12.

551 31 3
                                    

Spojrzała na Bruna powątpiewająco.
-Uważaj, bo ci uwierzę.- prychnęła
-Mówię prawdę.- oburzył się
-Mógłbyś przynajmniej nie kłamać.
-No proszę cię. Ja chyba wiem lepiej, tak? Ja z tobą śpię i wyraźnie słyszałem, że mnie wołałaś przez sen.
-Nie wierzę.- uniosła brwi patrząc na niego morderczo -Nie żartuj sobie ze mnie, dobrze?
-No bez kitu ci mówię.- uśmiechnął się
-Wiesz co? Przyszłam tu po prostu, żeby z tobą porozmawiać, a ty takie coś odstawiasz?- warknęła -Nie wierzę.
Wstała i ruszyła do drzwi.
-No dobra...- zatrzymał ją -Wróć. Pogadamy.
Odwróciła się do niego i uniosła brwi.
-Ale obiecujesz, że nie będziesz wygadywał już jakiś bredni?
-To nie są brednie.- wyraził swoje zdanie
Uniosła brew, odwróciła się i złapała za klamkę.
-No okej... Obiecuję.- dodał po namyśle
Odwróciła się i ruszyła w stronę biurka. Stanęła za nim i zerknęła mu nad ramieniem.
-Co tak właściwie robisz?
-Samą papierkową robotę.- odrzekł opierając się na oparciu fotela
-I jak ci idzie?
-Jak krew z nosa.- zaśmiał się
-Biedactwo moje.- rzekła przeczesując jego potargane kudły
Uśmiechnął się do niej jak dziecko do cukierka. Rozczulił jej serce tym małym poruszeniem mięśni twarzy.
-Czasem bywasz uroczy, wiesz?- rzekła cicho poprawiając jego grzywkę, by nie spadała mu na oczy
-Jeszcze tego nie słyszałem.- przyznał -Wiem, że jestem wredny, egoistyczny, humorzasty, agresywny ale żeby uroczy...- powiedział z powątpieniem
-Tylko czasem, więc sobie nie wyobrażaj czegoś, okej?
-Jasne.- przytaknął -Jak sobie życzysz.- uśmiechnął się ponownie
-Coś ty taki dziś szczęśliwy?- zapytała patrząc na niego podejrzliwie
-Nie wiem. Okazuje się, że wszystko się dziś układa po mojej myśli. Chyba mam szczęście.
-Nie chwal dnia przed zachodem słońca.- powiedziała -Nawet nie ma południa.
-No i co? Czuję, że będę miał dzisiaj szczęście, więc nie psuj mi humoru, tylko poprawiaj.
-Postaram się. Zrobię co w mojej mocy.- powiedziała i oparła brodę o jego głowę -Trochę mi się nudzi...- rzekła cicho i niepewnie.
-W takim razie, co chcesz porobić?
-Nie wiem... Może... Byśmy... Nie mam pomysłów...
-No dobrze... Więc daj mi rękę.
-Którą?
-Prawą.
Posłusznie wyciągnęła do niego dłoń. Ujął ją lekko i pociągnął tak, że musiała go obejść. Posadził ją sobie na kolanach, co przyjęła z niemałym zdziwieniem.
Ubiął ją lekko i położył dłonie na jej kolanach.
-Powinnam się bać?- zapytała ze śmiechem oglądając się na niego
-Nie.- pokręcił głową i pocałował ją w skroń -Przecież cię nie skrzywdzę, prawda?- położył głowę na jej ramieniu
-Chyba nie.- odpowiedziała
I tak się trochę bała. Szczerze mówiąc, nie wiedziała dokładnie, na co go było stać. No... Bądźmy szczerzy. Nawet miesiąc się nie znali.
-Napewno nie.- poprawił ją -Gdybym ci coś zrobił, twój wujek by mnie zabił.
-Nie mów, że wielki Alfa się boi mojego wujka.- uśmiechnęła się
-Nie boję się go, ale wiem, że powinienem mieć do niego szacunek. Jest ode mnie starszy, a poza tym mnie kryje.- rzekł
-Czyli że mam jakąś przewagę nad tobą?- zapytała
-Najwyraźniej.- stwierdził poważnie
Uśmiechnęła się spoglądając na jego ręce. Nie wiedzieć czemu ujęła je w swoje dłonie, splatając razem ich palce. Zerknął przez jej ramię na ich dłonie. Czemu wydawało mu się to takie... Właściwe? Takie dobre i odpowiednie. Chciał znów ją pocałować w skroń, ale chyba coś mu nie wyszło, bo ona się lekko nachyliła, więc trafił w jej szyję.
Poczuła takie fajne mrowienie w kręgosłupie a on się zdziwił, gdy ona zadrżała i westchnęła.
Nie możliwe, żeby dowiedział się o jej słabym punkcie.
-Hej!- złapała się za miejsce, gdzie została pocałowana -Nie pozwalaj sobie.- burknęła
-Oh... Czyżbym znalazł twoją słabość?
-Nie!- spojrzała na niego
-Czy aby napewno?- uniósł brwi
-Odczep się.- fuknęła
Zaśmiał się tak... Niecodziennie gardłem tonem. Poczuła coś strasznie dziwnego, czego nie umiała wytłumaczyć, a tym czymś, była chęć, by nie przestawał się tak śmiać.
-Oh... Moja Elizabeth.- mruknął chowając głowę w jej plecy -Czemu musisz mnie tak prowokować?
-Bo chcę i mogę.- burknęła
-Oczywiście, że możesz ale na swoją odpowiedzialność.- zastrzegł
Rzuciła mu zdenerwowane spojrzenie. Tylko się uśmiechnął i przytulił ją, podwijając jej bluzkę trochę do góry, by zacząć masować miejsce, w którym tkwił kamień. Spojrzała na niego niespokojnie.
-Nie boisz się mnie, prawda? To nie patrz tak na mnie.
Zrobiła obrażoną minę i odwróciła od niego wzrok.
-No już. Nie strzelaj focha.- zarządał
Nie posłuchała, przez co zmarszczył brwi i patrzył na nią, przez chwilę wyglądając, jakby sam miał się obrazić.
-Nie mów, że będziesz się teraz zachowywać jak przeciętna kobieta.
-Raz na jakiś czas chyba mogę, prawda? Bo, jak nie zauważyłeś, jestem nią.
-Zauważyłem. Oczywiście. Gdybym się związał z facetem to by mnie wygnali.
-Czemu? Przecież faceci to ci ,,mądrzy'',- zrobiła cudzysłów w powietrzu -więc to chyba lepiej, że będzie ich dwóch rządziło stadem.
-Nie. Rządzić może tylko Alfa. On musiałby się zajmować opiekowaniam. Większości to by się spodobało. Poza tym... Muszę mieć potomka, a z facetem to chyba nie koniecznie mogę.
-Aha. Czyli ja jestem tu tylko po to, by się tym wszystkim zajmować i rodzić ci dzieci? Podziękuję.- prychnęła
-Nie. To powinna robić przeciętna Luna. Ty możesz się o mnie martwić, zajmować się mną, wspierać...
-I tyle?
-No nie. Oczywiście, że nie. Mogłabyś zakazywać mi różnych rzeczy...
-I tak byś je robił.- przerwała mu
-Ale nikt ci nie broni ich mi zakazywać.
-Wiesz co? To w ogóle mi się nie podoba.
-A mi wręcz przeciwnie. W końcu mam kogoś, na kim mogę polegać.- stwierdził i zanurzył z uśmiechem twarz w jej włosach
-A Troy?
-Z nim nie mogę spać.
Uśmiechnęła się.
-Kto ci broni?
-Duma, przysięga, całe stado, Troy i ja sam.
-Dumę można zagłuszyć, przysięgę Alfy obejść, stado zastraszyć... I jestem pewna, że Troy by się zgodził, gdyby chodziło o dobro ogółu i gdybyś go poprosił.
-Hahaha.- powiedział sarkastycznie
-No co? Mówię na poważnie. Troy by się do tego bardziej nadawał niż ja. Każdy byłby lepszy ode mnie.- zapewniła
-I tu się mylisz, bo ja chcę właśnie ciebie a nie każdego.
Nie wiedziała jak to rozumieć. Bruno wyznawał właśnie jej swoją miłość, czy co...?
Nie. Na pewno nie. Zapewne ma w tym jakiś interes. Coś, co mógłby mieć z tego.
Spojrzała na niego i fuknęła.
-Takimi tekstami mnie nie udobruchasz.
Westchnął cicho kręcąc głową z dezaprobatą.
-Wiesz co? Przestaję cię powoli lubić...
-Nie zależy mi na tym.
Nie prawda. Zależało i to bardzo.
Uniósł brwi, ale nie mogła tego zobaczyć, gdyż nie patrzyła w jego stronę. Zdaje się, że bez większego problemu uniósł ją i odwrócił ją sadzając sobie na kolanach przodem.
-Nie bądź nie miła.- mruknął cicho
-To nie dokuczaj mi.- zażądała
-Nie dokuczam. Staram się urozmaicić ci dzień, byś się choć trochę uśmiechnęła.
-Nie wychodzi Ci to.- stwierdziła
-Doprawdy? To powiedz mi, co cię śmieszy.
-Nie wiem. Mało rzeczy.- wzruszyła ramionami
-To będę próbował dalej.
Westchnęła patrząc na niego.
-Nie musisz. Mi na tym nie zależy. Przecież... Nie muszę się uśmiechać, by być szczęśliwą, prawda?
-Jedno wyklucza drugie.
-Wcale nie.
-Wcale tak. Nie można tak żyć.
Odgarnął jej włosy z twarzy i położył dłonie na jej policzkach. Wyglądała tak... Pięknie i delikatnie... I... Czy ona się rumieniła? Nie... Ale wyraźnie na jej twarzy został przypruszony lekko czerwony kolor. Uśmiechnął się zwycięsko. Sam nie wiedział dlaczego.
-Poza tym: masz ładny uśmiech.
Teraz jej rumieńce się podkreśliły. Chciała go odepchnąć i odejść. Już wystarczająco ją zawstydził, jednak on jej na to nie pozwolił i szybko przysunął ją do siebie, łącząc ich usta w pocałunku.
Elizabeth zrobiło się bardzo gorąco i duszno ale mimo to oddała tą delikatną czułość. Miała ochotę sobie pójść i się gdzieś schować już nie wychodząc. Jak mógł jej to robić? W sumie... W jakiś tam sposób... Niby... Nie potrafiła mu się oprzeć. Nie wiedziała, czy to z powodu jego uśmiechu, jako wyrozumiałości, tego, jak potrafi być czasem miły i czarujący, czy może... Jego czułość względem niej.
Przymknęła delikatnie oczy i jeszcze przez chwilę się opierała, próbując się odsunąć, bądź... Cokolwiek. Skutecznie ją powstrzymywał, przesuwając ją coraz bliżej. Później rozważała pobicie go, a na końcu po prostu się poddała, bo to tylko pogorszało jej sytuację.
Wyszło na to, że już nie trzymał ją za policzki, a jedną ręką za kark, a drugą w pasie. To ją jeszcze bardziej zawstydzło, w sumie to nie wiedziała dlaczego.
Gdy zabrakło mu oddechu, odsunął się od niej. Pogłaskał ją po policzku dysząc z długotrwałego braku powietrza i się uśmiechnął.
-Znów to robisz.- mruknęła odwracając wzrok
-No... Przepraszam... Ja tu widzę dla siebie same korzyści.
Spojrzała na niego z zamiarem odpyskowania mu, ale... Zauważyła, że trzymał w ręce gładki kamień. Dotknęła swojego biodra, a swojego nie wyczuła. O nie...
-Oddaj to!- rzuciła się w jego stronę
Wyciągnął rękę najdalej jak tylko mógł do tyłu trzymając ją, by go nie dostała.
-Nie rób sobie ze mnie żartów.- zarządała coraz bardziej się wyciągając
-Nie robię.- oświadczył, ale słychać było w jego głosie, że jednak jego to bawi
-Na za dużo sobie pozwalasz.- sapnęła
-No dobra. Oddam ci, ale pod jednym warunkiem.
-Jakim?- spojrzała na niego
-Rozbierz się.

Pokochać? Jak?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz