Rozdział XVIII

1K 76 16
                                    


Potargane włosy przykleiły się do jej mokrych policzków. Podniosła się. Siedziała przykryta swoim prześcieradłem, błądząc oczami po pokoju. Jej oczy zatrzymały się na fotografii. Przedstawiała małą Łucję z szerokim uśmiechem, trzymaną na rękach swojego taty. Poczuła jak łzy znów zaczynają napływać jej do oczu. Przetarła policzek i otrząsnęła się. Nagle usłyszała delikatne pukanie do drzwi.
- Proszę... - powiedziała lekko zdławionym głosem.
- Przyniosłam dla Ciebie Twoje ulubione mleko czekoladowe... - wychyliła się zza drzwi jej mama, która w dłoni trzymała duży czerwony kubek.
Łucja nie odezwała się. Przyglądała się tylko w ciszy jak mama delikatnie siada obok niej na łóżku. Starsza kobieta widać chciała ukryć smutek przez udawany uśmiech, jednak długo to nie potrwało. Zakryła twarz w pomarszczonych już dłoniach:
- Czy myślisz, że ja za Nim nie tęsknie? - cicho łkała. - Tyle lat minęło od jego śmierci, a ja nadal mam wrażenie, że to tylko zły sen, że wróci z tym swoim pięknym uśmiechem i przytuli nas. Nie tylko Tobie mi jego brakuje...
- Dlaczego tak łatwo przychodzi Ci to udawanie? - brunetka spojrzała się na swoją mamę ze wzrokiem pełnym wyrzutu.
- Bo muszę żyć... Mam dla kogo. - położyła ciepłą dłoń na ręce córki.
Łucja zamilkła. Spojrzała się w oczy swojej mamy, które wypełnione przez łzy wydawały się tak głębokie. Nagle sama wybuchła rzucając się na nią i wtulając twarz w jej sweter.
- To moja wina! To przeze mnie jego nie ma! - zaczęła krzyczeć przez łzy.
- Przestań tak mówić. Jego śmierć nie jest w żadnym stopniu Twoją winą.
- Ale...
- Żadne ale! - przerwała córce. - Otrzyj łzy i przestań płakać. Chcesz zobaczyć, by Twoja matka tak samo się mazała? Pokażmy Chrisowi, że wychował dwie silne kobiety! - zmusiła się do uśmiechu dla swojego dziecka i pogładziła Łucję po policzku.
Wstała i ruszyła w stronę drzwi, jednak przed naciśnięciem klamki odezwała się jeszcze dziewczyna.
- Mamo...
- Tak słońce? - odwróciła się w jej stronę.
- Odpowiedz mi tylko szczerze proszę... Znów zaczęłaś pić? - Łucja wlepiła ogromne oczy w jej twarz, jakby próbowała samą prawdę wyczytać z jej twarzy.
- Kontroluję to teraz. Naprawę nie przejmuj się. - odeszła zamykając delikatnie białe drzwi.

Łucja wstała, podeszła do swojego gramofonu i puściła płytę Pink Floyd "Echoes", którą dostała od swojego taty. Wróciła do łóżka i zasnęła, cicho kołysana przez dźwięk gitar.

Obudził ją zapach gofrów, dochodzący z dołu. Wstała i spojrzała w lustro. Przez to wszystko wczoraj zapomniała się przebrać i zasnęła w ubraniu. Szybko zmieniła strój na porwane jeansy i czarną flanelową koszulę. Nie miała siły na układanie swoich kudłów, więc po prostu spięła je w kucyk. Zeszła na dół po skrzypiących schodach. Tony zajadający się goframi podniósł oczy i obdarzył ją uroczym uśmiechem. Policzki miał wymazane bitą śmietaną. Wyglądał jak małe dziecko, które dostało wreszcie swoją nagrodę.
- Witaj słońce, pięknie dziś wyglądasz. - puścił do niej oko.
- Ty też z tą bitą śmietaną. - podała mu serwetkę. - Gdzie jest Steve?
- Siedzi w ogrodzie z Twoją mamą.
Dziewczyna od razu ruszyła w stronę drzwi balkonowych. Przesunęła firankę i wyjrzała jak jej mama z Rogersem rozmawiają. Musiała to przerwać. Nie chciała, by Rogers dowiedział się czegoś więcej o Niej. Wpadła do ogrodu.
- Wstał nasz śpioch. - odwróciła się w stronę Łucji.
- Zabieram Ci Kapitana, musimy pare spraw załatwić. - Łucja pociągnęła Rogersa za rękę, który mało nie rozlał swojej kawy w kubku.
- Spokojnie, co Ci tak spieszno? - zmarszczył brwi.
- Im szybciej to załatwimy tym lepiej. - weszła do domu. - TONY SZYKUJ SIĘ, JEDZIEMY NA WYCIECZKĘ!

- Tęsknisz za nią? - głos Gamory wydarł go z zamyślenia.
- Słucham? - podniósł głowę.
- Myślisz, że nie zauważyłam? - uśmiechnęła się do Niego. - Spróbuje skontaktować się z Tonym, może będziesz mógł z nią jakoś porozmawiać.
- Nie chcę.
- Słucham?
- Nie chcę. - wstał z fotela.
Kobieta spojrzała się na niego zaskoczona, była zupełnie zaskoczona jego odpowiedzią.
- Quill co się dzieje? - spojrzała się prosto w jego oczy.
Spuścił głowę, chciał uniknąć jej wzorku. Przełkną ciężko ślinę i odwrócił się do niej plecami.
- To nie ma sensu. - odparł ciężko.
- Sensu? - zmarszczyła brwi.
- Gamora spójrz na to, mimo wszystko że pochodzę z Ziemi, moim domem jest kosmos. Ona nie opuści dla mnie swojej planety, nie zostawi swojego życia dla mnie. Teraz jest mi ciężko, choć to dopiero początek. Nie wiem czy tak chce żyć, nie wiem czy ona tak chce... - oparł się o ścianę statku i spojrzał się przez szybę.
Przelatywali właśnie przez drogę mleczną. Niesamowity widok rozproszonych gwiazd rozciągał się po całym granatowym firmamencie.
- Nie chcesz jej tego pokazać? - stanęła obok.
Jego oczy napęłniły się łzami. Dziewczyna dostrzegła to i delikatnie objęła jego policzek.
- Tęsknisz za nią. Widzę to i nie oszukasz mnie. Nigdy żadnej kobiety tak nie przeżywałeś jak jej. Słynny Peter Quill się zakochał. - uśmiechnęła się do Niego.
- Nie podoba mi się to uczucie... - spuścił wzrok. Odrywając twarz od jej ręki podszedł do ogromnej szyby dzielącej jego z kosmosem.
Błądził oczami po rozlanych gwiazdach, ciągle przypominając ostatnią noc. Nie chciał pogodzić się z tym, że jego kolejny cel stał się tak naprawdę jego płapką. Nie chciał jej pokochać, chciał ją tylko zaliczyć, jak inne dziewczyny które spotykał przez te wszystkie lata. Czemu teraz jest inaczej? Dlaczego to właśnie ona utkwiła mu w głowie? Przecież to zwyczajna dziewczyna z Ziemi z dobrym gustem muzycznym. Co w niej jest takiego?
Nagle z zamyślenia wyrwał go krzyk Rocketa:
- CO TO DO CHOLERY JEST?!
Quill podniósł oczy i zobaczył przed nim ogromny, rozprzestrzeniający się wybuch.
- Ruszcie tym złomem, bo zaraz my zamienimy się w popiół! - z wrzaskiem wpadł do sterownika, by ruszyć statkiem.
- Ja tym statkiem steruje! - mężczyzna podszedł próbując zepchnąć swojego przeciwnika.
- Odwal się, zabijesz nas wszystkich... - Rocket próbował ukąsić Petera za rękę.
- Ty mały... - z sykiem warkną Star Lord.
- USPOKOICIE SIĘ, JEDEN Z DRUGIM? ZARAZ ZGINIEMY I TO BĘDZIE WYŁĄCZNIE WASZA WINA! - wrzasnęła Gamora spychając Quilla i Rocketa od steru.
Ruszyła z ogromnym warkiem statek, który o dosłownie kilka metrów minął odłamki wybuchu. Spojrzała się z wyrzutem na Petera i Rocketa, którzy siedzieli w ciszy jak dzieci rozdzielone po bójce. Z maszynowni wybieg zdezorientowany Drax trzymając w lewej ręce świerzo naostrzony tasak:
- KOGO MAM ATAKOWAĆ?
- Uspokój się mięśniaku, bo komuś oko wydłubiesz... - burkną Rocket. - Nic się nie dzieje, prócz tego ogromnego wybuchu...
- Ty słyszy co Ty gadasz? - Quill spojrzał zabójczo na szopa. - Wybuchła TYLKO planeta!
- Żeby nie ja byśmy i my wybuchli. - założył dumnie ręce Rocket.
- Och dziękujemy Ci! - sarkastycznie odgryzł się mężczyzna.
- Przestańcie! - warknęła Gamora.
Podeszła do szyby, uważnie przyglądając się latającym odłamkom oraz planecie, na której był wyraźny ogromny wybuch.
- Co to było? - wyszeptał Star Lord.
- Thanos... - dziewczyna nerwowo przełknęła ślinę.

Kapitan badał wzrokiem Łucję, która w promieniach słońca grzebała nerwowo w plecaku, w poszukiwaniu kluczyków od auta. Mamrotała coś pod nosem, wyraźnie zirytowana sytuacją.
- Może zostawiłaś je w domu? - zasugerował blondyn.
- W sumie... - dziewczyna zmrużyła oczy. - Poczekaj chwile. - jednym susem wbiegła do domu.
- A gdzie ta pobiegła? - zza ogródka wyłonił się Stark.
- Po kluczyki... - Rogers stał ciągle patrząc się na drzwi domu.
Co mogła ukrywać przed nim Łucja? Dlaczego tak dziwnie się zachowuje? Czy to ma związek ze Star Lordem? Stał pochłonięty w swoich myślach. Z letargu wyrwało go burczenie telefonu Starka. Milioner wyjął z kieszeni telefon, wyraźnie zaskoczony tym faktem.
- Słucham? - odezwał się nonszalancko. - Mhmm... Tak... Hmmmm... - nagle otworzył szeroko oczy. - Ale jak to? Nie... Nie. Czekajcie na mnie. Wyślijcie samolot do Seattle. Szybko! - rozłączył się nerwowo.
- Co się stało? - Rogers spojrzał się na twarz przyjaciela.
- Kontakt ze Strażnikami Galaktyki zaginął. Muszę wracać do bazy. - ruszył w stronę ogrodu.
- Jadę z Tobą! - wyrwał się Kapitan.
- Nie, masz zostać! - Stark podszedł bliżej do Steve'a i wyszeptał. - Nic nie mów Łucji. Nie chcę, by się martwiła.
Zawrócił się na pięcie i ruszył do ogrodu, krzycząc do mamy Łucji przesycone słodkością i urokiem podziękowania za gościnę. W tym czasie z domu wypadła Łucja trzymając dumnie kluczyki od auta.
- Mam! - wyszczerzyła się. - Gdzie jest Stark? - rozglądnęła się.
- Nie jedzie z nami.
- Czemu? - spojrzała się ze zdziwieniem.
- Zapomniał, że musi coś załatwić w firmie. - odpowiedział, wyraźnie unikając wzroku swojej przyjaciółki.

————————————————————————
Witajcie po tej długiej przerwie. Z okazji świąt Wielkanocnych oraz zbliżającej się premiery Infinity War mam dla Was taką niespodziankę. Przepraszam za tą długą przerwę, jednak rok maturalny jest bezlitosny. Na szczęście już tylko miesiąc do matury. Po tym pojawią się nowe rozdziały i będą pojawiały się regularnie. Na razie jeszcze miesiąc musicie poczekać 😉. Dziękuję, za wszystkie wyświetlenia, komentarze i gwiazdki. To mnie mobilizuje do dalszego pisania. Jest mi mega miło widzieć, że mimo tej długiej przerwy, opowiadanie zyskuje nowych czytelników. Pomyślcie o mnie ciepło w czasie matur 👏🏻👌🏻. Trzymajcie się 💖

I'm Not in Love Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz