V

2.9K 142 17
                                    

Poczułem delikatne klepnięcie w ramię, na co zdezorientowany otworzyłem oczy i zobaczyłem Scotta, który lekko się uśmiechał. Siedzieliśmy w jego samochodzie, a wokół otaczała nas ciemność poza jedną latarnią świecąca na osiedlu. Zerknąłem na telefon, było w pół do czwartej, czyli właśnie dojechaliśmy do mieszkania McCalla, przynajmniej tak mi się wydawało.

-Przepraszam, że cię obudziłem, ale musimy wejść na górę po parę rzeczy i tak jak wspominałem porozmawiać z Isaacem.-powiedział na co kiwnąłem tylko głową i wysiadałem z samochodu.

- Stiles powiesz mi co Ci się stało, prawda?-zapytał zapewne zauważając sposób w jaki chodzę.

-Tak Scotty, ale dopiero w Beacon Hills. Nie chcę na razie o tym gadać.-powiedziałem kierując się z chłopakiem w stronę jednego z bloków. Chwilę później stałem z nim przed jakimś mieszkaniem. McCall starał się trafić kluczem do zamka, jednak marnie mu to wychodziło, ponieważ trząsły mu się ręce. Gdy chciałem mu go zabrać i samodzielnie otworzyć drzwi, usłyszałem dźwięk przekręcanego klucza i chwilę później ujrzałem sylwetkę Lahey'ego. Chłopak miał zaspane oczy i zdezorientowny wyraz twarzy, co oznaczało, że właśnie go obudziliśmy. Gdy mnie zobaczył od razu rzucił się w moją stronę i zamknął w niedźwiedzim uścisku, który odwzajemniłem.

-Myślałem, że to włamywacz.-zaśmiał się cicho i wciągnął mnie do mieszkania.-Scott dlaczego nie powiedziałeś, że Stiles nas odwiedzi? -zapytał kierując się w stronę salonu trzymając mnie pod pachę. Cieszyłem się, że mój przyjaciel wybrał właśnie Isaaca na swojego chłopaka. Zawsze go uwielbiałem i miałem z nim świetny kontakt, a nawet więcej, czasem mówiłem mu o czymś, o czym nie wiedział nawet Scott, a to już było coś. Wiedziałem, że cokolwiek by się nie stało, to mogę na niego liczyć.

-Tak jakoś wyszło. Zresztą to teraz nie jest ważne, musimy pogadać.-powiedział siadając na kanapie i przyciągając Lahey'ego do siebie.

-Co się dzieje? -zapytał zdziwony siadając bokiem na kanapie tak by patrzeć swojemu chłopakowi prosto w oczy i chwytając jego dłonie w swoje.

-Musimy ze Stilesem wyjechać do Beacon Hills na parę dni, a może nawet dłużej.-powiedział i przybyliżył się jeszcze bardziej do chłopaka tak, że stykali się czołami.

-Coś się stało, że tak nagle chcecie wyjechać?-zapytał smutno spoglądając w moją stronę. Zrobiło mi się głupio przez to, że odrywam ich od siebie na nie wiadomo jak długo. Mogłem odrzucić połączenie od Scotta i zadzwonić od razu to taty, a nie wystawiać na próbę czasu ich związek.

-Przepraszam, że wszystko psuję.-powiedziałem, a po moim policzku spłynęła łza. Lahey i McCall zauważając to natychmiast wstali, podeszli do mnie i przytulili.

-Stil, przecież nic nie psujesz.-usłyszałem zmartwiony głos Scotta.

- Zadzwonię do taty żeby po mnie przyjechał. Nie chcę zrzucać na was własnych problemów.-powiedziałem odsuwając się od nich.

-Nie ma mowy, jedziesz ze Scottem i koniec.-powiedział stanowczo Isaac. Pomimo tego, że bolała go sama myśl o rozłące z ukochanym, zgodził się na ten wyjazd, żeby mi pomóc. On zawsze taki był. Zawsze przedkładał szczęście swoich przyjaciół ponad swoje, często przy tym cierpiąc. Cieszyłem się, że należałem do tego grona, w końcu nie spotyka się takiej osoby, jak Lahey na każdym kroku.

-Nie chciałbyś jechać z nami?-zapytałem z nadzieją. Nie chciałem żeby został w Chicago zupełnie sam.

-Jasne, że chciałbym, ale niestety zapowiada się cięższy okres w pracy, bo wywalili dzisiaj, yyy... właściwie to wczoraj faceta, który wszystko ogarniał.-powiedział zmęczony.

-No to trochę lipa, kochanie.-powiedział Scott i pocałował Isaaca w czoło. Wyglądali na bardzo szczęśliwych, a pomyśleć tylko, że też taki byłem z Theo jeszcze pare godzin temu.

-Szkoda.-powiedziałem zawiedziony.

-A no szkoda, ale spokojnie na pewno przyjadę was odwiedzić.-powiedział i poczochrał moje włosy, na co lekko się uśmiechnąłem, ponieważ to wszystko było naprawdę miłe.

Dziesięć minut później Scott zebrał wszystkie potrzebne rzeczy i zapakował je do torby podróżnej. Wziął też kilka rzeczy więcej, tak abym ja nie pozostał z niczym w rodzinnym miasteczku, ponieważ wszystkie rzeczy przewiozłem do mieszkania wynajmowanego przeze mnie i Reakena. Gdy stanęliśmy przed samochodem bruneta dochodziła piąta rano. Lahey pożegnał się z McCallem kilkoma pocałunkami, a potem mocno mnie przytulił i powiedział żebym się trzymał, po czym jeszcze raz pocałował swojego chłopaka i nareszcie mogliśmy ruszyć w drogę. Gdy byliśmy w połowie drogi wyłączyłem swój telefon nie chcąc by Reaken nękał mnie połączeniami.


***

Hejka kurczaczki. Wiem, że strasznie przeciągam to opowiadanie, ale od początku miało to właśnie tak wyglądać. Co do rozdziału to jestem z niego zadowolona, jak nigdy. Nie wiem czy lubicie ship Scisaac, ale ja uwielbiam, więc musiałam go obowiązkowo tutaj wcisnąć. Co tam jeszcze chciałam napisać.. chyba nic, przynajmniej tak mi się wydaje. No nic, nie przedłużając dajcie znać czy rozdział się spodobał i czy ogólnie opowiadanie jak na razie się podoba. Dziękuję i trzymajcie się. xx

SZEWII

Gwałt • Steo | SterekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz