Rozdzial XII

1.5K 101 2
                                    

Patrzył się na nią, gdy ona miała odwrócony wzrok. Jej orzechowe włosy spływały na ramiona. Były z lekka potargane, ale to dobrze, nadawało jej to uroku. Jej cienie pod oczami tylko podkreślały bardziej jej szaro niebieskie oczy. Przegryzała wargę, była czymś zdenerwowana. W palcach skubała nitkę urwaną z jej koszulki. Podobała się mu. Szara, nie uprasowana bluzka z napisem Yankes, słynnej nowojorskiej grupy bejsbolowej. Musi przestać się na nią patrzeć. Są lepsze i łatwiejsze dziewczyny.
- Może Pan Quill niech się wypowie? - z zamyślenia wyrwał go Furry.
Zakłopotany nie wiedział co powiedzieć. Przez ostatnie 15 minut nie słuchał go i tak Gamora streściła, by mu to w jednym zdaniu. Odsunął krzesło i wstał powoli. Rocket widział już, że jego kolega nie słuchał agenta. Nie miał zamiaru mu pomóc. Bawiło go to.
- Emmmmm... Yyyyyy... No więc... - zaczął drapać się ręką po głowie. - Zrobimy wszystko co w naszej mocy.
Rocket wybuchł panicznym śmiechem, a za nim cała sala.
- Miło mi bardzo, że aż tak chcesz przyczynić się do zamówienia pizzy podczas przerwy... Łap! - rzucił do niego telefon. - dwie godziny przerwy i wracamy tu. - czarnoskóry mężczyzna zniknął w drzwiach.
Zapanowala cisza, tylko nadal panicznie śmiał się Drax. Rocket dziwnie spojrzał się na swojego kolegę:
- Gościu, rozumiem że to zabawna sytuacja, ale żeby aż tak się śmiać?
- ON MUSI DZWONIĆ ZA KARĘ DO PIZZY HAHAHAHA... - dusił się i wycierał łzy swoją niebieską dłonią.
- Wiesz czym jest pizza? - zażenowany odezwał się Clint.
- Nie, ale śmiesznie brzmi... - tłukł pięścią w stół, nie wytrzymując.
- Cieszę się bardzo, że teraz ja nie jestem tym najbardziej cofniętym... - wyszczerzył się Thor.

Po dwugodzinnej przerwie Furry wrócił, a z nim Doktor Strange oraz Ant- Man. Czarodziej wyczarował sobie krzesło i usiadł obok Starka ściskając z nim rękę. Drugi superbohater widząc, że nie ma dla niego miejsca, zmniejszył się i usiadł na stole, opierając się o kubek Bannera.
- Sytuacja jest dosyć poważna, więc postanowiłem skontaktować się z Doktorem Strangem oraz Scottem. Pomogą nam bardzo w przedostaniu się do bazy wroga...
- Ale my nawet jego nie znamy. - odezwał się Clint.
- Nasi agenci już nad typ pracują. - czarnoskóry mężczyzna włączył pilotem ogromny ekran, na którym ukazał się monitoring.
Widać na nim było jak dwóch, silnie zbudowanych mężczyzn przesłuchuje przymocowanego metalowymi pasami mężczyznę, który w nocy Łucja ogłuszyła patelnią. Na jego łysej głowie widać było fioletowy siniak w kształcie łuku.
- Jakich mocy użyłaś Łucjo? - zażartował Stark.
- Super moc patelni. - mrugnęła do niego.
- Panwomen. - odezwał się Quill.
To ponownie rozbawiło wszystkich. Nawet brunetka parsknęła śmiechem na tą nazwę.
- Dobrze, spokój już. Jutro Łucjo teleportujesz się do Londynu z Doktorem, Scottem, Clintem oraz tym szopem...
- TYLKO NIE SZOPEM!!!! - wybuch Rocket.
- Jest to mała, brudna panda. - ponownie odezwał się Peter.
Stark z Thorem słysząc to tłumili swój śmiech, dusząc się. Gamora załamana sytuacją, zakryła dłońmi swoją twarz i głośno westchnęła.
- Ehhhh... Tam chłopacy przeprowadzą Cię do miejsca, w którym było włamanie. Sądzimy, że było to powiązane w pewien sposób. Musisz sprawdzić co zostało naruszone w systemach i spróbować wydostać to co się da z komitetów. Stark, Steve, Natasza,Drax, Quill i Gamora lecicie ze mną do NASA, tam zostały skradzione dane Avengersów na temat mocy które posiadacie. Banner zostajesz tutaj. Masz wyszukać wszystkie włamania na całym świecie, które nastąpiły tej nocy. Thorze... Masz wrócić do Asgardu po swojego brata.
- LOKIEGO?! - krzyknął zaskoczony asgardczyk. - Nie wiem czy to jest dobry pomysł.
- Niestety potrzebujemy jego pomocy. Będzie miał zamontowany specjalny nadajnik, który w razie jego nieposłuszeństwa unieszkodliwi go.
- Tak to ma sens, zatrudnianie gościa do pomocy w ratowaniu świata, który pare lat temu zdemolował cały Nowy Jork, bo marzyło mu się zostać królem... - sarkastycznie odezwał się Tony.
- Nie często to się zdarza, ale zgadzam się ze Starkiem. - powiedział Rogers.
- Aż chyba sobie zanotuje datę i godzinę tego wydarzenia... - odgryzł się Iron Man.
- Nie mamy wyboru. Musimy działać, szybko i z zaskoczenia. Loki ma wielką moc. Wróg nie spodziewa się takiego posunięcia. - przerwał, by na chwile przyjrzeć się z zażenowaniem Grootowi, który zjadał sam siebie. - Dobrze. Na dziś już koniec.
Wszyscy wstali i ruszyli w stronę wyjścia. Łucja musiała jeszcze wrócić po swój plecak, który leżał w biurze. Szła szybko, patrząc się na obrazy powieszone na korytarzu. Nie lubiła ich akurat. Były brzydkie. Będzie musiała porozmawiać z Tonym o zmianie tych paskudztw. Weszła do swojego pomieszczenia i chwyciła plecak. Kątem oka spojrzała na brudne biurko, które wcześniej wybrudziła Gamora. Westchnęła i skrzywiła minę z nadąsaniem. Wychodząc krzyknęła do swojej sekretarki:
- Violet, poproś proszę dziś kogoś z ekipy sprzątającej, żeby mi biurko wyczyścili.
- Dobrze! - pisnęła zza biurka mała, niebieskooka blondynka.
Schodziła tym razem po schodach. Na ostatnim pietrze zobaczyła Quilla. Zatrzymała się. Schowała się zza ścianą i przyglądała się co robił. Star Lord odbierał od sekretarki Starka grubą książkę telefoniczną. Po co mu jest potrzebna?! Oczywiście przy okazji zaczął podrywać młodą czarnowłosą dziewczynę, która opierała się jego flirtom. Niespodziewany dźwięk telefonu w kieszeni Łucji rozległ się na cały korytarz. Dwójka odwróciła się w stronę, z której to dobiegało. Brunetka musiała uciec, by nie zostać nakryta. Dała nogę, przewracając doniczkę z ogromnym bambusem. Szybko znalazła się na parterze, na którym czekała na nią zniecierpliwiona Gamora.
- Co Ty taka zdyszana?
- Stark wezwał mnie jeszcze na rozmowę. Nie chciałam, żebyś długo czekała. - skłamała. - Chodźmy na te zakupy.
Chwyciła zieloną dłoń koleżanki i pociągnęła w stronę wyjścia. Wsiadły do czarnego porsche. Ruszyły w stronę centrum Nowego Jorku, znikając z parkingu siedziby Avengersów. Peter w tym czasie zbiegł na parter szukając uciekiniera. Nikogo jednak już nie było, tylko urocza agentka z rudymi lokami oraz piegami rozsianymi na całej twarzy siedziała na jednym z krzeseł postawionych koło wyjścia. Rozmawiała przez telefon ze swoją przyjaciółką...
- Nie uwierzysz kto zaprosił mnie na bal charytatywny. Steve Rogers! No nie żartuje, naprawdę...

I'm Not in Love Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz