Dochodziła już dziesiąta wieczorem, a ja i Bradley nadal czekaliśmy, aż operacja blondyna się skończy. Byliśmy dość słabi po oddaniu krwi, szczególnie ja. Pielęgniarki kazały nam jechać do domu, ale uparłam się, że zostanę dopóki operacja nie dobiegnie końca. Więc Simpson stwierdził, że skoro ja zostaję to on też. Próbowałam go jakoś przekonać. Niestety bez skutku, bo jest tak samo uparty, jak ja.
- Co to był za wypadek? - Brad nagle się odezwał. Do tej pory siedzieliśmy w ciszy pijąc kawę z automatu. - I jak szybko twój przyjaciel musiał jechać, że ma takie obrażenia?
- To nie był zwykły wypadek samochodowy - powiedziałam powoli. Brad przyjrzał mi się podejrzliwie. - James bierze udział w wyścigach samochodowych... nielegalnych wyścigach samochodowych - dodałam. - Po skoczeniu osiemnastego roku życia zakręcił się w złym towarzystwie i już w nim został. Ale on nie jest taki, jak oni - zapewniłam. - On tylko robi to, co oni.
- Mieszkałaś z nim? Tam? - zapytał z niedowierzaniem, a ja tylko pokręciłam głową. - Jak długo?
- Ponad rok - odpowiedziałam.
- Dlaczego stamtąd odeszłaś?
- Ja nie odeszłam - pokręciłam głową nie patrząc na niego — wyrzucili mnie — kątem oka spojrzałam na chłopaka, który zrobił zdziwioną minę, ale nic nie powiedział. Wyjął telefon z kieszeni swoich czarnych jeansów i zadzwonił do kogoś.
- Halo? Hej wujku... Wiem, że jest bardzo późno, ale mam do ciebie wielką prośbę — powiedział błagalnie. - Mógłbyś dać Avalanche dwa dni wolnego? Jej przyjaciel leży na OIOM-ie w szpitalu jego stan jest ciężki - wyjaśnił. - Bardzo dziękuję - odetchnął z ulgą. - Dobranoc - uśmiechnął się pod nosem i schował smartphone'a.
- Dziękuję i nadal nie rozumiem dlaczego tutaj siedzisz skoro wiesz, że nie jestem taka, jak myślałeś - powiedziałam cicho.
- Nie ma za co. Skąd wiesz za jaką cię uważałem? - delikatnie dotknął ręką mojego kolana i po gładził je kciukiem. Chyba chciał mi dodać otuchy, jednak ja ściągnęłam jego dłoń z mojej nogi. Spojrzałam na niego i coś dostrzegłam. Miał jakąś tajemnicę. Widziałam to w jego oczach. Tylko dlaczego mnie to nie zdziwiło?
Następnego dnia
Siedziałam cały dzień przy Jamesie. Operacja przebiegła pomyślnie, ale on się jeszcze nie obudził. Trzymałam jego rękę. Brad pisał do mnie parę razy. Był na uczelni, a potem z pracy, z której nie mógł się wyrwać. W sumie cieszyłam się z tego, bo chciałam sama pobyć z blondynem. Dochodziła już ósma wieczorem, więc powinnam się już zbierać do domu. Westchnęłam i wstałam z krzesła. Pocałowałam przyjaciela w czoło. Miałam pościć jego rękę, gdy poczułam na niej lekki i chwilowy uścisk. James powoli otworzył oczy i zamrugał kilka razy. Nie wyglądał najlepiej. Miał sińce na całej twarzy i zaschnięte rany, lewa ręka była w gipsie, tak samo jak klatka piersiowa.
- Avalanche - wychrypiał.
- Cii - szepnęłam. - Jestem tutaj James - uśmiechnęłam się smutno. - Pójdę zawołać pielęgniarkę albo lekarza - oznajmiłam i wybiegłam z sali. - Przepraszam - zaczepiłam jakiegoś lekarza - James McVey, który leży w sali numer czterdzieści osiem przed chwilą odzyskał przytomność...
- Już do niego idę - energicznie pokiwał głową i zaczął iść w stronę pokoju chłopaka. - Odzywał się? Pamięta panią?
- Tak - odpowiedziałam natychmiast. - Pamięta moje imię - dodałam.
- Baliśmy się, że będzie miał zaniki pamięci - wyjaśnił. Podszedł do łóżka blondyna. - James? Pamiętasz co się stało? - McVey powoli przytaknął. Nie za bardzo mógł mówić, ponieważ miał na twarzy maseczkę, która dostarczała mu tlen. - Możesz poruszać nogą? - zapytał i lekko odkrył James'a, a ten powoli poruszał palcami od stopy. - Dobrze, więc kręgosłup nie został uszkodzony - odetchnęłam z ulgą na jego słowa. - Podamy panu jeszcze jakieś leki przeciw bólowe - dodał. - Gdzie cię boli? - przyjaciel wskazał na żebra. - Są połamane... Przeszedłeś trudną operację James - lekarz pokręcił głową. - Nie wiem czy jesteś tego świadom - mężczyzna ściągnął z twarzy James'a maskę tlenową - Ale będziesz musiał złożyć zeznania. Brałeś udział w nielegalnych wyścigach samochodowych - westchnął. - Policja może wyciągnąć z tego konsekwencje, ale nie musi, jeśli będziesz współpracował i powiesz dla kogo pracujesz - oznajmił, a ja widziałam, jak chłopak z trudem przełyka ślinę. - Jednak na razie odpoczywaj. Niech pani nie siedzi tutaj za długo, obydwoje potrzebujecie trochę snu - zasugerował, a ja przytaknęłam. Po tym, jak wyszedł usiadłam bliżej poobijanego McVey'a.
- Jeśli ty nie powiesz to ja, to zrobię - powiedziałam poważnie. - Wydam Matthew'a, rozumiesz? - spojrzałam na niego.
- Nie rób tego Av, proszę - szepnął.
- Dlaczego?
- Bo jego ludzie zabiją najpierw mnie, a potem ciebie... - zamknął oczy. Był w tej chwili taki słaby, zarówno fizycznie, jak i psychicznie. - Ja... On... Nie odpuści mi tych czterdziestu tysięcy - pokręcił głową.
- Nie rozumiem - westchnęłam głośno. - Po co były ci te pieniądze?
- One nie były dla mnie - popatrzyłam na niego zdziwiona. - Wiesz jaki jest Matthew - zaczął - Lubi kobiety... może nie tak kobiety, jak to, co można z nimi robić. Kiedy zapytałem się go, czy możesz ze mną zamieszkać, zgodził się, ale pod jednym warunkiem - z jego oczu poleciały pojedyncze łzy. - On chciał cię wykorzystać Avalanche - teraz ja też płakałam. Najdelikatniej, jak tylko umiałam przytuliłam się do klatki piersiowej chłopaka. - Płaciłem za twoją nietykalność. Jeden dzień kosztował sto funtów. Nazbierało się tego trochę przez rok - zaśmiał się gorzko. - Kazał ci odejść, ponieważ znudziły mu się pieniądze, on chciał ciebie i szlag go trafiał, bo nie mógł cię mieć - kiedy przyjaciel skończył nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Dziękuję? Przepraszam? Miałam całkowitą pustkę w głowię.
- Mogłeś mi powiedzieć - odezwałam się po dłuższej chwili - Wyprowadziłabym się i nie musiałbyś dawać temu dupkowi żadnych pieniędzy...
- Bałem się, że wtedy cię skrzywdzi, rozumiesz? - zapytał. - Teraz już nie jesteś nietykalna. Co jeśli on to wykorzysta?
- Przecież nawet nie wie gdzie teraz mieszam - wywróciłam oczami.
- I myślisz, że to jest dla niego jakimś problemem? - wzruszyłam lekko ramionami. - Avlanache nawet nie wiesz w jakie gówno się wpakowałem - pokręcił załamany głową.
- Zrobiliśmy to razem James - ścisnęłam jego dłoń. - Siedzimy w tym razem. I dopilnuję żebyś po wyjściu ze szpitala już nigdy tam nie wrócił - chłopak chciał coś powiedzieć, ale nie pozwoliłam mu ma to - I nie ma żadnego "ale". Nie wrócisz tam - powiedziałam poważnie. - Zamieszkasz ze mną, czy tego chcesz czy nie.
------------------------------------------
Hejka
Jak wrażenia po rozdziale?
Czy wasze wakacje też są takie nudne?
Ja tylko odliczam dni do wakacji nad morzem. Mam nadzieję, że pogoda dopisze :) a wy gdzie byliście/będziecie na wakacjach?Kocham i do poniedziałku misie ☀
PS. Kto nie może doczekać się nowego albumu The Vamps?! Już chce wykorzystać nowe piosenki w rozdziałach xD
CZYTASZ
Sun&Moon - Bradley Simpson Fanfiction
FanfictionOn był, jak dzień. Ona była, jak noc. On żył w mgliste poranki. Ona w środku nocy. On był słońcem. Ona była księżycem. On nigdy nie widział ciemności. Ona światła. Byli przeciwnymi duszami. To było niemożliwe. Ale Słońce i Księżyc zderzyli się ze...