Czy to nie dziwne, że kolejny raz obudziła się go przytulając? Niewątpliwie tak. Odsunęła się od niego, starając się go nie obudzić. Weszła do łazienki, tym razem ją zamykając. Umyła się i przeszła do garderoby. Ubrała się w ciemną spódnice i czarną bluzkę. Wyszła z łazienki i spojrzała na puste łóżko. Zagryzła kolczyk w języku i poprawiłam posłanie.
Czemu on musi być tak bardzo, irytujco głupi? Nawet nie potrafi po sobie posprzątać. Denerwuje mnie nie na żarty."
Przeczesała włosy i ruszyła na swoje miejsce na parapecie. Poprawiła swoje włosy. Westchnęła. Czuła się tu jak więzień w klatce. Nie miała do kogo wrócić. Była skryta w sobie, nie lubiła obcych ludzi. Nie miała przyjaciół. Nie miała rodzeństwa... znaczy miała brata, ale nie chciała go już widzieć. Ojciec ją zostawił. Do matki by nie wróciła, nawet, gdyby miała taką możliwość. Wujek już jej nie chciał. Pozostali dziadkowie, ale mieszkali kilometry zdala od niej. Musiałaby ukraść pieniądze, a wiedziała, że gdyby to zrobiła, gardziłaby sobą do końca życia. Mogłaby wrócić do pracy, zarobić pieniądze na jakieś mieszkanie w bloku, ale była pewna, że zboczeniec wie, gdzie pracuje, albo może się tego dowiedzieć. Zawsze jest szansa, że sobie odpuści, ale nawet ona w to nie wierzyła.
Spojrzała na drzwi, gdy usłyszała pukanie. W pierwszej chwili pomyślała, że to zboczeniec nauczył się trochę kultury, ale druga myśl zatarła tamtą.
,,Przecież to zboczony masochista."
Podeszła wolnym krokiem do drzwi. Otworzyła je. Ujrzała bardzo muskularną klatke piersiową. Skierowała wzrok wyżej, w jego oczy. Piwne tęczówki patrzyły na nią z góry. Karmelowa cera okalała twarz przystojnego bruneta. Jego pełne usta rozciągnęły się w delikatnym uśmiechu.
Był przystojny i to bardzo. Tak bardzo, że dopiero po dwóch sekundach zorientowała się, że to człowiek zboczonego masochisty.
-Troy.- powiedział wyciągając w jej stronę dużą dłoń
Odpowiedziała mu nieufnym spojrzeniem.
-Bruno poprosił mnie, żebym cię oprowadził.-
Zmieszana patrzyła na Troya, nie rozumiejąc, kim tak waściwie jest Bruno. Przygryzając kolczyk w języku patrzyła się na niego. Zmarszczyła brwi lekko kręcąc głową.
-Nie znam go.-
Zacisnęła rękę na klamce i pchnęła drzwi by zamknąć je przed nosem zdziwionego męszczyzny. Przytrzymał je ręką.
-Bruno. Wysoki, zielonooki, o kruczoczarnych włosach...-
-Mówi pan o tym zboczeńcu?- zapytała
-Lepiej żebyś tak do niego nie mówiła.- spochmurniał
-Gorszej rzeczy niż zniewolenie nie ma. Nie boje się go.- powiedziała, a że ta rozmowa ją nudziła, po prostu zatrzasnęła drzwi
Odwróciła się.
-Słuchaj.- mężczyzna otworzył drzwi -Jeżeli tego nie zrobię, będzie wściekły.-
Desperacja w jego głosie dała jej do myślenia.
-Wyglądasz na silniejszego, wątpie żeby ci coś zrobił.- spojrzała na niego przez ramię
-Tu nie chodzi o siłe. Chodzi o szacunek. Bruno całe swoje życie poświęcił, żeby je zdobyć.-
-O mój jakoś się nie stara.- skwitowała
-On szacunek zdobywa przez opiekę i ochronę.-
Spojrzała na niego. Zdziwienie mieszało się ze zdumieniem.
Odsunął się na bok i stanął przy drzwiach.
-Ciekawa?- wyciągnął rękę wskazując, że ma iść przodem
Przewróciła oczami i ruszyła na korytarz. Prowadzona przez niego, czuła się dziwnie. Jakby właśnie popałniała przestępstwo. Zaplotła ręce za plecami. Szła prowadzona na schody. Na parterze została skierowana na prawo. Weszli do pierwszego pomieszczenia. Był to obszerny salon. Na prawdę gigantyczny. Przytulny. Jego ściana zewnętrzna zaopatrzona była w dwa wielkie okna. Puchaty dywan na podłodze. W jednym miejscu było dużo zabawek dla dzieci, różne stoliki, kredki, bloki...
Reszte zamowało kanapy i stoliki. Wyglądało to na wielki pokój spotkań. Ruszyli dalej. Duża jadalnie z długim stołem i mnóstwem krzeseł. Od nich odbijały kolejne drzwi, zapewne do kuchni. Kolejne pomieszczenie wyglądało jak stworzone dla mężczyzn. Lodówka pełna piw, przekąski, bar z alkocholem, duża, skórzana, czarna kanapa i telewizor.
-To tak zwany ,,Męski pokój".- wyjaśnił -Tutaj kobiety nie mają wstępu, chyba że zostaną zaproszone, lub sytuacja nie będzie awaryjna.- spojrzała na niego ze zdziwieniem
Zawrócili, gdyż nie było co pokazywać już w tym skrzydle domu. Jej buty wybijały jednostajny rytm, który działał kojąco na jej nerwy. Mineli schody i weszli do kolejnego pomieszczenia. Był to pokój gier. Wielki telewizor z x-boxem. Ściana z tablicą na rzutki. Gry planszowe ładnie poukładane na półce, przytwierdzonej do ściany. Na innej, były gry komputerowe, gdzie indziej duże puzzle dla dzieci.
Następny pokój był przydzielony, dla wielbicieli czytelnictwa. Wielkie półki pełne książek. Kominek, fotele, expres do kawy, przyrządy do parzenia herbaty, kakao, gorąca czekolada (oczywiście zdala od książek).
Następne pomieszczenia przypominało ,,Męski pokój" tylko w kobiecym stylu. Oczywiście, był bar z trunkami, oczywiście była kanapa koloru czerwonego, oczywiście był telewizor. Pełno lakierów, kosmetyków, luster, różnorakich sprzętów do włosów.
Dalej zeszli schodami do piwnicy.
Pierwsze pomieszczenie było wielkim kinem. Ogromna plazma. Maszyna do popcornu, zimne napoje, siedzenia przed ekranem, półka z filmami.
Basen, który był następnym pomieszczeniem, zdawał się żyć. Woda pięknie odbijała światło, ukazując na suficie mieniące niczym gwiazdy, się linie, przypominające morskie fale.
Wrócili na parter i dalej do wyjścia. Przed domem wielki ogród pełen kwiatów i dziwnych drzew. Chodnik prowadził, jak zgadywała, dookoła domu i też w niektóre nieznane jej miejsca. Ruszyli. Troy prowadził ją na tyły domu. Zniecierpliwiony zatrzymywał się, gdy tylko Elizabeth coś zainteresowało na tyle, by poświęcała temu chwilę uwagi. Nie to, że jej nie lubił, wręcz przeciwnie. Uważał ją za mądrą, zaradną, odpowiedzialną i piękną kobietę. Jednak wiedział, że nie powinien tak uważać, nie powinien tak myśleć. Ona powinna być dla niego tylko miła i dobra. Nic więcej. Nawet gdyby chciał, nie mogłaby być jego. Ona ma już swojego wybranka. Nie. Nie podobała mu się w takim sensie. Była zupełnie jak Bruno. Wiedział, że to po prostu sympatia, jaką obdażał zielonookiego. Że przypadła mu do charakteru i byliby dobrymi przyjaciółmi.
Śpieszyło się mu, bo wiedział, że Bruno jest bardzo zazdrosny. Wiedział, że jeśli spędzi z nią za dużo czasu, Bruno sobie coś ubzdura i może się to źle skończyć. Szczególnie dla niego. Jako jego podwładny, a zwłaszcza przyjaciel, nie miał zamiaru z nim walczyć, dlatego Bruno jak zwykle będzie atakował, a on się bronił. Tylko tyle.
Nareszcie dotarli na tyły domu.
Twarz Elizabeth wyrażała zdumienie i przerażenie, gdy ujrzała tam grupę ludzi, zapewne czekajce na nią. Ustawieni, jak do jakiejś ważnej uroczystości patrzyli na nią z zainteresowaniem. Było dużo osób, które po prostu się uśmiechały miło w jej stronę. Nikt jednak nie odważył się czegokolwiek szepnąć. Dzieci, mocno przylegające do nóg swych matek zawstydzone chowały główki za mamusiami, gdy Elizabeth skierowała na nie wzrok. Męszczyźni patrzyli na nią tylko przez kilka sekund, po czym odwracali wzrok na swoje partnerki, dzieci, lub po prostu na swoje stopy. Cisza była niewiarygodna. Zakłócana tylko dźwiękiem wiatru targającym liciami drzew, lub trawą oraz śpiewem ptaków.
Troy stał z tyłu z wyraźną ulgą, że Bruno nie zdążył tu dotrzeć. Miał by przechlapane, gdyby spotkał go czekającego.
Jego obawy jednak rozwiały się, gdy zobaczył, że szatyn idzie ze strony, z której dopiero przyszli. Domyślał się, że obserwował ich. Pilnował się, więc nie mógł ujrzeć jakichkolwiek oznak spoufalności. Zatrzymał się obok niego.
-Mogłeś jej powiedzieć chociaż swoje imie.- szepnął, oczywiście nie patrząc mu w oczy
-Chciałem, żeby sama zapytała.- odpowiedział ruszając w jej stronę
A ona? Ona tam stała sparaliżowana zdziwieniem. Cofnęła się o krok, gdy wszyscy zaczęli się kłaniać. Trafiła jednak na czyjeś twarde ciało i od razu rozpoznała te dziwne, męskie perfumy. Odetchnęła, gdy uświadomiła sobie, że to nie jej się kłaniają, i że nie wkopała się w jakieś gówno.
Jednak dalej nie miała pojęcia co zrobić.
Bruno stanął obok niej i założył ręce za sobą prostując się. W tej pozie wyglądał dostojnie i seksownie i dobrze o tym wiedział.
Miał wiele kobiet przed Elizabeth. Jednak teraz postanowił obrać inną taktykę niż wcześniej.
Wtedy kobieta miała go kochać i koniec. Ostatecznie przed pełnią każda była jego, ale po pełni była martwa.
Teraz postanowił spróbować triku z uwodzeniem. Żeby się nie opierała, gdy będzie chciał ją posiąść. Żeby jego wilk nie uznał tego za atak i żeby jej nie zabił.
Wybrał Elizabeth, bo dużo słyszał o niej dobrego.
Była piękna, zaradna, odpowiedzialna, pomocna, miła, mądra, silna wolą i ciałem, skromna...
To co ujrzał po prostu do niej nie pasowało.
Była piękna, ale na tym się kończyło. Widział przed sobą upartą jak osioł awanturnicę, z czymś na kształt depresji. Denerwująca, pyskata, z niewypażoną gębą, za bardzo śmiała i odważna.
Lecz teraz wydawała się mu zagubiona. Patrzyła tymi swoimi ciemnymi oczami do okoła z niamym przerażeniem. Chciał ją jeszcze chwile podręczyć, by zaczęła się słuchać. Dopiero po chwili się odezwał.
-Nie przedstawisz się?- zaśmiał się
Lecz ona po prostu spojrza na niego pustym wzrokiem. Denerwowało go to.
-Myślę, że czas pokazać Elizabeth kim jesteśmy.- odezwał się doniosłym głosem -Może ktoś na ochotnika?-
Czerpał z tego satysfakcje.
Zgłosił się jeden mały chłopczyk o jasnych prawie blond włosach. Jeden z tych śmielszych. Bruno lubił go głównie dlatego, że przychodził czasem do niego, żeby po prostu popatrzeć. Mówił, że chciałby być taki jak on. Był dla niego autorytetem.
Z uśmiechem przywołał chłopca gestem. Ten podbiegł do zszokowanej brunetki i wtulił się w jej nogi. Elizabeth oddała delikatnie uścisk.
Brunem nagle zawładną dziwny instynkt. Nie rozumiał go. Po prostu miał ochotę się uśmiechać, gdy widział jak brunetka czułym gestem obejmuje małego chłopca. Otrząsną się jednak, gdy zorientował się, że jego kącik ust zaczął się podnosić.
Chopiec odszed o pięć malutkich kroków od brunetki i stanął w miejscu. Po chwili jego skóra zaczęła falować, a ciało zmieniać. Mały szary wilczek patrzył na dziewczynę dużymi oczami, machając przy tym krótkim ogonkiem.
Ciemnowłosy czekał teraz na najlepsze. Uwielbiał ten moment, kiedy jego kobiety ze strachem i piskiem chowały się za nim, by je bronił i się nimi opiekował. Uwielbiał ten strach w ich oczach. To że wtedy nawet najbardziej uparte lgnęły do niego jak muchy. Ale Elizabeth po prostu... odetchnęła... z ulgą? Nie to nie możliwe.
Ale nadal tam stała. Nie piszczała. Nie uciekała. Nie pragnęła ochrony. Wiedział, że jest z nią coś nie tak, gdy po tym jak ją ugryzł nie zemdlała, tylko musiał czekać na to dwadzieścia minut. Codziennie analizował jej zapach, ale on był w pełni ludzki. Teraz, gdy nawet nie ujrzał iskierki strachu w ciemnych oczach... czuł się zmieszany. Nie okazywał tego jednak.
-Rozejść się.- powiedział
Po chwili zostali sami. Wiedział, że nikt nie odważyłby się ich podsłuchiwać więc spytał wprost:
-Czemu się nie przestraszyłaś?-
Spojrzała na niego dużymi oczami.
-Spodziewałam się czegoś gorszego.-
Jej oczy jak zawsze wyrażały obojętność.
-Czego?-
-Szczerze... to myślałam, że trafiłam do jakiejś dziwnej sekty, wierzącej w jakieś dziwne bóstwo, i że zostanę ofiarowana temu czemuś. Cóż... podejrzewałam też możliwość, że jesteście wilkołakami.-
Czuł się zbity z tropu. Nie rozumia tej kobiety. Wiedział, że dla swojego bezpieczeństwa musi ją poznać.
-Skąd wiesz o naszym istnieniu?-
-Nie pochodze ze zwyczajnej rodziny.- odpowiedziała
-Czyli...- popędził ją
-Nie wtykaj nosa w nie swoje sprawy.- znów stała się chłodna i wredna
Z zaciętą miną odwróciła się i ruszyła spowrotem do głównego wejścia. Troy, który pojawił się nagle z nikąd stanął obok niego.
-Dopilnuj, żeby trafiła do mojego gabinetu.- rozkazał
Troy szybkim krokiem ruszył za Elizabeth. Nie wiedział dla czego była wściekła i dla czego stała się taka chłodna.
-Pokażę ci jeszcze jedno miejsce.- zaproponował
-Nie chce.- odpowiedziała przyśpieszając
-To miejsce, gdzie Bruno spędza całe dnie. Nie chcesz się dowiedzieć o nim więcej?- zapytał
-Bynajmniej.- w jej głosie słychać było kpinę
-Ja bym wykożystał okazję, w której mogę znaleźć różne brudy na swojego wroga.- szepnął
Zatrzymała się bijąc z myślami. Ostatecznie się zgodziła. Troy w myślach przybił sobie piątke za spryt. Po chwili oboje szli do gabinetu Alfy. Na czwartym piętrze na korytarzu pełnym pokoi.
-Co to za drzwi?- zapytała
-To tzw. Piętro Alf. Na jednym końcu jest sypialnia małżeńska Alfy i jego Luny pozostałe pokoje są dla ich potomstwa, a pokój na drugim końcu korytarza, jest gabinetem Alfy i tam właśnie idziemy.-
-Rozumiem.- szepnęła
Wiedziała, że Troy ją tutaj przywiódł na przesłuchanie. Zapewne gabinet ma dźwiękoszczelne ściany i nikt nie słyszy jej wołań o pomoc, jeżeli znajdzie się ktoś na tyle odważny, by przeciwstawić się Afie i ją uratować.
Mimo tego szła dumnie przed siebie. Nie stchórzyła.
Weszła do ciemnego pomieszczenia. Nie był ciemny ze względu na brak słońca ale ciemne kolory.
Drzwi się za nią zamknęły. Stanęła za biurkiem i na nim siadła. W powietrzu unosił się charakterystyczny zapach perfum. Wpatrywała się w krajobraz za oknem. Tutaj był piękniejszy niż w pokoju w którym spała. Okno wychodziło na zachód i była niemal pewna, że zachód słońca wygląda tu nieziemsko.
Bruno wszedł po jakimś czasie po niej. Przez niecałą minutę wpatrywał się w Elizabeth skąpaną w świetle południowego słońca. Intrygowała go. Zdawała się chronić przed czymś. Kiedy z nią rozmawiał czuł, że pomija dużo faktów, a gdy o nie wypytuje, staje się zimna i wredna. Podszedł do biurka z wyprostowanymi plecami. Usiadł miękko na krześle, tuż obok niej. Zapadła niczym zmącona cisza. Elizabeth czuła, że czeka aż zacznie mówić. Ona jednka nie miała zamiaru, więc tylko siedzieli w spokoju. Bruno dobierał słowa, ale szybko się tym znudził.
-Zacznij mówić.- westchnął opierając się na krześle
Spojrzała na niego ciemnymi oczami.
-Nie mam zamiaru.- oświadczyła
-I tak się tego dowiem.-
-Wątpie, żebyś miał takie znajomości.- odrzuciła ciemne włosy na plecy
-Twój wujek z chęcią mi powie.- uśmiechnął się
Zdziwił się, gdy zobaczył jak jej sylwetka się garbi, ręce zaciskają się na blacie biurka, a oczy zamykają.
-Wujek. -powiedziała z kpiną- Jakby o tym wiedział, nie ukrywałby, że on także jest wilkołakiem.-
Nie rozumiał, czego mówiła to z takim chłodem. Była teraz nie obecna. Jej oczy zaszły mgłą i wpatrywała się bez uczuć przed siebie. Nie wiedział, co takiego zrobił. Nie wiedział też jak teraz postąpić. Postanowił zagrać na pierwotnych instynktach każdego człowieka:
,,Potrzeby Ochrony"
-Nie będziesz tu bezpieczna, jeżeli mi tego nie wyjaśnisz.-
-Grozisz mi?- zaśmiała się
-Nie. Próbuję chronić.-
-Przed czym?-
Nie wiedział co odpowiedzieć. Jednka pomysł szybko wpadł mu do głowy, na tyle szybko, by zdążył tą cisze ubrać w chwilę napięcia.
-Przed przeszłością.-
Działa to na wszystkich, którzy nie chcieli gadać. Wtedy myśleli, że znał część prawdy, a reszte pięknie mu wyśpiewywali.
-Nie wiesz nic o mojej przeszłości.- mruknęła zirytowana
-Jeżeli jej nie poznam, nie zdołam cię przed nią obronić.-
-Nawet jakbyś wiedział o mnie wszystko... to niczego nie zmieni. Moja matka nie żyje, ojciec nas zostawił, przez siedem lat żyłam z wujkiem. Koniec pieśni.-
Nawet nie spojrzała mu w oczy. Wiedział, że za tymi słowami bardzo wiele się kryje. Przyglądał się jej jakiś czas.
-Czego nie chcesz mi powiedzieć?- poddał się
-Bo chce zapomnieć o przeszłości, a ty mi to skutecznie utrudniasz.-
Odchyliła głowę do tyłu i westchnęła. Patrzył na nią z dołu.
-Czasem lepiej się wygadać.- szepnął
Zniecierpliwiona spojrzała na niego. Nie wiedziała, czemu tak usilnie chce wyciągnąć od niej te informacje. Nie ufała mu. Ani trochę. Wątpiła czy sobie odpuści, więc chciała to zrobić na własnych warunkach.
-Pójdźmy na układ.- powiedziała
Przeciągając się, po czym spojrzała na niego. Wpatrywał się w nią ze zmarszczomymi brwiami.
-Mianowicie...- zachęcił ją
-Coż... chce mieć trochę rozrywki. Zaczynając od jutra, zaczniemy nasz układ. Po każdym dniu, który uznam za udany będziesz mi zadawał, no nie wiem... dwa pytania, a ja ci udziele odpowiedzi, nie zależnie jak bardzo intywne, lub zawstydzające będą. Tylko nie masz prawa pytać o moją matkę. Wchodzisz w to?-
-Pięć pytań.- odpowiedział
-Dwa.-
-Pięć.-
-Dwa.-
-Cztery.-
-Dwa.-
-Cztery.-
-Dwa.-
-Cztery.-
-Trzy i kropka.-
-Stoi.-
Uścisnęli sobie dłonie.
Bruno miał wielki uśmiech na ustach. Już układał w głowie pierwsze pytanie, które uważał za najistotniejsze.
Elizabeth jednak nie podzielała jego entuzjazmu. Wyglądała na wręcz znudzoną. Wstała i przeciągnęła się, po czym ruszyła do wyjścia.
-Gdzie chcesz jutro jechać?- zapytał gdy łapała za klamkę
-Od jutra miałeś mnie pytać.- odpowiedziała i wyszła
Nie podobało się jej to za bardzo. Jednakże wiedziała, że on nie odpuści. Miała zamiar udzielać jak najbardziej wymijających odpowiedzi. Poza tym lubiła się dowiadywać różnych rzeczy o innych, a Bruno wyglądał na mężczyznę z ciekawą histrorią życiową. Liczyła że podstępem czegoś się o nim dowie. Kto jak kto, ale ona w intrygach była bardzo dobra.
Bruno jednak czuł się aż nadto pewien. Nie wiedział, co planuje dziewczyna, ale też nie obawiał się żadnych ataków z jej strony. Coraz bardziej przypadała mu do gustu.
,,Może ludzkie dziewczyny nie są aż taką porażką..." przemknęło mu przez myśl
Od razu pokręcił na to głową.
,,Ludzie są słabi i głupi."
Wyciągnął papiery, które miał dzisiaj wypełnić, ale nie mógł się skupić. Cały czas zastanawiał się, co by chciała jutro robić Elizabeth. Ze zgrozą stwierdził, że nie wie.
,,Jest kobietą. Pewnie będzie chciała jechać na zakupy, czy coś."
I tak pozostawił tą sprawe. Zajął się swoimi papierami. Jednak na jego usta co chwila wkradał się ten dziwny uśmieszek, a przed oczami stawał obraz brunetki siedzącej na jego biurku z odchyloną głową i zamkniętymi oczami. Mimo iż co chwila starał się zajmować liczbami w tabelce, ta niezwykła wizja cały czas dawała o sobie znać. Nie potrafił powstrzymywać uśmiechu. Nie rozumiał przyczyny tego zachowania. Nigdy czegoś takiego nie czuł. Te emocje nie pozwalały mu się skupić. Nastał zachód, a on nadal nie mógł doliczyć się dochodów. Wstał przeczesując włosy i wyszedł z pomieszczenia z postanowieniem, że jutro to zrobi. Zszedł na trzecie piętro skocznym krokiem i wszedł do ich sypialni.
Elizabeth siedziała na łóżku i bawiła się skrawkiem spudnicy, rozmyślając ile mogaby mu powiedzieć. Kiedy wszedł, podniosła na niego swoje ciemne oczy i z milczeniem znów je opuściła.
Kiedy on poszedł do łazienki pod prysznic, ona zdawała się długi czas bić z myślami. Obudziła się dopiero, gdy Bruno pociągnął kołdrę, by się nią przykryć.
Wtedy wstała i także skierowała się do łazienki. Po szybkim prysznicu założyła piżamę i wróciła do pokoju.
Bruno zdawał się spać. Położyła się po cichu obok niego i starała się zasnąć. Nie udało jej się. Leżała jeszcze długo. Wtem poczuła szarpnięcie do tyłu. Ze strachem, nie wykonywując żadnych ruchów leżała w objęciach Bruna. Teraz jakoś łatwiej było jej zasnąć.
CZYTASZ
Pokochać? Jak?
Manusia Serigala-Co ty robisz?- zapytała gdy zapał ją za nadgarstek Podniósł jej dłoń na wysokość swoich oczu. -Masz być posłuszna, rozumiesz? Zamiast tego robisz co ci się żywnie podoba.- zcisnął jej dłoń Oczywiście, bolało. Ale po co okazywać mu słabość. Zamiast...