Rozdział VIII

1.7K 110 3
                                    

Przyglądał się z założonymi rękoma jak nieprzytomny włamywacz siedzi na krześle przymocowany taśmą izolacyjną. Chyba z sześćdziesiąt razy obwinęła go tym. Parskną śmiechem widząc tą nieudolność i patelnie leżącą pare metrów dalej.
- Co Cię tak bawi? - oburzyła się Łucja.
- Nic, nic... - zagryzł wargi, by dalej się nie śmiać.
Nagle rozległ się dźwięk telefonu. Rogers wyjął go ze swojej kieszeni i zobaczył wiadomość. Była od Tony'ego:
"W domu Bannera, Sokolego Oka i Nataszy było włamanie. Wszystkie o tej samej porze. Jutro zwołujemy specjalne spotkanie."
- Co się stało? - odezwała się dziewczyna.
- Były włamania u trzech innych osób.
- Dziwne... Ale czego mogli szukać?
- Nie mam pojęcia, ale szykuje się chyba grubsza sprawa... - spochmurniał.
Brunetka podeszła do włamywacza i pochyliła się, tak że jej twarz znajdowała się na wysokości twarzy mężczyzny. Przyglądała mu się przez dłuższą chwile z uwagą, jakby próbowała zauważyć jakiś szczegół, który dałby jej odpowiedzi na pytania. Ponownie wyprostowała się, poprawiła swój koczek i odparła:
- Bierz tarczę. Z naszym nowym gościem jedziemy do Starka.
Puste ulice Nowego Jorku były pięknym widokiem i nieczęsto spotykanym. Cisza, która panowała, zmieniała to miasto w zupełnie inne miejsce, pełne spokoju. Właśnie w radiu nadawali piosenkę Pink Floyd "Time". Utwór o przemijaniu i utracie tego co już nigdy nie odzyskamy...
- Miałeś kogoś za nim zamarzłeś? - przerwała milczenie Łucja.
Steve wytrzeszczył oczy oszołomiony tym pytaniem. Nigdy nie zadawała mu pytań, związanych z jego starym życiem. Nie wiedział co jej powiedzieć.
- Nigdy nie miałem jakoś szczęścia w miłości, ale była taka jedna. - spuścił wzrok.
- Wiesz co później się z nią działo?
- Tak, ale nie chce o tym rozmawiać. Nie jestem na to jeszcze gotowy.
- Rozumiem, ale jeśli będziesz chciał...
- Dobrze. - odezwał się oschło, lecz szybko zdał sobie sprawę, że lekko przesadził i dodał. - No, ale widzę że Ty z Quillem się polubiłaś.
- TY CHYBA SOBIE ŻARTUJESZ?! Nigdy nie spotkałam tak chamskiego, niewychowanego faceta z brakiem taktu i podejścia do kobiet. Nienawidzę takich...
- Ojojoj już się tak nie bulwersuj. To był tylko sarkazm... - uśmiechną się i wskazał ręką. - Spójrz masz wolny parking, by zaparkować.
Stanęli przed ogromną szarą bramą. Wysiedli z auta, a ogłuszonego przestępcę Rogers wyjął z bagażnika. Wziął go na swoje barki i ruszyli w stronę wejścia. Stark stał na balkonie.
- Hej słoneczka! Drzwi już są otwarte, Wiec nie krępujcie się i wchodzicie.
- Hej gwiazdeczko, mamy prezent dla Ciebie. - odpowiedziała dziewczyna.
Dwójka weszła do środka. Nagle światła błysnęły na cały dom. Zmrużyli chwilowo oczy, przez zmianę jasności pomieszczenia.
- Wyglądacie jak kreciki. - zaśmiał się właściciel domu. - Połóż tego mięśniaka na ziemię. Co się stało?
- Hmmmm... - Łucja podrapała się po głowie. - To samo co u Bannera, Nat i Clinta, tylko że ja ogłuszyłam gościa patelnią. Był dosyć nieporadny, w tym co robił... - spojrzała się na nieprzytomnego włamywacza.
Rozmowę przerwał dzwonek u drzwi.
- Wybaczcie. Zadzwoniłem do Strażników. Lepiej, by nocowali u mnie. Obawiam się, że te włamania mogą być związane z ich przybyciem... - odwrócił się na pięcie i znikł w ciemnym korytarzu.
Ogromne niezadowolenie oraz zaciśnięte pięści dały poznać Rogersowi, że Łucja nie jest zadowolona z przebiegu sytuacji. Podeszła do ogromnego okna, oparła się jedną ręką i spuściła głowę. Była wyczerpana. Miała za sobą ciężki dzień w pracy, starcie ze Star Lordem oraz włamanie. Ból w jej brzuchu nasilał się co raz bardziej.
- Wszystko w porządku? - poczuła dłoń Kapitana na swoim ramieniu.
Nie może pokazywać, że jej coś dolega. Musi to ukryć.
- Nie... Wszystko w porządku, jestem tylko trochę śpiąca. - zmusiła się do uśmiechu.
Do ogromnego salonu wszedł ponownie Tony prowadząc za sobą Strażników. Peter Quill ze swoim zawadiackim uśmiechem przywitał Rogersa podając mu rękę. Widząc stojącą za mężczyzną dziewczynę, wyciągną i do niej dłoń:
- Feministkę też trzeba przywitać...
Łucja jednak ku zaskoczeniu chłopaka w milczeniu przywitała się. Tylko jej wzrok. Pełen nienawiści i wrogości, przeszył Quilla od stóp do głowy. Dobra to chyba był zły pomysł na przełamanie lodów. Udał, że go to nie uraziło i odwrócił się w stronę Starka:
- Dlaczego nas tu wezwałeś?
- Dziś w nocy były włamania, u części Avengersów oraz u Łucji. Uważamy, że  cało to zajście jest związane z waszym przybyciem, więc dla waszego bezpieczeństwa, będziecie nocować u mnie.
- Uważasz, że nie potrafimy o siebie zadbać? - odezwał się szop oparty o ogromną broń.
- Przypuśćmy, że moją odpowiedzią będzie cisza... - jak zawsze Tony musiał złośliwie się odgryść. - Czujcie się jak u siebie w domu. - rozłożył ręce w teatralnym geście.
Przedstawienie Iron Mana przerwał hałas silników, który był co raz bardziej głośniejszy. Gamora podniosła oczy do góry, czując że coś przelatuje nad domem...
- PADNIJ! - krzyknął Rogers.
W szklaną szybę uderzyło dziesięć robotów. Rozbiło ogromne okno, robiąc przy tym wielki hałas. Kawałki rozbryzły się na wszystkie strony, a laser tych maszyn zaczął zawalać ściany. Nagle pęknięcie na suficie sprowokowało do jego załamania i upadku. Star Lord widząc, że Łucji groziło zmiażdżenie przez ścianę, rzucił się na nią i przykrył ją ciałem. Dwójkę   uratował Iron Man, który swoim laserem rozbił wielki kawałek ściany na malutkie części. Łucja wstała nawet nie dziękując swojemu wybawicielowi:
- Myślałeś, że Twój durny, heroiczny czym nas uratuje?! Myśl logicznie. - syknęła.
Jak ona mogła być, aż tak chamska? On naraził swoje życie dla niej i zostaje za to jeszcze wyśmiany. Czuł jak w nim się gotuje. Obyś tylko nic złego nie powiedział...
- Co Ty nie powiesz? A kto przed chwilą nie zauważył, że zawala się pod nim sufit?! Taka spostrzegawcza jesteś...
- Bo może nie jestem superbohaterką?
- To nie jest żaden argument.
- UWAŻAJ! - krzyknęła dziewczyna, wyrywając dziwny pistolet Quilla.
Strzeliła prosto w głowę robotowi, który czaił się na mężczyznę. Peter zaskoczył się, że dziewczyna uratowała mu życie. Po jej zachowaniu, przypuszczałby, że spokojnie przypatrywałaby się jak wróg zaatakuje go i z łatwością zabija.       -Dzięki... - on jednak nie chciał być taki sam jak Łucja.
- Mimo wszystko, to w sumie i ja dziękuje... - spojrzała mu prosto w oczy, przegryzając wargę.
Znów ten wzrok, pełen złości, lecz taki piękny. Żeby tylko go tak nienawidziła, gdyby mógł cofnąć czas. Inaczej się zachować, poznać ją. Gdyby on mógł być inny...
- Czekałam na tą chwilę... - uśmiechnęła się nagle Łucja.
- O co cho... - jednak Quill nie zdążył dokończyć zdania, bo dostał kopniaka w brzuch, który zepchnął go z krawędzi okna.
Wypadł z niego, spadając w dół, do morza. W szoku, nie wiedząc co się dzieje, miotał się w powietrzu. Ona naprawdę go nienawidziła.

I'm Not in Love Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz