Szukanie pracy nie idzie mi najlepiej. Wczoraj był u mnie James. Poszliśmy do sklepu budowlanego po farby i inne rzeczy. Blondyn zaoferował pomoc, ale odmówiłam. Nie wiem czemu... Albo jednak wiem. McVey pożyczył mi pieniądze na to abym miała, co jeść przez najbliższy miesiąc, więc jak na razie o to nie muszę się martwić.
Rano zaraz po obudzeniu poszłam do pobliskiego super marketu żeby zrobić zakupy. Chodziłam między alejkami, gdy w pewnej chwili zderzyłam się z kimś wózkiem.
- Przepraszam - wydusiłam.
- Oj Avalanche kiepski z ciebie kierowca - Bradley zaczął się śmiać. Zrobiłam zdzwonią minę. Zaczynam podejrzewać, że ten koleś mnie śledzi.
- Co ty znowu robisz w tym samym miejscu, co ja? - zapytałam zirytowana.
- Zakupy? - bardziej zapytał niż stwierdził. - Żartuję tak naprawdę szukam wróżek - powiedział poważnie.
- Świetnie - parsknęłam. - W takim razie powodzenia.
- Co u ciebie? - zapytał.
- W porządku - odpowiedziałam obojętnie. - Właśnie się przeprowadziłam - dodałam za nim zdążyłam ugryźć się w język.
- Gdzie teraz mieszkasz?
- Niedaleko - odpowiedziałam wymijająco.
- Konkretna odpowiedz - powiedział z ironią w głosie. Nagle zadzwonił mój telefon.
- Halo? - po drugiej stronie usłyszałam głos James'a. - Tak poradzę sobie... Na pewno... Pomalować kilka ścian to raczej nie jest jakieś bardzo trudne zadanie... James dam sobie radę - powiedziałam.
- W czym dasz sobie radę? - zapytał, kiedy się rozłączyłam.
- W odświeżeniu mojego mieszkania - wzruszyłam ramionami.
- Jestem na trzecim roku architektury wnętrz - oznajmił. - Mogę ci pomóc.
- Super, więc mam nadzieję, że nie zawalisz czwartego roku przez to, że ciągle za mną łazisz - powiedziałam oschle. - Z resztą nie chcę zmieniać wystroju, ja chcę po prostu pomalować ściany i naprawić drzwiczki od szafek w kuchni - przewróciłam oczami.
- I tak mogę pomóc - stwierdził. - Mój tata ma firmę budowlaną, więc znam się na rzeczy - puścił mi oczko, a ja miałam ochotę obrócić się na pięcie i wyjść stąd.
- Naprawdę poradzę sobie sama - podkreśliłam ostatnie słowo. - Z resztą jestem teraz spłukana, więc nie miałabym ci, jak zapłacić - westchnęłam.
- Nie chcę twoich pieniędzy - oburzył się. - Wystarczy mi kawa i jakieś dobre ciasto oraz twój uśmiech - powiedział patrząc na mnie, a mnie w tej chwili zatkało. Brunet wydawał się mówić to szczerze. Chciał mi pomóc bezinteresownie. Wydawał się zwyczajnym człowiekiem i nie groźnym, ale czy mogłam być tego pewna na sto procent? Biłam się z myślami patrząc w jego oczy. Nie znalazłam w nich nawet szczypty kłamstwa czy zła i właśnie to mnie przekonało. - Okay powiedzmy, że może się zgodzę - przytaknęłam, a chłopak się uśmiechnął.
- To moja wizytówka - podał mi ją. - Zadzwoń do mnie i omówimy szczegóły.
Następnego dnia
Obudziłam się około godziny dziewiątej. Ubrałam się w czarne spodnie i szary t-shirt, a włosy spięłam szybko w koka. Po tym jak wyszłam odświeżona z łazienki i zjadłam kanapki zaczęłam przyglądać się wizytówce, którą dostałam od nie jakiego Bradley'a Will'a Simpsona'a. Po paru kilkunastu minutach wlepiania wzrok w małą kartkę papieru i zastanawiania się, postanowiłam zadzwonić. Chociaż nie byłam pewna, czy to był dobry pomysł.
CZYTASZ
Sun&Moon - Bradley Simpson Fanfiction
FanficOn był, jak dzień. Ona była, jak noc. On żył w mgliste poranki. Ona w środku nocy. On był słońcem. Ona była księżycem. On nigdy nie widział ciemności. Ona światła. Byli przeciwnymi duszami. To było niemożliwe. Ale Słońce i Księżyc zderzyli się ze...