21

557 31 9
                                    

Okazało się, że niejaka Anna Smith tak naprawdę ma na imię Hanna. Niemożliwe, prawda?
Bruno zarządził, iż ma ona wrócić do swojego stada jako szpieg. Fakt, że zdołali ją złamać oznaczał, że od teraz kobieta słuchała się jedynie ich. Miała na bieżąco informować ich o dosłownie wszystkim. Oficjalną wersją dla ojca Eli, było to, iż Hanna została odkryta, lecz zdołała uciec i wróciła do domu. Dostali wiadomość, że mężczyzna był z tego powodu wściekły. Nie chciała powiedzieć jaką wymierzył jej karę.
Trzeciego dnia od powrotu kobiety do domu, Bruno przyszedł do Eli (dzięki Bogu Richard pozwolił jej ostatecznie zostać, pod warunkiem, że będzie miał pokój obok niej mającej oddzielną sypialnię) i podał jej zieloną teczkę na której czarnym markerem wypisane było imię i nazwisko: Gregory Dobrev. Otworzyła ją po dłuższym milczeniu i spojrzała w ciemne oczy swojego ojca. Miał elegancko zaczesane kasztanowe włosy przyprószone lekko siwizna.
Zacisnęła wargi i spojrzała twardo na Bruna.
-Czemu muszę być do niego tak bardzo podobna?- zapytała cicho a jednocześnie wściekle
Bruno usiadł obok niej i zerknął na zdjęcie, potem na nią i znów na zdjęcie.
-Tutaj- wskazał mężczyznę -Widzę mojego wroga, który krzywdzi niewinne osoby.- powiedział po poczym ją objął -A tutaj widzę moją przyszłą żonę i Lunę stada. Nie widzę ani jednego podobieństwa między tymi osobami.
Zamrugała kilka razy powstrzymując łzy.
-Jesteś idiotą.- stwierdziła i przytuliła go
-Cieszę się słysząc to z twoich ust.
Opierając się na nim zaczęła czytać. Na pliku kartek były szczegółowe informacje o nim. Jego wiek, miejsce urodzenia, nawet dane o jego pierwszej dziewczynie. Dowiedziała się, że jej ojciec miał nową partnerkę z którą był w wilkołaczym małżeństwie od trzydziestu lat.
Czyli nawet wtedy, gdy był z jej mamą.
Zaczęło jej być żal swojej rodzicielki. Wściekłość spowodowana jej postawą zaczęła znikać.
-Co tak właściwie mamy zamiar zrobić?- zapytała cicho spoglądając w stronę swojego chłopaka... Y... Narzeczonego
-Wiesz co? Jak na razie przeżyjemy naszą pełnię a potem...- uśmiechnął się -Potem rozszarpimy mu gardło.
-Boję się.- powiedziała -Boję się tam wracać.
-Nie musisz.- zapewnił
-Ale chcę.- zaczęła bawić się guzikiem jego koszuli -Patrzeć na niego z taką nienawiścią, jaką on patrzył na mnie, żeby wiedział jak to jest.
-Będzie wiedział. Możesz mi uwierzyć.
Spojrzała na niego i się uśmiechnęła. Wplotła mu palce we włosy i przyciągnęła do siebie. Pocałowała go z delikatnością, ale Bruno szybko pogłębił tę pieszczotę. Objął ją i przysunął do siebie blisko. Ela w tej chwili poczuła, że może się zmierzyć ze swoim ojcem tu i teraz, bez broni i wsparcia. Poczuła się... Niezwyciężona.
Bruno naparł na nią mocniej i oboje wylądowali na łóżku. Ela się przestraszyła i próbowała odsunąć go od siebie, ale bez skutku. Jeszcze większą panikę wywołało u niej ukłucie w wargę. Poczuła smak swojej krwi.
Odwróciła swoją głowę w bok i naparła na niego rękami.
-Bruno! Przestań!
Gdy na niego spojrzała, okazało się, że jego zielone oczy przybrały złotawy kolor a kły wysunęły się z jego dziąseł.
Zacisnął oczy i przyłożył dłoń do swojego czoła po czym wstał.
-Wybacz.- mruknął i zniknął za drzwiami
Jutro pełnia. Powinna była się tego spodziewać.

Następnego dnia obudziły ją powarkiwania i tłuczone szkło. Zerwała się z łóżka i gdy usłyszała krzyki bez zastanowienia wybiegła z pokoju w piżamie i boso. Wpadła do kuchni, gdzie ujrzała dziewczynę leżącą na ziemi i dwóch mężczyzn szarpiących się w objęciach dwóch innych. Na podłodze leżał zbity talerz i kawałki jedzenia, prawdopodobnie jajecznica.
-Co tu się stało?- powiedziała patrząc na nich ze zdziwieniem
Dziewczyna zerwała się z podłogi i pobiegła w stronę Eli, po czym się za nią schowała. Reszta ją po prostu zignorowała. Jednemu wilkołakowi udało się wyrwać z objęć trzymającego i rzucił się w stronę drugiego. Obnażyli kły i pazury a za nią dziewczyna zaczęła skamleć. Znów rozpoczęto próbę rozdzielenia kłócących się. Ktoś zaczął krwawić i ktoś krzyczał.
Wszystko jednak ucichło, gdy koło nich pojawiła się Ela i złapała obu za ucho, jak matka niesforne dzieci.
-Co tu się dzieje?- powtórzyła patrząc na ich obu
Teraz dopiero ją zauważyli. Wlepili w nią wzrok złotych tęczówek i przez chwilę żaden z nich się nie odezwał.
-Zaatakował moją siostrę.- warknął ten po lewej
Spojrzeli na siebie.
-To moja dziewczyna.- odwarknął drugi -I jej nie zaatakowałem.
-Wyrywała ci się.
-Bo ją łaskotałem.
-Nie pozwoliłem ci jej dotykać.
-Ale twój ojciec tak.
Zderzyli się czołami. W sumie to był akt agresji Eli.
-Po pierwsze ona nie jest rzeczą, byście mogli za nią decydować.- poinformowała ich -Po drugie nawet to nie jest powodem, żebyście reagowali agresją.- puściła ich -A po trzecie sami sobie wymierzcie karę. Sprawiedliwą. I niech któryś tylko mi się sprzeciwi, a sprawa wyląduje u Alfy.
-Wiesz, stara.- usłyszała za sobą głos Troya -Na to trochę za późno.
Odwróciła się a w drzwiach stał wyżej wymieniony wraz z Brunem. Zielonooki opierał się o framugę i patrzył wprost na nią.
-Kontynuuj.- powiedział
W jednej chwili poczerwieniała. Ogarnął ja wstyd i nieśmiałość, jakby została przyłapana na piciu gazowanego napoju podczas choroby.
-Nie chcesz chyba stracić pracy, co?- zapytała z drwiną i ruszyła do drzwi. Przechodząc obok niego przystanęła i poklepała go po ramieniu -Jeszcze by się okazało, że jestem od ciebie lepsza.
Czuła jego wzrok na sobie, gdy szła korytarzem do schodów i potem gdy wspinała się po stopniach.
Przystanęła na piętrze i zamknęła oczy próbując uspokoić rozkołatane nerwy. Z dołu dało się słyszeć głęboki głos Bruno, jednak nie mogła rozszyfrować co mówił. Kiedy skończył mówić, ruszyła znów, tym razem trochę szybciej biorąc po dwa stopnie na raz. Mimo to Bruno i tak ją dogonił, a gdy znalazł się przy niej, złapał za jej koszulkę i pociągnął, by zwolniła.
-Już zaczynasz się rządzić?- zapytał ze śmiechem zerkając w jej oczy
-Musiałam coś zrobić, ty się spóźniłeś.- odparła nadąsana
-Masz rację. Dobrze mieć taką pomocnicę jak ty.
-Nie jestem twoją pomocnicą.- stanęła w połowie piętra i założyła ręce na klatkę piersiową -Powinieneś się cieszyć, że przynajmniej zareagowałam.
-Cieszę się przecież.- wytłumaczył
Zszedł stopień niżej od niej, dzięki czemu ich twarze były prawie na równi -Dziękuję.- uśmiechnął się
Ela uniosła brew i spojrzała na niego sceptycznym wzrokiem.
-Usłyszałaś podziękowania od Alfy. Przydało by się więcej...
Ela przerwała mu łapiąc go za brodę i składając pocałunek na jego ustach. Spojrzała w jego oczy odsuwając się od niego.
-Nie jesteś moim Alfą, tylko chłopakiem. Nie wiem kto ci co mówił, ale to nie to samo.
Odwróciła się na pięcie i ruszyła znów schodami do góry a Bruno ponownie odprowadził ją wzrokiem.

Wieczór przyszedł dość szybko a im bliżej była noc, tym więcej dało słyszeć się kłótni oraz krzyków. Ela siedziała na ogrodowej huśtawce i poruszała się w rytm wiatru czując na sobie setki spojrzeń, chodź prawdopodobnie nikt się na nią nie patrzył. Stwierdziła, że ciągłe ukrywanie się w pokoju źle robi na jej cerę, która zaczęła robić się coraz bledsza. Zaczęła się zastanawiać czy nadal się podoba Brunowi.
A może w ogóle się mu nie podoba a ,,są ze sobą" z przymusu. A jeśli tak naprawdę ona też niczego do niego nie czuje?
Z początku naprawdę nie chciała tutaj być, przyznaje to, ale czy teraz przypadkiem nie jest tu tylko z przyzwyczajenia.
Jak ten syndrom Schwarzeneggera. Znaczy... Ten... Sztokcholmski?
Nie potrafiła określić, czy jej uczucia są prawdziwe czy wymuszone, choć bardzo się starała.
Poczuła dotyk na swoim karku i zesztywniała. Jej myśli zatrzymały się nagle jak samochody na czerwonym świetle a w głowie miała nagle pustkę. Obejrzała się przez ramię i spojrzała na na wysoką brunetkę o zielonych oczach z kropkami złota wokół źrenic.
Jej twarz wydawała się znajoma: okrągła twarz, policzki przyprószone piegami i usta o ciemnym kolorze. Wszystko w niej wyglądało znajomo.
-Wszystko w porządku?- zapytała a między jej brwiami pojawiła się zmarszczka
Ela uniosła brwi i spojrzała przed siebie, po czym znów zerknęła na przybyłą.
-To do mnie?- zapytała głupio
Dziewczyna rozejrzała się dookoła i nie widząc nikogo wokół siebie spojrzała na Elizabeth i wzruszyła ramionami.
-Najwidoczniej.
-Eh?- brunetka zanim odpowiedziała zrobiła długą pauzę -Tak, chyba tak. A o co chodzi?
-Siedzisz tu sama i wyglądasz na przygnębioną.- stwierdziła
-Tak jakoś... Rozmyślam.
-W takim razie się dosiądę.- stwierdziła
Nieznajoma usiadła obok niej na huśtawce i poruszyła ją stopami. Ewidentnie była wyższa od Eli i była bardziej okazała. Czy wszystkie wilkołaczki mają takie wielkie walory? Większe od Eli.
-Chcesz czegoś konkretnego, czy tak sobie przyszłaś?- zapytała
Dziewczyna spojrzała na nią i zrobiła kwaśną minę.
-Przechodziłam, zobaczyłam cię i podeszłam. Tak jakby powinnam ci chyba podziękować... Czy coś.
-W sensie?
-Za rano. Dzięki, że mnie uratowałaś. Mój brat jak się wścieknie jest praktycznie nie do zatrzymania. Myślałam, że zrobi coś mojemu chłopakowi. Znaczy takie na serio ,,coś". Pełnia jest dzisiaj a on i tak na co dzień jest nadopiekuńczy.
Ela słuchała ją z uwagą i uświadomiła sobie skąd ją zna. Uśmiechnęła się lekko, gdy skończyła.
-Nie ma za co. Wstałam dzisiaj lewą nogą, więc miałam na kim się wyżyć.
-Chciałam podziękować ci od razu, ale kiedy za tobą pobiegłam, zdawało się, że zajmowałaś się Alfą.
Elizabeth zmarszczyła brwi w zamyśleniu, o co mogło jej chodzić a potem.pomyślała, że mogła zobaczyć jak całuje Bruna i cała poczerwieniała. Schowała twarz w dłoniach i skuliła się.
-Ale mi wstyd.- przyznała
-Lubię takie reakcje. To znaczy, że ci zależy. Jestem Maia tak z innej beczki.
Podniosła wzrok na nią i przyłożyła dłonie do czerwonych policzków.
-Elizabeth.- odparła
-Ładne imię.
-Dzięki.- odparła cicho -Mieszkasz tu gdzieś?
Maia podkręciła głową.
-Nie. Przyjeżdżam tu od czasu do czasu do chłopaka. Dzisiaj jest pełnia, więc pomyślałam, że kto go nie ustawi do pionu jak nie ja, kiedy coś będzie nie tak.
-Co prawda to prawda.- przytaknęła
-Choć nie za bardzo mi się udało rano. Bez twojej pomocy by się to źle skończyło.
-Powinnaś ich trzymać w oddzielnych klatkach po prostu.- powiedziała Elizabeth i spojrzała na nią -Chyba się nie znoszą.
-I to jak.- zaśmiała się -Wilkołaki są zbyt porywcze. Ale dobrze, że znalazłam sobie za partnera też wilkołaka, bo gdybym wzięła sobie jakiegoś człowieka, myślę że Jerry by go w końcu zjadł.
-Jerry to twój brat, dobrze wnioskuję?
Maia przytaknęła.
-Mój chłopak ma na imię Harry.
-Ale zbieg okoliczności...
-No nie?- Mai zabłyszczały oczy -Zrządzenie losu mówi, że powinni się lubić, ale coś ten los się pomylił.
-Los się zawsze myli.
-Amen.
Siedziały przez krótką chwilę w milczeniu.
-Mam ochotę na kebsa.- powiedziała Maia
-Serio? Ty też?- Ela uniosła brew
-Idziemy?
-Yep.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Aug 29, 2019 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Pokochać? Jak?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz