14.

522 22 0
                                    

Spędziła mile czas w domu Troya. Trochę porozmawiali, trochę się pośmiali... Znaczy do czasu, gdy drzwi otworzyły się z łomotem a do środka wszedł Bruno. Szybkim krokiem dotarł do kuchni i zobaczył Elizabet siedzącą na blacie i Troya stojącego przy oknie. Mimo, że znajdowali się od siebie jakieś... Cztery metry, Bruno zdążył coś sobie ubzdurać.
-Co ty tu robisz!?- warknął do niej ze zdenerwowaniem
-Chciałam pogadać z Troyem.- powiedziała cicho
-Przecież się pokłóciliście! Nie nabierzecie mnie! Co tu się dzieje!?
-Spokojnie.- powiedziała do niego -Wszystko Ci wytłumaczymy, tylko się uspokój.
Troy stał nie wydając żadnego dźwięku. Teraz wszystkie swoje nadzieje pokładał w dziewczynie. Jeśli ona go nie uspokoi, to on tylko pogorszy sprawę. Jeszcze chciał chodzić o własnych siłach.
-Jakie uspokój!? Czemu cię nie ma w pokoju!?
Teraz ją szlak jasny trafił. Zacisnęła pięści.
-Kto ci pozwolił ją tu zabierać!?- zwrócił się do Troya -Z tego co ja wiem, to jest moja Luna!- wskazał na Elizabeth -Nie twoja! Jak śmiałeś jej dotykać!?
Troy skulił się pod wściekłym wzrokiem Bruna. Ah... Mógł mu o wszystkim powiedzieć... Teraz tego żałował.
Teraz stało się coś niespodziewanego. Bruno zaczął krwawić z wargi. Złapał się za ranę i spojrzał na Elizabeth, która nadal stała z zaciśniętą pięścią. Wyrwany z bezwzględnej wściekłości Bruno, czuł się oszołomiony. Elizabeth przetarła bolące knykcie i spojrzała za siebie na Troya.
-Wyjdź stąd na chwilę.- poprosiła równie wściekła, co przed chwilą Bruno
Ale Troy nie potrafił się ruszyć. Większość wilkołaków panicznie bała się jednej rzeczy. I to nie było ani srebro, ani ludzie. To był ich Alfa. Nawet gdyby teraz Bruno krzyknąłby: ,,Wypieprzaj!" albo coś bardziej niemiłego, nadal bałby się ruszyć.
Elizabeth licząc, że Troy zrobi to, o co poprosiła, od razu po wypowiedzeniu tych słów do Troya zwróciła się do Bruna.
-Co ty sobie w ogóle wyobrażasz?- jej głos był cichy, ale przepełniony bezwględną nienawiścią do reszty świata -To, że jesteś tutaj Alfą, nie znaczy, że możesz wpadać do kogo chcesz i robić mu raban w domu bez powodu.
-Bez powodu?- przerwał jej
-Zamknij się! Ja teraz mówię!- jej opanowanie szybko odeszło w las -Siedzę w tym pieprzonym domu i kursuję z naszego pokoju do twojego gabinetu. W tą i z powrotem. Jakbym jeszcze tego chciała! Miałam się tu nie czuć jak więzień! A ty nawet nie raczyłeś mnie przedstawić z jakimkolwiek członkiem stada, nie licząc Troya. Jak sobie wziąłeś mnie na żonę, to może zacznij się mną zajmować! Jestem kobietą, do cholery jasnej! Potrzebuję opieki mężczyzny! Trochę uwagi! Rozmowy! Troy potrafi mi to zapewnić! A ty siedzisz całymi dniami w swoim gabinecie i nawet nosa nie wychylisz z niego, chyba że zrobię coś złego! Albo czegoś nie zrobię! A tak to siedzę w tych pieprzonych, czterech ścianach i czekam na to, aż mój piękny i mądry książę wróci do mnie!
-Przecież możesz wychodzić z domu! Kto ci broni!?
-Ty! Tu! Teraz!
-Bo przyszłaś tu do niego!- wskazał na Troya
-Do twojego najlepszego przyjaciela, za którego mógłbyś oddać życie i ufasz mu bezgranicznie!? Mówimy o tym samym Troyu!?
Warknął i złapał ją na ramiona boleśnie wbijając się palcami w jej skórę.
-Skąd mogę mieć pewność, że nie macie romansu?- wysyczał jej w twarz
-Hym... No nie wiem... Bo to twój najlepszy przyjaciel i by cię nie zdradził? Boi się ciebie i woli nie narażać się na twój gniew? O, a może dlatego, że gdybym miała z nim romans, to dawno bym cię zostawiła? Nie, może dlatego, że... Zależy nam na tobie i nie zrobilibyśmy ci tego! Uspokuj się! Jak nie masz zamiaru mi ufać, to po co mnie tu trzymasz!? Żebym była jakąś twoją zabawką, którą wrzucisz, kiedy ci się znudzę?
Przez chwilę patrzył się w jej oczy i jakby próbował coś zrobić, ale tylko podniósł wzrok i spojrzał na Troya.
-Wypad.- rozkazał
Mężczyzna wzdrygnął się i spojrzał na niego z przerażeniem.
-Troy, proszę.- dodała Luna
Nie protestował. Wyminął ich szerokim łukiem i wyszedł. Bruno spojrzał na Elizabeth i się wyprostował. Patrzył na nią przez chwilę i zaczął chodzić po pomieszczeniu jak zwierzę w zamknięciu warcząc cicho do siebie pod nosem. W pewnej chwili staną, spojrzał na nią i otworzył usta, żeby coś powiedzieć, potem znowu ruszył. Po kilku minutach jej się to znudziło. Przewróciła oczami i założyła rękę na biodro.
-Wyksztusisz to w końcu?- zapytała podążając za nim wzrokiem
Zatrzymał się i podszedł do niej.
-Zaświadczasz mi swoim życiem, że nie masz z nim romansu?
-Swoim, wujka, twoim, Troya. Kogo chcesz. Mówię Ci to szczerze i z serca: nie zdradzam cię z Troyem ani z każdym innym mężczyzną, czy kobietą chodzącą po tej planecie. Jesteś sukinsynem, ale ja mam swoją godność.
Patrzył na nią przez dłuższy moment, po czym przetarł oczy.
-Nie musisz mnie przepraszać.- wtrąciła -Ale Troya możesz. Narobiłeś mu rabanu w jego własnym domu.
-On to rozumie.- odrzekł
-Ale wypada przeprosić. Przecież on nie będzie Ci wybaczał każdych głupich wybryków. Wszystko ma swój koniec, wliczając w to cierpliwość.
-Nie wypada Alfie...
-Byś odłożył swoją dumę na bok i zrobił to, co do przyjaciela należy.- uniosła brwi -W końcu prawdziwego przyjaciela ma się jednego.
Odwrócił wzrok na chwilę i wpatrzył się w okno.
-Nie będzie znosił twoich durnych humorków, bo ty możesz a on musi. Zostanie przy tobie, bo to twój przyjaciel, ale w pewnym momencie puści. Puści i przywali ci tak mocno w mordę, że się opamiętasz. Mocniej niż ja.
Zacisnął usta w wąską linię, aż mu zbielały.
-On cię traktuje jak przyjaciela. Ty też to rób. Z czystej wierności. Oczywiście, do niczego cię nie zmuszam. Jestem tylko marną, samotną kobietą, która nigdy nie miała przyjaciół, więc nie może ci dawać jakiś życiowych rad. Moje słowo się nie liczy a ty postąpisz tak, jak chcesz.
Przeniósł na nią wzrok swoich jasnych tęczówek i rozluźnił mięśnie. Uznał, że należy jej się jakaś nagroda. W końcu... Gadała z sensem.
Uniósł dłoń u położył ją na jej głowie. Pogłaskał ją po włosach.
-Czuję się jak pies, ale rozumiem, że to miała być nagroda, więc dzięki.- uśmiechnęła się -A teraz idź, wspieraj i ulepszaj męską solidarność, i go przeproś.
Złapała go za nadgarstek i zdięła jego dłoń ze swojej głowy.
-Tylko nie pokłóć się znów z nim.- poprosiła -Bo jak Troy chce, to umie dowalić, ale tego nie pokazuje a ja nie chcę cię stąd wywozić na sygnale. Ani teraz, ani nigdy.
Spojrzał na nią i marszczył brwi. Już miał zaprotestować, że przecież to on jest silniejszy, jest Alfą itp. Ale ona już go wypchnęła z kuchni. Był zmuszony go poszukać.
Sprawdził kilka pokoi, ale znalazł go przed domem. Weranda zaskrzypiała gdy na nią wszedł i to właśnie zwróciło uwagę wilkołaka. Spojrzał na niego i opuścił wzrok. Westchnął i podszedł do niego. Położył mu rękę na ramieniu. W sumie... Jeszcze nigdy nie przepraszał tak na serio. Co teraz... Em... Chyba trzeba go przytulić, czy coś. Zamknął go w silnym męskim uścisku. Troy stał sparaliżowany, gdy Bruno klepał go po plecach.
-Sorry.- mruknął trochę niezrozumiale, ale to nie był problem dla supersłuchu Troya
-Nic się nie stało.- uśmiechnął się i także go przytulił
Klepali się dobre dziesięć minut, po czym odsunęli od siebie. Troy uśmiechał się jak mysz do sera a Bruno próbował udawać, że nic się nie stało, ale w końcu ta bariera puściła i sam się uśmiechnął. Lekko. Niezauważalnie.
-Zaczynam ją coraz bardziej lubić.- odezwał się brunet i spotkał się ze wściekłym wzrokiem szatyna, przez co tego pożałowała
Ale Bruno po chwili się uspokoił i tylko poklepał go po ramieniu.
-Ja też.- przyznał
Ruszyli spowrotem do domu.
W tym czasie Emily puściła swoje wszystkie uczucia i zdążyła się trzy razy przemienić. Najpierw w karalucha, a potem w jaszczórkę, a z tego w motyla. Gdy wróciła do ludzkiej formy, co zrobiła jedynie siłą woli (co znaczy, że robiła postępy) była tak zmęczona, że musiała usiąść i zasnęła z głową na stole.
Gdy weszli do kuchni zdziwił ich widok śpiącej kobiety, ale po chwili Bruno tylko się uśmiechnął na ten przeuroczy widok i przerzucił ją sobie przez ramię, jak worek ziemniaków. Trzeba zaszpanować, jeśli ktoś z watachy go zobaczy wracającego do domu, że ma nad nią kontrolę.
Powiedzieć wam coś w sekrecie? Przed tym, zrobił jej zdjęcie. Kolekcjonował jej słodkie zdięcia. Udało mu się wyciągnąć od Troya, nawet te, przez które Elizabeth się na niego obraziła. On nie miał jakiś przeszkód, w przekazaniu tych intymnych materiałów Alfie, ale potem musiał je na dobre skasować z telefonu.
Bruno pożegnał się szybko z Troyem i wyszedł. Wracając spowrotem miną grupkę młodzieży, którą Elizabeth miała zaszczyt już spotkać, a gdy oni ujrzeli tą zabawną scenę, nie tyle co się zaśmiali, o ile potwornie przestraszyli. Chyba zapomnieli jak wygląda ich Luna, bo niektórzy zakładali się, że odbiją ją Troyowi. Tu, ludzka dziewczyna była jak dziewica po czterdziestce. Niespotykana.
Do sypialni dosłownie wbiegł, skacząc po cztery stopnie po schodach. W pokoju delikatnie ułożył ją na łóżku i przykrył kołdrą. Wyglądała na prawdę uroczo. Chciałby z nią jeszcze chwilę poleżeć, ale wiedział, że ma pracę.
I miał dylemat.
Praca.
Elizabeth.
Praca.
Elizabeth.
Praca?
Elizabeth?
Co jest bardziej przyjemniejsze?
Elizabeth.
Postanowione.
Odchylił materiał, który przykrywał dziewczynę i wgramolił się do niej. Obiął jej ciepłe ciało swoim dużym, umięśnionym i męskim ramieniem i przymknął oczy.
Zastanawiał się, jak to możliwe, że Ela miała taki dziwny zapach. Pachniała trochę śniegiem i świeżym powietrzem. Ogólnie taką świeżością, którą czuje się tylko z rana.
Pomyślał, że w sumie fajnie było czuć jakąś ciepłą istotę przy sobie. To dawało świadomość, że nie jesteś sam, że na świecie jest jeszcze człowiek, którego ciepło będziesz czuć, kładąc się obok niego. Zawsze. Codziennie. Dzień w dzień. Uzależniające ciepło. Tylko dla niego.
I uzależniający zapach skóry. I włosów.
I... Delikatny dotyk ust. Taki, z którego spija się słodki nektar. Jak usta Elizabeth. Są delikatne. I miękkie. Idealne.
Nie umie się całować. To był fakt, ale mimo to była urocza. I za każdym razem, gdy go całowała, był szczęśliwy.
Cholera. Chciał ją. Chciał bardzo. Bolało go to. Po prostu ją chciał. Tylko dla niego. Delikatna, krucha... Idealna. W jego posiadaniu.
Chciał smakować jej skórę. Centymetr, po centymetrze.
Nie rozumiał... To się nazywa pożądanie? Jeśli tak, to dziwne, bo nie czuł tego do żadnej innej. Tylko do niej.
Spojrzał na jej uśpioną twarz i się uśmiechnął. Spokojna. Cicha. Opanowana. Jak nie ona.
To dziwne, że czuł,  iż potrzebuje jej opieki i uwagi?
Położył głowę na jej mostku i przykrył jej ciało swoim. Słyszał jej równomierny oddech i ciche bicie serca. Takie drobne, ale uspokajające rzeczy. Sprawiające, że człowiek zasypia. Dziwne, ale Bruno czuł, że jego serce synchronizuje się z jej sercem. Powoli, ale nieubłaganie. To było dziwne uczucie, którego nie potrafił określić.
Zasnął po kilku minutach.

Pokochać? Jak?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz