9.

645 33 0
                                    

Obudziło ją poruszenie na łóżku. Otworzyła oczy i spojrzała przez ramię, na Bruna, który na siedząco przyciągał się na łóżku.
-Gdzie idziesz?- wymruczała w poduszkę
-Obudziłem cię?- ziewnął
-Yhm...- przyznała
-Przepraszam.-
-Gdzie idziesz?- powtórzyła i gdy ten chciał wstać złapała go za jedyną garderobę jaką miał na sobie, czyli bokserki
-Mam zaległości w papierach, szybko powinienem je dokończyć.- wyszeptał
Chciał wstać, ale ona nadal go trzymała.
-Nie idź nigdzie.- poprosiła -Za dużo pracujesz. Nie jesteś przypadkiem uzależniony?-
-Nie wygaduj głupot.- zaśmiał się
-Jeżeli stąd wyjdziesz to...- otworzyła oczy i spojrzała na niego twardo -To z tobą zerwę.-
Mężczyzna spojrzał na nią i mimo, że dla niej był to żart, on to wziął na poważnie. Westchnął ciężko.
-Muszę wszystko uzupełnić.-
-Potem ci pomogę.-
-Elizabeth...-
-Boże, po prostu się zamknij i kładź.- jęknęła sfrustrowana
Dał za wygraną mimo, że wiedział, iż będzie musiał siedzieć do późnej nocy nad papierami. Położył się na plecach i wpatrzył w sufit.
-Jesteś zmęczony. Widać to. Byłeś zmęczony odkąd tu przyjechałam.-
-Nie prawda.-
-Wiem jak wygląda zmęczony człowiek.- odparła
Podniosła dłoń i zakryła mu oczy ziewając przy okazji.
-Idź spać.- zarządała -Nie dam się nabrać. Wiem, że jak zasnę to sobie pójdziesz.-
-Skąd taki pomysł.-
-Bo to objawy pracoholizmu.-
Złapał ją za dłoń z ciężkim westchnieniem i pociągnął ją do siebie, gdy odwracał się w jej stronę, tak, że wpadła w jego ramiona.
-Pasuje?- mruknął przekładając jej rękę przez swoje ciało, by go obięła
-Tak.- odpowiedziała -Idź spać.-
Nawet nie chciał zasypiać, po prostu przymknął na chwilę oczy i się stało. A Elizabeth poszła w jego ślady, tylko wtedy, kiedy wiedziała, że on już nie wstanie.

Obudziła się wcześniej niż Bruno. Przez chwilę leżała przyklejona do jego pleców, po czym wstała. Musiała przyznać, że był jeszcze przystojniejszy kiedy spał. Poszła po cichu pod prysznic i szybko się wyczyściła. Ubrała się w coś lekkiego i wróciła do pokoju, a on nadal spał.
Ucałowała jego skroń na co cicho mruknął.
Wyszła z pokoju i zaczęła wchodzić po schodach. Miała mu pomóc przy papierach. Weszła do pustego gabinetu i zamknęła za sobą drzwi. Podeszła do biurka i usiadła na krześle i, o Jezu, jakie ono było miękkie i wygodne. Przecież w nim można było spać.
Odetchnęła głęboko i oparła się na nim.
Wzięła do ręki plik kartek i podzieliła je na te które umiała wypełnić i których nie potrafiła. Kiedy pracowała w barze pomagała swojemu szefowi w papierkowej robocie.
Właśnie, w barze. Zastanawiała się, czy już znaleźli sobie zastępstwo. Mimo wszystko to była fajna praca, choć nie zawsze bezpieczna.
Wzięła się za obliczenia podatkowe i trochę jej to zajęło. Nie wiedziała ile właściwie tam siedziała ale w pewnej chwili do gabinetu wszedł Bruno i spojrzał na nią ze zdziwieniem.
-Co ty tutaj robisz?- warknął
Widocznie dopiero wstał, bo jeszcze nie zdążył się przebrać.
-Mówiłam, że pomogę.- wyjaśniła
Podszedł do biurka i chwycił wszystko co wypełniła.
-No proszę cię.- prychnęła -Nie zabieram się za coś, czego nie umiem.- odłożyła długopis i założyła ręce na klatkę piersiową -Już mnie skontrolowałeś?-
Bruno nadal przeglądał kartki bez słowa.
-Wiesz co? Jesteś głupi.-
Wstała, minęła go i wyszła. Przecież... Wszystko zrobiła dobrze, więc czego od niej chciał? Umiała to robić. Robiła to już. No proszę was, ludzie! To było coś, co pozwalało jej się odprężyć. Matma pomagała odpocząć ciału.
A on nadal uważa, że jest nic nie potrafiącą dziewczynką.
Weszła do pokoju i się tam zamknęła.
Bruno analizował każdą kartkę oddzielnie. Cóż... Nikt nie mógł zrobić tu błędu, nawet pojedyńczego. To były ważne papiery. Dlatego zazwyczaj siedział nad tym do późna sprawdzając każdy błąd, ale tu... Nawet w jednej literce się nie pomyliła. Zadziwiło go to. Nie wiedział, że jest taka mądra. Najwidoczniej jej nie docenił. Spojrzał w jej stronę i chciał jej pogratulować, ale jej nie było na jego fotelu, a jedyne co usłyszał, to trzask drzwiami.
Spojrzał w ich stronę i zaczął się zastanawiać co takiego zrobił. Nic mu mądrego nie przyszło do głowy.
Ruszył za nią do pokoju, głównie po to, by się ubrać.
Spróbował otworzyć drzwi do sypialni, ale mu się nie udało. Wiedział, że ona tam jest i zdziwił się, że znalazła klucz, by się zamknąć. Zapukał delikatnie, ale nie odpowiedziała.
-Proszę cię, Elizabeth. Wiesz, że mogę wyważyć te drzwi, więc po co uszczuplać mój portfel na nowe?-
-Weź mnie zostaw i idź sobie.- poprosiła
-Otwórz.- zarządał
-Daj mi spokój.-
-To przynajmniej daj mi się ubrać.-
-Nie.-
-Elizabeth.- warknął ostrzegawczo
-Coś się do mnie tak przyczepił.-
-Jesteś moją dziewczyną.- powiedział to z większą dumą, niżeli chciał
-No i co.-
-Co mam zrobić, żebyś mnie wpuściła? Przeprosić? Przepraszam.- rzadko to robił -Poprosić? Proszę.-
Usłyszał lekkie poruszenie w pokoju, po czym szczęk zamka. Drzwi się uchyliły a Elizabeth się za nie schowała. Wszedł z wolna do środka i zamknął drewnianą powłokę za sobą.
Spojrzał na nią, w jej czerwone policzki i mokre oczy nie wiedząc, czemu właściwie płakała.
Westchnął ciężko, złapał ją za ramiona i przytulił.
-Same z tobą problemy.- rzekł
-Pozwoliłam ci mnie przytulić?- wymamrotała cicho
-Nie musiałaś. Wiedziałem, że tego chcesz.- odrzekł
Uniósł jej brodę jedną dłonią i złożył szybki pocałunek na jej wargach. Miał wrażenie, iż jeszcze bardziej poczerwieniała. Zaczął wargami oczyszczać jej policzki z łez, delikatnie by jej nie spłoszyć.
-Debil.- wyszeptała, gdy postanowił zająć się jej okiem
-I tak mnie uwielbiasz.- odpowiedział przechodząc na drugą stronę jej twarzy
-Nie powiedziałabym.- odrzekła -Chodzimy ze sobą dopiero dzień, a ty już się do mnie dobierasz.
-Niektórzy zaczynają związek od seksu.- uświadomił ją zawisając swoimi ustami nad jej
-My jesteśmy tymi niektórymi?- spojrzała w jego oczy
-Nie. My jesteśmy tymi wyjątkowymi.- odrzekł
-Czyli?-
-Ty jesteś ładna, ja mądry i nie obchodzą nas bezsensowne słowa, prawda?-
-Także jestem mądra.- poskarżyła się
Uśmiechnął się i ją delikatnie pocałował. Wzdrygnęła się, jakby przestraszona, po czym odwzajemniła pocałunek.
Nie śpieszyli się, lecz oddawali się chwili. Jednej chwili owocującej w ich bliskość. Złączone usta w powolnym tańcu ich dwóch bijących serc. Gorące ciała wsparte o siebie niczym w namiętnym uścisku i tylko ciężkie oddechy mówiły do siebie, jak bardzo siebie pragnął.
(jakiś poeta się we mnie włączył)
Bruno, kożystając z nieuwagi Elizabeth, wsunął jej niepewnie język do ust. Była najpierw zdziwiona i nie za bardzo wiedziała, co się dzieje, ale po chwili wpuściła go głębiej.
(Jezu, jak to brzmi...)
Skorzystał z zaproszenia. Objął jej policzek i zmienił ich pocałunek w namiętny. Ela odważyła się objąć jego kark. Teraz nie wiedziała, czy Bruno nie posunie się trochę dalej. Trochę się tego bała...
Nic nie zaszło. Po dłuższej chwili mężczyzna się odsunął ciężko dysząc i spojrzał w jej oczy. Ona odwróciła wzrok. Gdy tak zarumieniona patrzyła na swoje buty, on się zaśmiał.
-Świetnie się dzisiaj spisałaś.- powiedział -Bardzo mi pomogłaś. Zrzuciłaś ze mnie prawie połowę pracy....
-Ubierz się.- przerwała mu
Nie lubiła być chwalona... To było takie nie podobne do niej...
-Oczywiście.-
Pocałował ją w czoło i zniknął w toalecie.
Wybaczyła mu, ale tylko trochę.

Pokochać? Jak?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz