Poczuł przejmujące zimno. Obudził się i spojrzał za siebie. Nie było jej. Czemu jej nie było? Gdzie ona jest? Słyszał szum wody, świadczący, że się myła. Nie uciekła. Nadal przy nim będzie. Przetarł twarz. Kolejny raz to zrobił. Za każdym razem, gdy się budzi jej nie ma.
Ona nie ucieknie. Zostanie tu, z tobą idioto. Nie ucieknie.
Mimo to cały czas czuł niepokój, że pewnego dnia go zostawi. Widział jej sylwetkę, kiedy biegła przez parking nie oglądając się za siebie. Zastanawiał się wtedy, czy ruszyłby za nią w pościg, czy może... dałby jej uciec. Będzie przecież kolejna. I kolejna. I kolejna.
Wstał i ziewnął. Wszedł do łazienki i spojrzał na jej sylwetkę ukrytą za ciemnym szkłem kabiny prysznicowej. Spóścił głowę i ruszył do garderoby. Ubrał się i wrócił do pokoju niezauwarzenie. Spojrzał na drzwi do łazienki i wyszedł. Skierował się schodami na parter i ruszył do kuchni. Tam zrobił sobie śniadanie i kawe. Zjadł to szybko i wyszedł nazewnątrz. Poszedł za dom i zaczął się przyglądać ćwiczącym mężczyznom.
-Mocniej! Na polu bitwy to nie będą wasi przyjaciele, tylko wrogowie! Zabiją was w oka mgnieniu, kiedy będziecie się z nimi tak pieprzyć!- krzyczał Beta
-Tutaj jesteś.- odezwał się za nim Troy -Musisz wypełnić kilka papierów.-
Spojrzał na niego.
-Nie jest ich dużo w porównaniu do wczoraj.-
-Zajme się tym.- odpowiedział
Tamten Beta nadal wykrzykiwał jakieś rozkazy a jego głos cichną, kiedy zawracali do domu. Weszli po schodach i doszli do gabinetu po czym weszli do niego. Bruno usiadł przy biurku, a Troy staną przed nim.
-Gdzie mam dzisiaj zabrać Elizabeth?- zapytał
-Nigdzie.- odpowiedział mu
-Co?-
-Jest na ciebie wściekła.- rozłożył przed sobą papiery
-Czemu?-
-Czekaj, jak to było? Gardzi tobą, po tym jak zwaliłeś całą winę na nią.-
Troy się zaśmiał.
-Kiedyś mi za to podziękuje.-
Bruno spojrzał na niego na ułamek sekundy.
-Nie będę nawet pytał dlaczego.-
Zaczął dzielić papiery na pilne i te, które mogą poczekać do jutra. Zabrał się do wypełniania.
-Co mam zrobić?- zapytał
-Odejmij mi trochę roboty i idź do szpitala. Potem zdaj raport.-
-Jasne.-
Podszedł do drzwi i je otworzył.
-O. Cześć Elizabeth.-
Podniósł wzrok i akurat ujrzał wściekłą twarz dziewczyny, która patrzyła nienawistnym wzrokiem na Troya.
Weszła i wypchnęła go za drzwi, po czym bezceremonialnie zatrzasnęła mu je przed nosem.
-Elizabeth?- niedowierzał, że sama z siebie tu przyszła
-Hym? Co tam?- odwróciła się do niego
-Co ty tutaj robisz?-
-Mieliśmy iść do kina.-
Uśmiechnęła się i podeszła do biurka po czym na nim usiadła.
Zapomniał o tym. Po prostu zapomniał, że się zgodził. Patrzył na jej twarz. Uśmiechała się lekko, ale po chwili, gdy nic nie odpowiedział trochę przybladła.
-Zapomniałeś?- spytała, a w jej głosie pobrzmiewał smutek
-J-ja...-
-Nic się nie stało. Rozumiem. Przełożymy to.-
Usmiechnęła się smutno, a on był na siebie wściekły. Jak on mógł o tym zapomnieć? Musi się o nią troszczyć, bo inaczej ona ucieknie, i znów zostanie sam. Zeskoczyła z biurka i powędrowała w stronę drzwi. Była smutna, ale nie chciała tego pokazać. Jej krok był powolny, a sama sylwetka jakby przygaszona.
-Zaczekaj.- usłyszała
Bruno wstał od biurka i przeczesał włosy.
-Zrobie to później.-
-Nie, naprawdę. Możemy pójść kiedy indziej.-
-Cóż... Kiedy indziej możliwe, że będę miał więcej roboty niż teraz.-
Uśmiechnęła się do niego, trochę kpiąco, trochę radośnie, trochę nieśmiało i trochę niezdecydowanie.
Stwierdził, że lubi jej uśmiech. Ten który rozpromieniał jej twarz i sprawiał, że jej oczy błyszczały. Wyminął biurko i przepuścił ją w drzwiach. Wyszła powolnym krokiem. Podążał za nią i patrzył na jej plecy. Szła żwawym i skocznym krokiem. Niegdy jeszcze nie widział jej tak szczęśliwej. Podobał się mu ten nastrój. Zeszli na parter i wyszli na zewnątrz.
-Teraz gdzie?- zapytała ze śmiechem w głosie
-W prawo.- odpowiedział
Ruszyła we wskazanym kierunku. Uśmiechnął się pod nosem, gdy brunetka nie zauwarzyła drzwi od garażu.
-To tu.- zatrzymał się
Elizabeth odwróciła się w jego stronę i zaśmiała się.
-Powinnam częściej wychodzić nazewnątrz.- przyznała
Otworzył garaż. Wielkie metalowe drzwi uniosły się powoli do góry z metalicznym odgłosem. Spojrzał na zdziwioną twarz Eli z lekkim uśmiechem, gdy zobaczyła, że nic w nim nie ma. Nacisnął jakiś guzik, a podłoga zaczęła się zapadać, tworząc coś na kształt platformy. Zeszli nią do podziemi. Tam, rzędami, jedno obok drugiego stało mnóstwo samochodów.
-Wybierz jakiś.- polecił jej
Spojrzała na niego a jej oczy błysnęły.
Zaczęła przechadzać się wśród aut różnego rodzaju. Bruno zaś spojrzał na zegarek i przeczesał włosy. Może jeszcze zdąży wypełnić te papierki. Mimo wszystko miał swoje obowiązki. Nie mógł sobie pozwolić na za dużo zabawy.
-O to.- usłyszał jej głos
Podniósł wzrok i spojrzał na nią. Stała do niego przodem i wskazywała ręką motor. Uśmiechnął się i sięgnął po kluczyki, które razem z innymi wisiały na ścianie. Gdy na nią spojrzał stała przy motorze i oglądała go z każdej strony. Na jej twarzy malowało się skupienie. Podszedł do niej.
-Wybrałaś kaski?-
-Co?- spojrzała na niego, jakby obudziła się z długich rozmyśleń
-Kaski?-
-Ja nawet nie wiem gdzie to leży.- rozłożyła ręce rozglądając się po pomieszczeniu
-Nie ważne. Sam wezmę.-
Zaśmiała się cicho.
-Co się stało?- zapytał
-Zauwarzyłam, że włos ci sterczy.- przycisnęła dłoń do ust
-Gdzie?- złapał się za włosy
-O tu.- pokazała punkt na swojej głowie -Nie, nie tu.- powiedziała, gdy próbował to poprawić -O tu. Nie tu.-
Opuścił ręce. Spojrzał na nią kpiąco.
-Nabijasz się ze mnie?-
-Co? Nie.- zaczęła kręcić głową
-Muszę cię nauczyć kłamać.-
Parsknęła śmiechem, a on ledwie się uśmiechnął.
-Przepraszam. Nie mogłam się powstrzymać.-
Ruszył by poszukać kasków.
Elizabeth tym czasem próbowała się pozbierać. Sama niewiedziała, czemu ma dzisiaj taki dobry humor. Po prostu tak było.
Nagle poczuła jak coś się jej wciska na głowę. Po chwili okazało się, że to kask.
-Nie mogłem się powstrzymać.- rzekł i zapiął jej go pod brodą
Sam też go założył, po czym siadł na motor. Zajęła miejsce za nim i obięła go w talii.
Bruno starał się nie okazywać jak bardzo to nim wstrząsnęło. Elizabth zaplotła swoje ręce, a po chwili ruszyli. Trochę się bała, gdy wyjeżdżali z garażu, ale zamknęła oczy i prawie się uspokoiła. Potem już mknęli przez las, aż wyjechali do wsi. Bruno jak na złość przyśpieszył, a ona czuła się dziwnie. Oczywiście, lubiła szybką jazdę, ale z osobami, którym ufała i je znała. Bo... jakby się okazało, że Bruno jednak jest psychopatą lubującym się w samobójstwach? Jednak, jakoś nie wierzyła w to, lub poprostu nie chciała w to wierzyć. Może na siłe próbowała mu zaufać? Ale... to nie miało większego znaczenia. Mknęli przez drogi i ulice. Dojechali w końcu do miasta a drogi stały się trochę bardziej zapchane. Mężczyzna jednak zdawał się wiedzieć co robi. Sprawnie mijał samochody. To sprawiło, że Elizabeth się rozluźniła. Skończyło się na tym, że zajechali pod jakiś dom. Bruno poczekał aż Elizabeth zsiądzie, po czym zabrał jej kask i pojechał. Stała tak zdezorientowana, ale uspokoiła się, gdy zobaczyła, że szatyn wraca.
-Idziemy?- zapytał
-Nie. Nogi mi zdrętwiały.- zaśmiała się
-Mam cię zanieść?-
-Nie. Po prostu chwile postójmy.-
Bruno wyciągnął telefon.
-Sprawdzę co dzisiaj grają.- powiedział
-Proszę cię, tylko nie horrory.- jęknęła
-Oczywiście.-
-I nie romans.-
Spojrzał na nią.
-To po prostu powiedz, jaki chcesz.-
-Najlepiej komedia, albo z dużą ilością akcji.-
-Jasne.-
Zaczęła poruszać stopami. Po chwili odrętwienie znikło.
-Ja już.- powiedziała
Spojrzał na nią.
-Musimy być na 11:30 w kinie.-
-Co wybrałeś?-
-Zobaczysz.-
Westchnęła.
-No dobra. Chodźmy coś zjeść.- zarządziła
-Spoko.-
Ruszyli hodnikiem. Elizabeth patrzyła pod swoje stopy, a Bruno ukradkiem na nią zerkał.
-Ile masz lat?- zapytała w pewnej chwili
-25.- odpowiedział
-A jak masz na nazwisko?-
-Curren.-
-Ładnie.- przyznała
-Dzięki.-
Chciała zacząć rozmowę, ale to się nie udawało. Spojrzała przed siebie i z zaplecionymi rękami za sobą postarała się skupić na drodze. Bruno w tym czasie przyglądał się jej. Dopiero teraz zauwarzył, jak bardzo jest młoda. Mógł się na początku domyśleć, że jest niepełnoletnia. Jej rysy były bardzo delikatne i trochę dziecinne, mimo to i tak wyglądała jak kobieta, co się ze sobą kłóciło.
-A ty?- zapytał -Ile masz lat?-
-Ja?- spojrzała na niego -17. Ale niedługo kończę 18.- znów spojrzała przed siebie
-Kiedy?-
-W pełnie.- nie wiedział dla czego się zarumienił -Słyszałam od wujka, że urodziłam się w czasie pełni o północy, dziwne, prawda?-
-Wyjątkowe.-
-To miał być komplement?- zapytała
-Chyba tak.- podrapał się po głowie
-W takim razie dzięki.- szturchnęła go lekko -A ty którego?-
Wzruszył ramionami, ale nic nie powiedział.
-Aha.- prychnęła
Spojrzała w bok, na ulice.
-Daleko jeszcze?- zapytała w pewnej chwili
-Nie.-
I na tym się skończyło. Dalej szli w milczeniu. Elizabeth szła ze spuszczoną głową wpatrując się w branzoletkę, którą się bawiła, a Bruno próbował się skupić na drodze. W końcu dotarli do niewielkiego budynku, który, można by powiedzieć, był knajpą. Bruno przepuścił ją w drzwiach po czym kazał wybrać miejsce a sam poszedł coś kupić. Rozejrzała się po pomieszczeniu i poszła do najbardziej oddalonego stolika. Usiadła i położyła brodę na dłoni wpatrując się w serwetki. Myślała o wszystkim i o niczym. Nie rozglądała się po sali, nie szukała wzrokiem Bruna. Chciała go dziś lepiej poznać. Dowiedzieć się czegoś o nim, a jak narazie wie że jest 25-letnim wilkołakiem, który się nazywa Bruno Curren i jest masochistycznym zboczeńcem. A no tak i jego przeszłość, ale nie tak jak chciała. Myślała, że opowie jej trochę o sobie, a nie o tym co przecierpiał, bo przeszłość przecież... się nie liczyła.
Ocknęła się dopiero, gdy zobaczyła przed sobą góre parujących i pysznie pachnących gofrów. Wyprostowała się i spojrzała na Bruna, który nad nią stał.
-Dzięki.- wysiliła się na uśmiech
On za to niczego nie powiedział. Po prostu usiadł przed nią, z naleśnikami. Zabrała się do jedzenia. Już nie próbowała zacząć rozmowy, nawet na niego nie spoglądała. Po prostu wpatrywała się w jedzenie.
Bruno natomiast patrzył się na nią bez przerwy. Ukratkiem, żeby nikt nie widział, ale patrzył się w jej twarz i stwierdził, że przygasła. Ale nic nie powiedział. Ona za to przeczesała włosy i spojrzała na niego. Ich spojrzenia się spotkały.
-Opowiesz mi coś o sobie?- zapytała
-Ostatnio dużo ci powiedziałem.- stwierdził i spojrzał w talerz
-Chodziło mi... co lubisz robić i inne takie duperele.-
-Po co ci to wiedzieć?-
Wzruszyła ramionami.
-Może się okazać, że mamy dużo wspólnego.- rzekła
-Na przykład co?-
-Nie wiem, dlatego pytam.-
-Nie jestem zbyt... ciekawą osobą.-
-Ja też nie.- przyznała -Ale gdybyś mnie poprosił, opowiedziałabym ci coś o sobie.-
-No to opowiedz.-
-Jeżeli ty opowiesz, to z chęcią.-
-Okej. Zaczynaj.-
-Nie. Ty zaczynasz. Po pierwsze: pierwsza zapytałam. Po drugie: pewnie mnie wykiwasz i ja coś o sobie powiem, a ty będziesz mnie miał w dupie.-
Patrzyli się na siebie przez jakiś czas. Każde z nich miało zacię tą minę.
-No więc.- popędziła go
-Nazywam się Bruno Curren i mam 25 lat...-
-Hahaha.- przewróciła oczami i wróciła do jedzenia
![](https://img.wattpad.com/cover/102484627-288-k348569.jpg)
CZYTASZ
Pokochać? Jak?
Werewolf-Co ty robisz?- zapytała gdy zapał ją za nadgarstek Podniósł jej dłoń na wysokość swoich oczu. -Masz być posłuszna, rozumiesz? Zamiast tego robisz co ci się żywnie podoba.- zcisnął jej dłoń Oczywiście, bolało. Ale po co okazywać mu słabość. Zamiast...