więcej nie będę mógł z nim porozmawiać, na niego spojrzeć? Znowu wszystko było nie tak...

Kiedy skończyły się wszystkie zlecone badania wreszcie mnie do niego wypuścili. Pozwolili usiąść przy nim na spokojnie, chwicić jego dłoń, przyjrzeć się jego pięknej i jakże w tamtym momencie spokojnej twarzy. Nigdy nie sądziłem, że kiedykolwiek zobaczę go w takim wydaniu. Zawsze był taki silny, niezależny, a w tamtym momencie leżał na łóżku całkowicie bezbronny i można powiedzieć że przy życiu przytrzymywały go tylko maszyny. Serce krajało mi się na ten widok.

-Der kochanie, proszę walcz... Zrób to dla mnie, dla nas, a przynajmniej spróbuj, tylko o to Cię proszę. - powiedziałem ze łzami w oczach i głaszcząc go po policzku. - Przepraszam kochanie, że musisz przez to wszystko przechodzić. To moja wina, gdyby nie ja nigdy nie znalazłbyś się w takim stanie. Naprawdę przepraszam, ale proszę Cię postraj się do mnie wrócić, nie wyobrażam sobie życia bez Ciebie. Błagam Cię skarbie, wróć...- dokończyłem ze spływającymi łzami po policzkach i mocno ściskając dłoń Hale'a.

Po jakimś czasie zupełnie się rozpłakałem i wtedy do sali wszedł McCall, który czekał na mnie wraz z Isaackiem za ogromną szybą. Najwyraźniej widząc, że nie jest ze mną za dobrze postanowił do mnie dołączyć i spróbować jakoś pocieszyć.

- Stili spokojnie, wszystko się ułoży, wyjdzie z tego zobaczysz. Jest silny i mogę się założyć, że tak łatwo się nie podda. W końcu ma do kogo wrócić, tak? - powiedział kucając przy moich nogach i kładąc dłoń na moich wciąż ściskających tą od Hale'a, po czym lekko je rozluźnił. - Bracie wracamy na chwilę do domu, dobrze? Musisz się wykąpać i położyć na trochę, bo źle z Tobą stary. -dodał po czym wstał i pociągnął mnie do góry do mocnego uścisku.

- Nie chce go zostawiać teraz, kiedy tak bardzo mnie potrzebuje.- powiedziałem po chwili pociągając nosem.

- Ale nie zostawiasz go, wrócimy tu za parę godzin. Obiecuje Ci, że zawiozę Cię do niego kiedy tylko będziesz chciał. Tylko naprawdę daj sobie też czas na odpoczynek. Chcesz żeby zobaczył Cię w takim stanie jak się obudzi? Bez obrazy, ale nie wyglądasz jak jakiś mister ani nie pachniesz.-na to stwierdzenie trochę się uśmiechnąłem.

- Dzięki Scotty, zawsze wiesz jak podbudować człowieka. - powiedziałem czując się nieco lepiej, lecz po chwili skarciłem się za to. W końcu Derek leżał nieprzytomny, ledwo żyjąc, a ja się uśmiechałem.
Tak nie mogło być. Od razu spoważniałem i kolejne łzy napłynęły mi do oczu.

- Chodź Stil, jedziemy. -powiedział McCall najwyraźniej zauważając zmianę mojego nastroju. Nie mając siły się z nim kłócić, bo faktycznie jego argumenty do mnie przemawiały, kiwnąłem tylko głową i pożegnałem się z moim chłopakiem.

Po chwili zmierzaliśmy w stronę mojego i Hale'a mieszkania. Gdy dotarliśmy na miejsce szybko się wykąpałem.

Podczas gdy ja byłem w łazience Scott i Isaac zasnęli na kanapie w pokoju gościnnym. Widząc to powoli podreptałem do mojej i Dereka sypialni, wyjąłem z szafy ulubioną koszulkę mojego ukochanego, po czym ją założyłem i z powrotem przeniosłem się pod kanapę na której spali moi przyjaciele. Nie chciałem spać w sypialni, w tym ogromnym łóżku bez Hale'a, nie byłbym wstanie. Ułożyłem się więc na dywanie i nawet nie wiem kiedy zasnąłem.

****
Witajcie moi drodzy. Baaaardzo długo mnie tu nie było, wiem. Przychodzę jednak do was z nowym rozdziałem mając nadzieję, że w końcu będę w stanie dokończyć ta książkę. Mam nadzieję, że rozdział się podobał. Dajcie znać i do następnego.

SZEWII

Gwałt • Steo | SterekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz