16.

486 25 3
                                    

Jechali tym razem samochodem, ponieważ było chłodno i zaczął powoli śnieg padać. Bruno chciał jechać na maksimum dozwolonej prędkości, ale szybko został zganiony przez Elizabeth, ponieważ bała się z powodu śliskiej drogi. Nie miał zamiaru się z nią kłócić, tym bardziej, że chciał, żeby dzisiaj to ona się rozluźniła. Odprężyła. Zapomniała o bożym świcie.
Po kilku minutach dojechali pod lodowisko. Zdaje się, że dowiedział się od Troya co lubi robić. Wyobrażała sobie, że nie był zadowolony, gdy się dowiedział, że jego przyjaciel wie o niej więcej niż jej chłopak. Ale nie wykazywał żadnych oznak, że się pokłócili, więc chyba było dobrze, nie?
Bruno zaparkował samochód i chciał wysiąść, ale Elizabeth złapała go za nadgarstek więc się zatrzymał.
-Właśnie sobie coś przypomniałam...
-Co?
-Ostatnio zdarzyła się między nami dziwna przygoda, a ja zapomniałam się o nią ciebie zapytać.
-Mianowicie?
-Czemu kazałeś mi się rozbierać?
-Co? Kiedy?
-Wtedy, gdy zabrałeś mi kamień.
-Nie... Nie kazałem ci się rozbierać... I nic ci nie zabierałem...
-Zabierałeś. Kilka dni temu.
-Nie przypominam sobie.
-Bruno, nie kłam.
-Nie kłamię. Nie wiem nawet o czym mówisz. Nigdy nie kazałem ci się rozbierać. Nie jestem taki.
-Bruno...
-Nie jestem taki. Nie tknąłbym cię bez twojej zgody.
-Ale ty...
-Elizabeth. Nie tknąłbym cię, bez twojej zgody.- powtórzył jak modlitwę
Patrzyła się na niego jeszcze przez chwilę.
Nie wiedziała o co chodzi.
Bruno w sumie też nie wiedział.
Ja wiem.
No i Troy też.
Jako jedyni jesteśmy w pełni poinformowani.
Łoł. Chwila. Bo wy nie wiecie. No dobra. Coś tam spróbuję w treści wyjaśnić.
Wracając: Bruno mówił o swojej niewinności z takim przekonaniem, że Elizabeth zaczęła myśleć, czy przypadkiem jej się to nie przyśniło. To było całkiem możliwe.
-Nie ważne. Przepraszam. Musiało mi się coś wydawać.
-Mam cię nazywać zboczuszkiem? Jak chcesz, to możesz się rozbierać. Nie mam nic przeciwko.
-Siedź cicho.- uderzyła go w ramię
-To ty masz nieczyste myśli.
-Pójdziemy w końcu na to lodowisko?
-Jasne, zboczeńcu.
-Dostaniesz ode mnie.
Zaśmiał się i wysiadł. Okrążył auto i otworzył drzwi by mogła wysiąść. Po tym, jak Bruno zamknął samochód, ruszyli w stronę budynku.

Bruno to niezła spryciula. Chciał ukryć fakt, że nie umie jeździć, zapewnieniem, że zrobił sobie coś w kostkę i doktor Vanderburg nie pozwolił mu przemęczać nogi. Powiedział, że posiedzi w kawiarence obok i popatrzy. Nie dała się zwieźć i wyciągnęła go na lodowisko. Bruno był gorszym uczniem niż Troy, ale nie zamierzała się poddawać. Co chwila hamował lub skręcał.
-Nie bój się. Od upadku na lodzie nie umrzesz. Tylko staraj się lecieć do tyłu, a nie do przodu.
-Nie boję się.- rzekł opierając się o barierkę
-Nawet dzieci umieją lepiej jeździć. Ja za pierwszym razem wywróciłam się sześć razy a za drugim osiem. Nie pobijesz mojego rekordu.
-Nie. Napewno nie.
-To daj mi rękę.- wyciągnęła w jego stronę dłoń, którą po chwili ujął -Ze mną jesteś bezpieczny.- zapewniła
-Możemy ruszyć? To żenujące. Chcę to szybko zakończyć.
Przytaknęła i pociągnęła go lekko. Ruszyli powoli najpierw Ela sama się poruszała, a Bruno był ciągnęty. Potem on załapał rytm i jakoś szło z drobnymi potknięciami. Lecz, tak jak mówiłam, Bruno nie był najlepszym uczniem. W pewnej chwili jakoś... Dziwnie skręcił i pociągnął Elę za sobą. Krzyk uwiązł jej w gardle gdy razem lecieli na lodową powierzchnie. Bruno obiął ją w pasie i przekręcił tak, by na niego upadła, a Elizabet zakryła jego tył głowy, by nie przyrżną o lód.
Oooo... Urocze...
Chronią się nawzajem...
-Boże, Bruno, nic ci nie jest?- zapytała z lekkim przerażeniem
-Nie... Nie jest. Bywało gorzej.
-Nic cię nie boli.
-Boli. Krocze, jak mnie tak kolanem tam gnieciesz.
-Matko, przepraszam!- ogarnęła swoje nogi i wstała
Podniósł się z lodu i rozciągnął.
-Dużo jeszcze razy będziemy mnie kompromitować?- zapytał przecierając oczy
-Póki się nie nauczysz.- powiedziała rozmasowywując miejsce, gdzie jej dłonie dotknęły lodu
-Nauka nigdy nie była moją mocną stroną.
-Daj spokój. Kilka chwil i się nauczysz. Daj łapki.- wyciągnęła do niego ręce
Westchnął, przeczesał włosy i ujął jej dłonie.
-Po pierwszym razie zawsze jest lepiej. Przynajmniej już tak bardzo nie boisz się upadków.- stwierdziła ruszając
-Boję się, że podczas niego zrobię ci krzywdę.
-Przeżyję. Nie jesteś moim pierwszym i zapewne nie ostatnim uczniem. Przyjdą gorsi.
-Nie pocieszaj mnie. Nie umiesz.
-Jesteś dziwnie w złym humorze.- zerknęła na niego
-Wybacz. Jakoś nie czuję się w tej chwili szczęliwy.
-Czemu?
-Nie lubię się uczyć.
-Przepraszam. Potem pójdziemy na gorącą czekoladę... Kupimy sobie ciepłe naleśniki... Zrobimy co tylko będziesz chciał.
-Okej.- westchnął -Ale ty nie będziesz protestować.
-Jeśli zrobisz coś nie tak, to będę miała prawo cię uderzyć?
-Jasne.
-Więc nawet słówkiem nie pisnę.
-No i super.
-Ale masz nie próbować opóźnić naszych lekcji.
-Nie muszę. Już się kończą.- wskazał głową na wielki zegar
Trzy, dwa, jeden...
Wielka szkoda.

Pokochać? Jak?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz