Dobrze, że z odbiornika auta leciała jedna z miastowych stacji, która aktualnie puszczała głośną solówkę Hendrixa. Bez tej muzyki, panowała by upiorna cisza. Łucja wiedziała, że Steve przed nią coś ukrywał. Była z tego powodu zirytowana, nienawidziła jak zachowywał się tak wobec niej. Sam Rogers był zdenerwowany, na Tony'ego, który postawił go w nieciekawej sytuacji. Jednak musiał kłamać, dla dobra swojej przyjaciółki. Panował ogromny upał, samochód jechał mając włączone na najwyższych obrotach klimatyzacje. Mimo tego, dwójce przyjaciół i tak było gorąco. Blondyn schylił się, by sięgnąć po wodę odłożoną na tylne siedzenie. Odkręcił korek i zaczął powoli pić, gdy nagle Łucja wypaliła:
- Problemy z twoim przyjacielem?
Rogers zakrztusił się wodą, zaskoczony pytaniem. Skąd wiedziała o Barnsie?
- Słucham? - spojrzał się na nią z wielkimi oczyma.
- Myślisz, że nic o NIM nie wiem? - wyszczerzyła się do niego. - Wiem wszystko. Wiem gdzie znikałeś, wiem jakie były problemy, wiem co się działo. Wiem kim on jest...
- Łucja masz się w to nie wtrącać. - chciał ją chronić, nie chciał stracić kolejnej ważnej dla niego osoby. - Błagam zostaw tą sytuacje w spokoju.
- Myślisz, że ja się o Ciebie nie martwię? Czemu mnie odpychacie?
- Łusiu to nie tak...
- BO NIE MAM SUPER MOCY? CZEMU TO ROBISZ? CZEMU TRAKTUJESZ MNIE JAK SIEROTĘ? - wybuchła, miała dosyć. Emocje puściły, a z jej oczu zaczęły płynąc łzy. Miała wszystkiego dosyć.
- Przestań! - krzyknął Steve, zaciskając pięści z gniewu. On także nie wytrzymywał, wszystko zaczęło wymykać się z pod kontroli.
- Przestań? Tak przestań? Może odejdę? Będziecie mieli wtedy święty spo... - nagle coś wpadło pod koła auta i pojazd wpadł w poślizg.
Łucja panicznie próbowała zatrzymać auto, trzymając mocno nogę na hamulcu. Pojazd staną na poboczu robiąc wyraźny ślad na trawie.
Wysiedli z auta, oszołomieni całą sytuacją. Łucja zaczęła krążyć wokół auta, szukając przyczyny całej sytuacji.
- Łucja uważaj... - Rogers już chciał podbiec do niej, by ją osłaniać.
- Skończ proszę. - odsunęła się od niego z wyraźną dezaprobatą na twarzy.
Podeszła do tylnej części auta, gdzie było pęknięta opona. W milczeniu otworzyła bagażnik i całymi swoimi siłami próbowała wyciągnąć koło. Steve podszedł do niej, widząc jak jego przyjaciółka niemiłosiernie męczy się z samym wyjęciem opony w bagażnika. Chwycił za nie i wyjął bez mniejszego oporu, jakby była to szmaciana lalka, a nie dobrych pare kilogramów gumy. Łucja otworzyła tylko z podziwu oczy. Zawsze nie mogła nadziwić się siłą Rogersa. Nie minęło dwadzieścia minut, a znów jechali autem.
- Nie zastanawiałaś się czemu to koło pękło? - powiedział, patrząc przez okno jakby na polach wypełnionych plonami kukurydzy szukał odpowiedzi.
- Niezbyt... A co? - spojrzała się na niego.
- Tak dobre koła raczej nie powinny pękać. - zmrużył oczy.
- Weź przestań, zdarzają się przypadki. Lepiej sięgnij dla mnie po wodę, strasznie chce mi się pić.
Rogers pochylił się, by wziąć butelkę leżącą na tylnym siedzeniu. Nagle coś błysnęło mu w oczach i chwyciło za rękę wykręcając jego dłoń. Krzykną w bólu. Łucja spojrzała się, a z ukrycia wyskoczył mężczyzna który rzucił się do ataku. Auto znów wpadło w poślizg. Dziewczyna z krzykiem próbowała zahamować samochód, gdy Steve próbował ratować ich. Pojazd oderwał się od ulicy i zsunął się na pobocze, uderzając z hukiem w drzewo. Łucja otworzyła oczy. Nic się jej nie stało, nie licząc lekko otartego policzka i pare siniaków. Pas uratował ją przed wypadnięciem z auta przez przednia szybę. Wygrzebała się z auta, w poszukiwaniu przyjaciela. Na szczęście Steve także był cały. Wygramolił się razem ze swoją tarczą. Widząc Łucję, poczuł ulgę. Jednak dziewczyna była w ciężkim szoku. Ręce jej się trzęsły, a oczy były przepełnione łzami.
- Mogliśmy zginąć. - wyszeptała.
Kapitan podszedł i przytulił ją. Musiała ochłonąć.
- Co z nim się stało? - podniosła oczy.
Rogers zupełnie zapomniał o mężczyźnie. Szybko zdjął tarcze z pleców i zaczął rozglądać się. Zobaczył wystająca rękę zza okna auta. Podszedł do niego, by wyciągnąć mężczyznę.
- Co ty robisz?! - krzyknęła zaskoczona dziewczyna.
- Pomóż mi. Przytrzymaj to. - wskazał palcem drzwi.
Łucja podbiegła i całą swoją siłą przytrzymała drzwi auta. Steve wyjął nieprzytomnego mężczyznę i położył go na ziemi, podkładając pod jego głowę swoją bluzę. Patrzył się na niego przez chwilę w ciszy. Czuł szczęście, a z drugiej strony tęsknotę za starymi czasami. Czemu nie mogłoby być tak jak przed wojną? Zanim wszystko stracił...
- To on? - wyrwała go z zamyślenia Łucja, przyklękając przy mężczyźnie.
- Tak, to on... - wyszeptał, nadal patrząc się na twarz przyjaciela.
Łucja przyjżała się nieprzytomnemu chłopakowi. Był nieogolony, twarz ukrywał w granatowej czapce, a nad skronią miał rozcięta ranę, z której spływała lekko strużka krwi. Ciemne włosy do ramion, lekko przetłuszczone i potargane, świadczyły o tym, że przyjaciel Stevego zbytnio nie przywiązywał uwagi do swojego wyglądu. Mimo wszystko, był bardzo przystojny. Jego wyraźne kości policzkowe, niebieskie oczy oraz szczupła, dobrze zbudowana sylwetka sprawiały, że nie jedna kobieta mogłaby się w nim zakochać bez pamięci.
Dziewczyna lekko się pochyliła i zdjęła jego czapkę, po czym delikatnie odgarnęła włosy z czoła. Jej dotyk sprawił, że mężczyzna lekko otworzył oczy, nadal oszołomiony uderzeniem.
- Łucja odsuń się. - zerwał się Steve.
- Weź przestań, zobacz w jakim jest stanie. - wyszerzyła się do kolegi, który już sięgał po tarcze.
Tak jak Rogers przewidywał, mężczyzna nagle się zerwał będąc gotowym do ataku. Łucja odskoczyła z krzykiem, kryjąc się za swoim przyjacielem. Dopiero teraz zauważyła mechaniczną stebrną rękę, na której ramieniu widniała czerwona gwiazda. Jak się dobrze domyśliła, ta specyficzna cześć jego ciała była jego najgroźniejszą bronią.
Chłopak jednak z sykiem padł na ziemie, czując ogromne uderzenie bólu nad jego skronią. Dotknął delikatnie promieniujące miejsce palcami. Zobaczył krew na swojej dłoni. Musiał naprawdę porządnie oberwać.
- Bucky to ja, Steve Rogers... - blondyn podszedł, pozostawiając Łucję z tyłu. - Pamiętasz mnie? - uśmiechną się niepewnie.
Zapadła cisza. Brunet siedział w milczeniu, jakby układał wszystkie myśli. Nagle podniósł twarz:
- Wisisz mi 5$ nadal, za wygrany zakład... - parskną śmiechem.
Rogers sam wybuch śmiechem, rzucając się w ramiona przyjaciela.
- Cieszę się, że do nas wróciłeś... - poklepał po ramieniu Buckiego.
- Może te 5$ zamienimy na nowe ubrania i fryzjera dla twojego kolegi. - odezwał się kobiecy głos.
Bucky podniósł głowę, widząc przed sobą bladą brunetkę z wielkimi szaroniebieskimi oczami, która w zadziorny sposób szczerzyło się do niego.
- Jestem Łucja. - wyciągnęła chudą rękę do niego.
- Bucky... - odpowiedział niepewnie, ściskając jej dłoń.
- Moja przyjaciółka, może supermocny nie ma, ale nadrabia to temperamentem. - Rogers spojrzał się z rozbawieniem na dziewczynę, która na te specyficzne przedstawienie jej, odpowiedziała wyraźnym grymasem na twarzy.
- Gatka, szmatka... A my mamy sprawy do załatwienia. - powiedziała zniecierpliwiona. - Aberdeen jest 3 km stąd. Dojdziemy bez problemu pieszo tam.
- Nie damy rady, zobacz w jakim stanie jest Bucky... - Rogers wskazał na kolegę.
- Przestań, naprawdę nie jest źle. - chłopak wstał, udając że czuje się dobrze. Czuł jednak pulsujący ból. Wsuną głębiej czapkę, zasłaniając swoją ranę.
Steve nie chciał naciskać. Machną ręką, wiedząc że i tak nic nie zdziała.
CZYTASZ
I'm Not in Love
FanfictionŁucja... niezależna kobieta o silnym charakterze pracuje dla Starka jako główna informatyczka oraz zarządzająca stroną informatyczno - produkcyjną firmy. Przyjaźni się z Avengersami, a jej najlepszym przyjacielem jest Steve Rogers zwany pod pseudoni...