19.

472 23 0
                                    

Nie wróciła do domu Bruna. Richard na to nie pozwolił. Sam Alfa czuł zawód z tego powodu, ale nic nie powiedział. Ważne było, że Elizabeth była bezpieczna. Oczywiście wszyscy opracowywali plan zemsty. Dosłownie. Nawet cała rada, gdy dowiedzieli się, że ich Luna została porwana, a oni nic z tym nie zrobili, nawet, gdy Alfa im tego zabronił. Dlatego po jakimś tygodniu całe stado mówiło tylko o jednym: o walniętym Alfie, który postanowił zabrać ich najcenniejszą rzecz i o zemście. Mówiono o tym, ale tylko między sobą. Nikt nie chciał nieproszonych świadków, dlatego dzieci i kobiety w ciąży o niczym nie wiedzieli. A i niektórzy staruszkowie. I niepełnosprawni, którzy właśnie przechodzili rehabilitację. Reszta: a i owszem. Wszyscy byli zapaleni do obrony swojego honoru. I większość miała ochotę mu wydrapać oczy, wiedzieli jednak, że przywilej morderstwa na sprawcy tego tragicznego czynu należy się tylko i wyłącznie komu? Alfie. Czy ktoś tknie porywacza? O matko... Jak oni by chcieli... Ale nie.
Pewnie spytacie mnie, czy dadzą sobie radę z najpotężniejszą watahą w środkowej Europie, a ja wam powiem, że to całkiem możliwe. Wściekłe stado, to niepokonane stado. A jeśli jeszcze ktoś porwie ich Lunę... Nie jestem pewna, czy Ci drudzy wyjdą cało. Mimo, że niektórzy z nich nie mieli jeszcze... Tak na serio swojej Luny, to czuli to wszystko co powinni, jeśli chodzi o potrzebę ochrony honoru. I Luny. Taka była prawda.
Możecie się spodziewać niezłej rozruby. A ja to wszystko będę musiała dla was opisać. Ich genialny plan zniszczenia jego stada i pokonania go. Fajnie, nie?
Ale wróćmy do tu i teraz. Jeśli chodzi o Bruna i Elizabeth... Muszę wam powiedzieć, że pełnia znów się zbliżała wielkimi krokami. Bruno bardzo się martwił a Elizabeth przez większość dnia i nocy spała, więc nie miała czasu na zmartwienie się. Potrzebowała snu, by szybciej zregenerować ciało. Wychodziło jej to. Już połowa obrażeń zniknęła. Mimo, iż wszyscy się cieszyli, to jednak także się martwili.
No bo Bruna do niej ciągnęło jak metal do magnezu.
A niedługo pełnia...
No i... Cóż... Nie byli pewni, czy to dobrze się skończy.
Bądźmy ze sobą szczerzy. Nie bez powodu Bruno był Alfą. Nie bez powodu wszyscy się go bali. No... Nie tyle jego, co wilka, który w nim siedział i szarpał jego emocjami.
Jego wilk był nieobliczalny i nieprzewidywalny. A taki wilk jest najniebezpieczniejszy.
Zatem, by chronić Elizabeth, Troy i Richard mieli odmienne sposoby przekonywania drugiej osobowości Bruna do nie krzywdzenia dziewczyny.
Jej wujek stosował metodę ,,Im więcej z nią siedzisz, tym bardziej Ci się ona nudzi". Nie za bardzo podobało mu się to, co wymyślił, ale czy miał inne wyjście?
Także w pokoju Elizabeth, na jej biurku pośród książek i zeszytów leżały papiery całej watahy i telefon, który prawie bez przerwy dzwonił. Koło jej łóżka stało posłanie, które bądźmy szerzy, nie było używane. W jej szafie było kilka półek z męskimi ubraniami.
Efekt planu był jednak odwrotny, bo Bruno z każdym dniem był coraz bardziej swobodny i pozwalał sobie na więcej.
Pewnego dnia Richard przyłapał go, jak całował się z jego siostrzenicą, która siedziała na jego kolanach. Alfa wtedy nie jadł przez kolejne dwa dni, a drzwi do pokoju Eli nadal są otwarte.
Troy stosował metodę ,,Co mnie nie zabije, to jemu pomoże", mianowicie siadał z Brunem sam na sam w jakimś pomieszczeniu dwa razy dziennie, wkurzał go do tego stopnia, że wilk jego przyjaciela przejmował kontrolę a potem przekupywał go jedzeniem, zanim ten się na niego rzuci i rozszarpie mu gardło. Gdy wilk jadł wielkie kawały mięsa, on siedział i mówił do niego. Czasem o Elizabeth, czasem o Brunie, a czasem o ich związku i relacjach. To trochę pomagało.
I gdy Troy go uspokajał rozmową, Richard nakręcał go tym, że cały czas z nią siedzi, by potem znów się uspokajał, przy Troyu. I tak zatoczyli błędne koło, o którym nie wiedzieli.
Pewnego dnia, Elizabeth nie mogła spać. Siedziała na łóżku wsłuchując się w krople deszczu bijące w szybę a Bruno siedział przy biurku i uzupełniał papiery, co chwila na nią zerkając.
Z samego rana była między nimi cisza. Nie odzywali się do siebie słowem. Dopiero gdy burza rozszalała się do tego stopnia, że jeden z piorunów trafił gdzieś w przewody elektryczne i stracili prąd w całym bloku. Wtedy to Elizabeth było zimno i pożyczyła bluzę Bruna, co ten od razu skomentował żarcikiem. Wedy ona się uśmiechnęła zakładając bluzę.
-Zjeżdżaj.- powiedziała
-Chcesz, żebym tu był, więc nigdzie nie idę.- skomentował
-Wolałabym żebyś sobie poszedł, bo jak na razie siedzisz tylko w tych papierach.
-Zazdrosna jesteś?
-O co?- zapytała
-O moją pracę.- uniósł brew
-Chciałbyś.- prychnęła -Nie mogę być zazdrosna o coś tak nudnego.
Uśmiechnął się.
-Na pewno?
-Na pewno.- usiadła na łóżku
-I tak ci nie wierzę.- szepnął
-To nie wierz.- odpowiedziała podobnym tonem
Wpatrywał się w nią dłuższą chwilę, po czym znów odezwał się cicho:
-Dasz buzi?
Już miała odpowiedzieć, gdy mieszkanie wypełniły wibracje męskiego głosu.
-Nie da.
Elizabeth zdziwiło to, iż usłyszał to z kilku metrów.
-Nie powinieneś być teraz w pracy, Richard?- odezwał się Bruno
-Mam wolne.-odparł mu
-Wujku! Nie podsłuchuj!- skarciła go Ela
-Ja was tylko pilnuję.
-W takim razie zamknę drzwi!
-Nawet się nie waż.
-To daj nam trochę prywatności. Jesteśmy parą!- krzyknęła pełna złości
-Nie w mojej obecności.
Wydęła policzki i wpatrywała się groźnie wejście, dopóki się nie uspokoiła. Wtedy to przeniosła wzrok na wilkołaka, który uśmiechał się do niej prowokująco z satysfakcją wpisaną na twarzy.
-Jesteśmy PARĄ, powiadasz?- ułożył głowę na dłoni
-A nie? Z tego co pamiętam, to sam mnie o to zapytałeś.
-Zapytałem. A ty się zgodziłaś.
-No to w czym problem?
-W niczym.- przyznał
Wstał i ruszył w jej stronę. Rzuciła mu zdziwione spojrzenie, gdy usiadł obok niej na łóżku.
-Nie chcesz się ogrzać w ramionach swojego chłopaka?- wyciągnął do niej ręce
-Nie chce!- odpowiedział za nią Richard
-Wujku!
Zerwała się z łóżka i ruszyła do jego sypialni, gdzie siedział na łóżku i ,,czytał" gazetę. Stanęła w progu zakładając ręce na biodra.
-Co?- zapytał nie podnosząc wzroku
Podeszła do niego i wyrwała mu przedmiot z dłoni.
-Masz teraz wstać, założyć buty i szukać przestępców, jak na policjanta przystało.
-Niby czemu?- warknął
-Bo ja tak mówię.
Złapała go za ręce i zaczęła wyprowadzać go z mieszkania.
- Gwałciciele, złodzieje, mordercy. Wszyscy czekają na twoją twardą rękę sprawiedliwości.
-Jednego mam w domu!- krzyknął tak, by Bruno usłyszał
-Miło mi.- odpowiedział mu
-Uratuj bezbronne dziewice, biedne sieroty i zrozpaczone wdowy.- włożyła mu buty w ręce przy wyjściu -Uszczęśliw je.- wypchnęła go za drzwi -Los całego świata leży w twoich rękach.- zamknęła je -Nie zawiedź ludzkości!- krzyknęła na odchodne
Wróciła do swojego pokoju i znów wydęła policzki.
-Nieźle to załatwiłaś.- przyznał
Wzruszyła ramionami i usiadła obok niego.
-Drugiej szansy może nie będzie.
-Na co?
-Na buziaka.
-Serio? Miałam nadzieję na coś bardziej kreatywnego.
-Na przykład?
-Nie wiem... Skoczyć z okna i się nie zabić, czy coś.
-Ja przeżyję, a ty?
-Nie wiem, szczerze mówiąc.
-Ryzyko jest warte?- zapytał i podniósł ją po czym posadził sobie na kolanach
-Nie wiem, a jest?
-Chyba nie.- stwierdził po czym bezceremonialnie złożył pocałunek na jej ustach
Zdziwiona szarpnęła się w pierwszej chwili ale się opanowała i obięła go za kark. Pocałunek nie trwał długo, bo Bruno się pierwszy odsunął i spojrzał na jej usta. Złapał ją za brodę i uchylił jej dolną szczękę. Oblizał powoli górną wargę, gdy zaczęła się czerwienić.
-Tęsknię za twoim kolczykiem.- stwierdził -Gdzie on jest?
-Nie wiem. Zgubiłam go.- wzruszyła ramionami
-Nie masz zapasowego?
-Chyba nie...
-Co znaczy ,,chyba"?
-No bo kiedyś miałam, ale nie wiem gdzie on teraz jest.
-W takim razie Ci kupię.
-Nie, nie. Poradzę sobie. Mam pieniądze.
-Ale ty nie masz tu nic do gadania, pysiaczku.
Odsunęła jego twarz dłonią.
-Nie mów tak do mnie.- zażądała
-To wolisz ,,kochanie''?
-Nie. ,,Ela".
-Daj spokój. Musisz dostać ode mnie słodkie przezwisko.
-Nie muszę.
-Musisz.
Spojrzała na niego.
-Jesteś nieznośny.
-W jakim sensie?- uśmiechnął się
-Osobowość ci się zmieniła.
-Jak się zmieniła.
-Tak, że zaczynasz mnie denerwować.
-Naprawdę?- uśmiechnął się -A denerwuję cię tym?- uniósł dłoń na wysokość jej oczu, w której znajdował się czerwony kamień
Dotknęła swojego biodra i ogarnęło ją przerażenie. Złapała go za dłoń, a gdy nie udało jej się wyjąć pożądanego przedmiotu spomiędzy jego palców, spojrzała na niego wściekle.
-Oddaj.- zażądała
-Nie. Lubię cię denerwować.
Uniosła jedną brew do góry.
-Pod jednym warunkiem.
-Jakim?
-Lubię szczeniaki, szczególnie te, które są tobą.
-Nie. Nie, nie, nie, nie, nie. Nie.
-W takim razie go wyrzucę.- stwierdził
-Nie odważysz się.
-Nie?
Zacisnął kamień w dłoni i zdjął ją ze swoich kolan. Wstał i przeciągnął się, gdy ona złapała go za rękę.
-Bruno!
Ziewnął i ruszył w stronę okna, po czym je otworzył. Odetchnął głęboko i cofnął się kilka kroków.
-To będzie wspaniały rzut.
Przyjął pozę basebollisty i zamachnął się. W tym czasie Elizabeth próbowała za nim ruszyć, ale całe ciało zaczęło ją mrowić. Czuła, jak się zmienia. Pierwszy raz jej przemiana była tak wyraźna, więc na początku była przestraszona, bo nie wiedziała, co się dzieje. Gdy spojrzała na Bruna, by prosić go o pomoc, poczuła napływ niezdrowej wściekłości i rzuciła się w jego stronę. Powaliła go na ziemię warcząc w jego zdziwioną twarz. Przedmiot całego zajścia wypadł mu z ręki i kilka razy odbił się od posadzki, by wślizgnąć się zgrabnie pod jej szafkę. Przeniosła wzrok na niego. Jego wyraz zmienił się na dumny. Uśmiechnął się do niej idealnymi zębami i przejechał dłonią po jej łbie oraz szyi, po czym uniósł głowę, żeby wetknąć nos w jej sierść.
No. Ciekawe w co się tym razem przemieniła.
Zaciągnął się jej zapachem, co wydało jej się wyjątkowo na miejscu.
-Przez całe swoje nadnaturalne życie nie widziałem piękniejszego wilka.- szepnął cicho
Nie miała zielonego pojęcia jak się zachować, więc po prostu na niego warknęła.
Plus jakiś był.
Już wiedziała, czym teraz jest.
-Nie bądź taka nieprzystępna.
Sapnęła na niego i ruszyła w stronę mebla, pod którym leżał magiczny przedmiot. Zaczęła obwąchiwać podłogę obok niego.
-Mam wyciągnąć moją tajną broń?
Zignorowała go i spróbowała wygrzebać kamień łapą, ale była za gruba. Nie chciała się poddawać. Nie wiedziała ile ta przemiana może trzymać, a chciałaby być człowiekiem, gdy ktoś zapuka do jej drzwi. Nachyliła łeb.
Poczuła, jak Bruno łapie jej ogon, więc odwróciła się w jego stronę gotowa pożreć go w trzy sekundy, ale od razu zbladła, jak tylko szary wilk może i aż usiadła.
Wypuścił jej ogon z zębów i zbliżył się do niej wolno, by zaznaczyć swoją pozycję w tym miejscu. Gdy usiadł obok niej, mogła stwierdzić, że był od niej o co najmniej dziesięć centymetrów wyższy a jego sierść o wiele bardziej czarna, niżby się tego spodziewała a oczy zbyt jasne. Była w szoku. W wielkim szoku.
Wystawił mokry jęzor i przejechał nim po jej policzku, po czym zbliżył się jeszcze troszkę by wtulić jej łeb swoją szyję, kładąc na nim swoją brodę. Trwało to dość krótko, puki Ela się nie otrząsnęła i nie wyswobodziła się z jego osoby. Bruno ukazał kły w zdenerwowaniu, ale nie warknął. Oczywiście w przeciwieństwie do Elizabeth, która okazała swoje niezadowolenie, gdy ten próbował się zbliżyć. Wyglądał na wściekłego. I taki był. Najeżył się cały i wydał z siebie groźny pomruk.
Ela nie miała zamiaru się mu poddać i odpowiedziała mu tym samym. Wtedy użył swojej ostatecznej broni.
Warku Alfy.
Ugięły się pod nią łapy, przez co wylądowała na podłodze. Zaszedł ją od tyłu i położył się na niej. Ukrył łeb w jej sierść i zasnął.
Teraz błagała siebie samą, by przemienić się w coś małego, ale jej przemiany nigdy się jej nie słuchają. I tym razem tak było. Stłumiła wściekłość rosnącą w jej gardle i spróbowała się wywiercić, ale był za ciężki. A poza tym poczuł to i warknął jej do ucha. Odetchnęła głęboko czując, jak zaczyna się wiercić. Gdy się uspokoił wyciągnęła łapię przed siebie i właśnie wtedy zobaczyła, że nie ma już łapy, tylko dłonie. Uśmiechnęła się i spróbowała wysunąć ręce pod szafkę. Okazało się, że może tam pokierować tylko swoje palce, ale to w zupełności wystarczyło i po chwili wyciągnęła przedmiot.
Połowa sukcesu.
Teraz jak się spod niego wygramolić, żeby się nie obudził i nie widział jej nago?
Teraz i tak nie czuła pozytywnych emocji, leżąc tak z kilkudziesięcio kilowym wilkiem na plecach.
Przeszedł ją zimny dreszcz i to był jej błąd, bo Bruno instynktownie przykrył ją całą swoim cielskiem.
Znieruchomiała przerażona i zaczęła się zastanawiać, co teraz ma zrobić.
Nie zgadniecie co.
Ktoś wszedł do mieszkania.
Ela w pierwszej chwili była zszokowana do tego stopnia, że przestała oddychać. Zacisnęła dłonie na panelach podłogi.
Wtedy to Bruno się poruszył. Uniósł łeb i wetknął go w jej szyję, by kilka razy zaciągnąć się jej zapachem.
Spojrzała na niego wściekłe.
Przecież wujek ich wypatroszy i zabije, jak ich tak zobaczy.
Ciężkie kroki ruszyły wgłąb mieszkania.
Bruno jakby dopiero to usłyszał, znieruchomiał i zaczął nasłuchiwać. Gdy kroki rozległy się pod drzwiami, zawarczał. Elizabeth zacisnęła mu pysk dłonią a serce jej waliło jak oszalałe.
Kroki się zatrzymały pod jej pokojem.
W środku krzyczała na to wielkie cielsko i biła go pięściami po pysku, ale na zewnątrz leżała nieruchomo.
Ktoś zapukał do pokoju, przez co nabrała gwałtownie powietrza.
-Ela? Jesteś tam?- odezwał się Troy
Nie była pewna, czy jej ulżyło.
-Tak!- odpowiedziała
Gdyby się nie odezwała, prawdopodobnie by wszedł.
-Wszystko w porządku?
-Oczywiście!- powiedziała radośnie
Bruno trącił ją zimnym nosem po nagim ramieniu, przez co zadrżała.
-Dziwnie się zachowujesz...- powiedział -Napewno wszystko w porządku?
-Tak! Po prostu się przebieram, a ty stoisz pod moimi drzwiami! To niezbyt przyjemne!
-No ale zdajesz sobie sprawę, że widziałem wiele? Nawet ciała seksownych gwiazd porno?
-Nie obchodzi mnie to! Ja jestem cnotką, więc możesz wyjść z mojego mieszkania... Nie wiem, pójść do sklepu i kupić mi czekoladę?
-Tak na serio to jestem tu ze względu na Bruna... Chwila... Nie ma go tam?
-Nie!- zaprzeczyła od razu
-Serio?- w jego głosie słychać było rozbawienie -Wchodzę!
-Nie! Troy!
Drzwi zaczęły się otwierać. Bruno czując zagrożenie zerwał się i ruszył w stronę napastnika.
Zdziwiony Troy został przygnieciony do podłoża i starał się okazać tylko wyłącznie uległość.
A Elizabeth rzuciła się do swoich ubrań. Najpierw się oczywiście ubrała, potem syciła się widokiem przerażonego Troya a dopiero po kilku minutach zareagowała.
Złapała Bruna wokół szyi i zaczęła go odciągać.
-Bruno! Przestań! Dostał już nauczkę! Bruno!- krzyczała przy tym
Wilk poszarpał rękaw mężczyzny, po czym odpuścił. Odskoczył od niego, przez co Ela się przewróciła na plecy i zaczął krążyć po pokoju jak zwierzę w klatce.
Elizabeth usiadła, gotowa znów bronić tego nieudacznika przed rozwścieczonych Alfą. Bruno podszedł do niej i umieścił się pod jej lewą ręką i oddychał niespokojnie powarkując cicho.
Troy leżał dłuższą chwilę oszołomiony, po czym podniósł się na łokciach. Wyglądał, jakby wrócił z wojny i miał przerażenie wypisane na twarzy.
-Co to było!?- krzyknął i odsunął się, bo Bruno zareagował agresją na podniesiony głos
-Mówiłam Ci, żebyś nie wchodził.- powiedziała przez zaciśnięte zęby
-To by się nie stało, gdybyś zamknęła drzwi na zamek.
-To by się nie stało, gdybyś przestał wtykać nosa w nasze sprawy!- warknęła, co zwtórował Bruno
-Nie wiedziałem, że siedzisz z nim... O tak!
-A jak? Jak ten idiota nie potrafi się kontrolować?
-Nie wiem!
Tym razem Bruno zrobił krok w jego stronę, ale wrócił na miejsce, gdy Ela pociągnęła go za sierść.
-Jak to możliwe, że on się ciebie słucha?- zapytał znów się odsuwając
-Bo lubi mnie bardziej od ciebie.- pokazała mu język
-Oznaczył cię? Pokaż!- przysunął się do niej
Bruno ruszył w jego stronę, ale Ela przyciągnęła jego łeb do klatki piersiowej i zaczęła go głaskać.
-Nie zabijaj go.- powiedziała bardzo cicho -Nie odbieraj mi tej przyjemności.
Umościł się na jej nogach i zaczął się uspokajać.
-Lepiej sobie pójdę.- stwierdził mądrze
-Lepiej sobie pójdź.- zgodziła się
-Wrócę później.- zaczął powoli wstawać, by nie prowokować Bruna
-Nie zapomnij o czekoladzie na przeprosiny.- spojrzała na niego
-Oczywiście.- i wybiegł
Bruno tylko się za nim obejrzał, ale od razu wrócił do dawnej pozycji, gdy Ela pocałowała go czule w łeb.
-Może być głodny po przemianie.
Powiedział Troy wychylając się zza progu. Położył na podłodze papierową torbę i popchnął ją w ich stronę, a ona ślizgnęła się i zatrzymała obok kolana Eli. Bruno obwąchał ją całą i położył się znów na kolanach dziewczyny. Prowokator całego zajścia uśmiechnął się, jakby był dumny ze swojego syna i wyszedł z domu na dobre.
Podniósł łeb i obwąchał jej twarz po czym ją polizał.
-Fu!- krzyknęła i wytarła twarz rękawem bluzy
Kiedy spojrzała na Bruna, on siedział i się na nią patrzył, a jego ogon merdał radośnie.
-Już się tak nie ciesz. Następnym razem cię wykastruję.- pogroziła mu palcem
Bruno go powąchał i polizał, co Ela skwitowała skrzywioną miną.
-Chcę wstać.- powiedziała próbując się podnieść
Bruno skoczył na nią, przez co przewróciła się i z jakiś przyczyn znalazła się na brzuchu. On zaczął ją obwąchiwać, a gdy znalazł jej czuły punkt, gdzie miała łaskotki, skupił się na tym miejscu i torturował ją tak około pięciu minut, aż nie zaczęła płakać i bardziej stękać, niż się śmiać. Wtedy odsunął się, pokręcił chwilę, znalazł sobie miejsce, położył się i usnął.
Ela nie wstała obserwując go, a gdy odpoczęła, ruszyła do kuchni i z podarunku od Troya zaczęła przygotowywać danie. Nie za bardzo wiedziała, co to jest, gdyż nie było to podpisane, więc po prostu zaczęła improwizować. Nie była pewna, czy dobrze je przygotowywuje, ale czuła satysfakcję, gdy zapach przyciągnął Bruna do kuchni.
Znaczy, nie koniecznie była zadowolona z faktu, że zobaczyła go nagiego. Od momentu jego zaśnięcia do momentu jego przyjścia minęło około sześć godzin.
Siadł przy stole i skulił się łapiąc się za brzuch.
-Głodny jestem.- warknął
-Wiem.- odpowiedziała sprawdzając, czy wielki kawał mięsa jest gotowy -Jeszcze minuta.- stwierdziła przygotowywując talerz i sztućce
-Jestem głodny teraz, a nie za minutę.
-Rozumiem.- stwierdziła i ruszyła do swojego pokoju
Wróciła z puchatym kocem w ręce, którym przykryła nagiego Bruna.
-Co ty robisz?- warknął ostrzegawczo patrząc na nią jednym okiem
-Trochę dziwnie się czuję z nagim mężczyzną w jednym pomieszczeniu.
Poklepała go po ramieniu i ruszyła, by przygotować jedzenie. Gdy talerz pojawił się przed nim, zaczął go jeść palcami, nie zważając na bałagan, który robił wokół siebie. Na końcu beknął, przez co dostał od Eli po głowie.
-Co się mówi?- warknęła nieprzyjaźnie
-Nie bij mnie.
-Mam cię nauczyć kultury? Widzisz jaki burdel zrobiłeś?- sapnęła zdenerwowana i zaczęła po nim sprzątać
-Nie moja wina.- ziewnął
-A czyja? Moja?
-Może.
-Stajesz się bipolarny. Twoja ostatnia faza to agresja? Wtedy się do mnie nie zbliżaj.- zarządała
-Czemu?- położył głowę na stole
-No nie nam zamiaru chodzić z siniakami.
-Nie będzie tak źle.
-Dopiero wróciłam od stada, które dopiero miało pełnię. Chyba wiem, co będzie dobrze, a co źle.
Podeszła do stołu by zabrać brudny talerz, lecz zanim to zrobiła, Bruno złapał ją w pasie i przyciągnął na swoje kolana.
-Tym razem będę cię chronić.- obiecał
-Masz brudne ręce. Nie wycieraj się o mnie.- zaczęła go odpychać
-Jesteś tylko moja. Nic ci się nie stanie.- złapał jej nadgarstki w rękę
-Nie obiecuj czegoś, czego nie będziesz mógł wykonać.
-Będę. Jeśli wcześniej cię oznaczę.
Spojrzała na niego zszokowana.
-No chyba cię pogrzało!

Pokochać? Jak?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz