10.

713 30 1
                                    

Dzień był chłodny i szary. Sprawiał, że wszystko dookoła było śpiące i ponure. Elizabeth postanowiła dzisiaj poczuć się jak przeciętna dziewczyna i nie miała zamiaru wychodzić z łóżka. Otuliła się ciepłą kołdrą i leżała przymykając śpiące oczy. Troy kilka razy przychodził i próbował złagodzić ich konflikt, jednak Ela zbywała go groźbami o trwałym uszkodzeniu ciała. Teraz miała chwilę spokoju. Leżała na boku, wtulając się w kołdrę, słuchając dźwięków ciszy, która swoją drogą nie trwała zbyt długo. Bruno dumnie wkroczył około trzynastej z obiadem w ręce i podszedł do łóżka.
-Śniadania nie jadłaś.- zakomunikował z dezaprobatą
-Nie byłam głodna...- mruknęła cicho
-A teraz niby jesteś?-warknął
-Tak.- podniosła się
-Troy tu też był. Czemu niby nie wzięłaś jedzenia od niego?- zapytał widocznie niezadowolony
-Bo to jest zdrajca. Pewnie mi tam czegoś dosypał, a poza tym, chciałam cię oderwać od pracy, żebyś troszkę odpoczął.- uśmiechnęła się doń przepraszająco
Westchnął ciężko i siadł na łóżku. Ela podsunęła się do niego i usiadła blisko jego ciała.
-To ja powinienem się o ciebie martwić, nie na odwrót.- powiedział z przekąsem nakładając pożywienie na widelec
-Nie bądź taki...- poprosiła -Musisz czasem pomyśleć o sobie a że nie chcesz, to mam obowiązek się tobą zająć.-
Otworzyła usta gdy Bruno zaserwował jej jedzenie. Przez chwilę milczał, karmiąc ją, lecz po kilku sekundach spojrzał na nią niepewnie.
-Nadal się mnie boisz?-
Była zdziwiona, iż rzucił tym pytaniem ni stąd ni z owąt. Stwierdziła, iż zapewne musiał myśleć o tym wcześniej.
-Nie, oczywiście, że nie. Ciebie nie da się bać. Jesteś jak aniołek.- odpowiedziała z uśmiechem
-To był sarkazm?-
-Tylko dwa ostatnie zdania.-
-Mam się cieszyć? To dobra wiadomość?-
-Posłuchaj.- rzekła łapiąc go za dłoń i patrząc pewnie w jego oczy -Od dawna nie zależało mi aż tak na kimś, nie licząc mojego wujka i brata.-
Patrzył na nią przez dłuższą chwilę, trawiąc jej słowa. Nie chciał ich zrozumieć źle. Pojął jednak, iż właśnie powiedziała coś ważnego dla niego i dla siebie. Czuł się... Dobrze. Tak... Wyjątkowo. Dziwne uczucie oblewało jego ciało, ciepłym, przyjemnym prądem.
Nachylił się lekko w jej stronę, a ona zrozumiała owy przekaz. Zrobiła to, co on i zbliżyła się. Ujął ją za kark i złączył ich usta.
Ten pocałunek był odmienny. Taki... Czuły, delikatny... Taki... Przyjemny.
I właśnie w tej chwili do pokoju zapukał Troy. On ma chyba jakieś... Wrodzone wyczucie czasu.
Odsunęli się od siebie i wtedy on wszedł. Uśmiechnął się od razu widząc Elizabeth oraz Bruna razem.
-No, a właśnie miałem ją znów namawiać do zejścia na obiad.- rzekł zakładając ręce na klatkę piersiową
-Nie potrzebnie.- mruknął Bruno niezadowolony
-Właśnie widzę. Co żeście robili, zanim przyszedłem?- uśmiechnął się
No boz gdyby nic nie robili Ela by od razu go zaatakowała a nie siedziała cicho, potulnie jak myszka.
I dobrze myślał, bo właśnie teraz dziewczyna spaliła buraka i zasłoniła twarz włosami a Bruno spojrzał na niego wściekły.
-Nie interesuj się.- warknął
-Mówiłem, że się zejdziecie? Mówiłem? Kto jest najlepszy? Ja. Chyba zacznę już szukać stroju wróżbity...-
I teraz zastanawiajcie się ludzie: Kto był bardziej wściekły? Elizabeth? A może Bruno?
-Ja go trzymam, ty mu wszystkie zęby wybijesz i wyrwiesz flaki.- zarządziła Ela wstając
-Oczywiście.- potowarzyszył jej Bruno
Zanim jednak, którekolwiek zdołało postawić pierwszy krok, Troy zwiał zamykając za sobą drzwi.
-Chce być wujkiem przynajmniej pięciorga dzieci!- krzyknął do nich -I nie obchodzi mnie, że nie jestem z żadnym z was spokrewniony!- dodał
Nie. Drzwi nie mogła otworzyć, gdyż Troy ciągnął za klamkę. W pewnej chwili puścił ją i krzycząc:
-Rozmnażajcie się wszyscy!-
Uciekł.
-On jest jakiś walnięty.- rzekła Elizabeth patrząc jak biegnie do schodów
-Jako jedyny mnie lubił, gdy tu przyjechałem.- mruknął Bruno ze spuszczoną głową
Poczuła nagłą chęć pocieszenia go. Zamknęła drzwi i podeszła do niego. Wzięła od niego talerz po czym postawiła go na gdzieś z boku. Patrzył na nią zdziwiony, gdy siadła na jego kolanach.
-Teraz masz też mnie.- uśmiechnęła się zaplatając dłonie na jego karku
Przyłożyła swoje czoło do jego. Patrzyli sobie bezpośrednio w oczy.
-Więc nie rób z siebie ofiary losu, bo nią nie jesteś.-
Zamknął oczy i ją pocałował. Był to prędki, gorączkowy pocałunek.
Chciał się nią nacieszyć. Za dwa tygodnie jest pełnia. Wiedział, że ją wtedy zabije. Nie będzie tego chciał, ale nie da się niektórych rzeczy tak po prostu kontrolować. Będzie siebie nienawidził do końca życia. Może lepiej by było, gdyby uciekła? Zostawiła go samego w swojej czerni, bez szansy na ratunek. Byłaby bezpieczna, a on nie musiałby się martwić. Będzie tęsknić. Oczywiście, że tak. To jedyna dziewczyna, którą polubił, z którą chciał być, którą chciał chronić, która go nie odtrącała. Rozmawiała z nim, jak z dobrym przyjacielem, a nie odpowiadała monosylabami, jąkając się ze strachu.
Była piękna, mądra, zaradna, silna, wyjątkowa, kochana...
Mógłby wymieniać tak w nieskończoność. Jej wady, są zaletami. Nie miał pojęcia czemu się tak czuł, że ma obowiązek być przy niej, mówić jej imię, dotykać jej ciepłej skóry... Chciał tylko jej. Gdy już go zostawi, nie pozwoli na wybór nowej dziewczyny radzie. Niech się wszyscy wypchają. On nie chciał innej.
-Bruno, spokojnie.- rzekła ze śmiechem w głosie -Nie śpiesz się. Wszystko jest przecież dobrze.-
Tak.
Wszystko było dobrze.
Było dobrze, kiedy ona była obok. Kiedy słyszał jej śmiech, kiedy znosił jej humorki, kiedy tuliła się do niego w nocy jak dziecko potrzebujące miłości.
Chciał jej wszystko dać. Wszystko.
-Elizabeth.- zaczął poważnie -Opowiedz mi o swoim dzieciństwie.-
Oprócz tego chciał też wszystko o niej wiedzieć, by ją wspierać, tulić... Kochać? Sam nie wiedział.
Przez chwilę patrzyła na niego zdziwiona, po czym westchnęła przeczesując włosy. Nie spoglądała w jego oczy.
-Muszę ci to mówić?- zapytała cicho
-Nie.-
Zerknęła w jego oczy po czym opuściła wzrok na jego obojczyk.
-Co chcesz wiedzieć?- mruknęła niepewnie
-Zacznij od początku. Od swoich rodziców.-
Wypuściła głośno powietrze i zaczęła bawić się jego koszulką.
-Mój ojciec był wilkołakiem a matka czarodziejką. Ojciec wdał się w romans z matką. Nie traktował tego związku poważnie, ale mama tak... Zakochała się w nim na zabój. Ojciec ukrywał to co ich łączyło przed światem, a mamie zależało na tym, aby tylko być z nim. Zaszła w ciążę. Nie jestem pewna, jak ojciec na to zareagował, ale na pewno nie był zadowolony. To dziecko miało szczęście. Ojciec miał pierworodnego syna, który w dodatku był wilkołakiem. Tylko dzięki temu nie zerwał kontaktu z moją matką. Wychowywał go... Pomagał mu... Ale potem mama znów zaszła w ciążę. Pięć lat po pierwszej. To byłam ja. Tacie nie podobało się to, iż byłam dziewczynką, ale postanowił poczekać do narodzin, żeby sprawdzić czym jestem. Gdy okazałam się być zwierzołakiem, ojciec wpadł w szał. Pobił mamę, potem ją zostawił razem ze mną i moim bratem. Nie mogła tego znieść. Wpadła w paranoję. Chciała, żebym zginęła, ale nie mogła mnie zabić, bo byłam JEGO dzieckiem. Tak zawsze mówiła. Codziennie powtarzała mi, jak bardzo mnie nienawidzi za to, że przeze mnie, ojciec ją zostawił. Biła mnie... Chłostała...
-Co!?-
Bruno nie mógł uwierzyć w to co słyszał. Przecież to była jej córka, ona nie mogła tak po prostu jej tego robić, to...
-Niemożliwe.- szepnął
Złapała jego dłoń. Czuł, że była zimna. Pociągnęła ją za siebie i unosząc skrawek bluzki wsunęła ją pod materiał. Na jej plecach, Bruno czuł dziwne uwypuklenia... Nie... Blizny. To napewno były blizny. Nie czuł tylko jednej. Było ich tam wiele.
-Mówiła, że nie powinnam istnieć, przez to, czym byłam. Jedynym człowiekiem, który dawał mi sens życia, był mój brat. Mimo, że bał się zatrzymywać mamę przed krzywdzeniem mnie, zawsze mnie potem pocieszał i wspierał. Opatrywał moje rany, potem siedział koło mnie, do momentu, aż zasnę, nawet gdy musiał to robić cały dzień... Ale pewnego dnia, tak po prostu zniknął, a ojciec potem przyszedł do nas i powiedział, że uciekł do niego. Przez ten cały czas patrzył na mnie i na mamę z pogardą, jakbyśmy były tylko robakami... Tego dnia mama wbiła sobie nóż w gardło. Zaopiekował się mną mój wujek. Wszystkim mówiłam, że mama po prostu się przewróciła i to był po prostu nieszczęśliwy wypadek... Robiłam to tylko dlatego, by nie martwić wujka, nie chciałam, żeby wiedział co robiła jego siostra... Jak mnie traktowała, że miała problemy psychiczne... Wiedziałam, że to by był dla niego cios prosto w serce... Starałam się być dla niego silna, bo on był silny dla mnie. Chciałam wcześniej dorosnąć, żeby mu pomóc.-
-Nie musisz już więcej mówić.- rzekł cicho, przytulając ją do siebie
To było straszne. To co ona przeżyła... Było gorsze od jego, przeszłości. Co prawda ojciec go bił i sprzedał, ale przynajmniej gdy matka żyła miał z ich strony wiele rodzicielskiej miłości. Elizabeth mogła tylko o takiej pomarzyć. Był szczęśliwy, że w końcu każde z nich znalazło szczęście: on tutaj, jako Alfa, ona u swojego wujka...
-Twój wujek nie oddał cię tutaj tak po prostu.- rzekł, chciał by go znienawidziła -Był do tego zmuszony. Przepraszam.- szepnął
-To dobrze.-
Ulżyło jej. Wujek jednak ją chciał.
-Codziennie dzwoni i pyta się, jak się czujesz. Jak chcesz... To możesz z nim porozmawiać...-
-Dziękuję.-
-Czemu się nie wypłaczesz?- mruknął jej we włosy
-Bo...-
Naprawdę myślała, że nauczyła się nie płakać z tamtego powodu, ale jednak się myliła. Wpadła w szloch.

Pokochać? Jak?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz