(WAŻNA NOTKA POD ROZDZIAŁEM)
Avalanche POV
Dzisiejszy dzień jest jednym z tych przełomowych. Właśnie przed chwilą James wyszedł ze szpitala i przekroczył próg mojego, a właściwie naszego mieszkania.
- I jak się podoba? - chłopak mógł się teraz bardziej przyjrzeć moim... naszym czterem ścianą. - Będziesz spać w moim pokoju, a ja na kanapie w salonie - oznajmiłam. - I nie ma żadnego "ale" - blondyn wywrócił tylko oczami. Chłopak usiadł na sofie i zaczął się powoli rozglądać.
- Gdy tylko zdejmą mi gips znajdę jakąś pracę i trochę zarobię -powiedział. - Wyprowadzimy się do innego miasta. Daleko stąd, tak daleko żeby nic nie przypominało nam o naszej przeszłości.
- Wiesz, że to nic nie da - pokręciłam głową. - Mogę o tym zapomnieć albo udawać, że zapomniałam, ale nigdy nie wymarzę tego z pamięci.
- Bradley zachował się naprawdę w porządku - stwierdził.
- To prawda - przytaknęłam.
- Podoba ci się? - zapytał.
- Co? - parsknęłam śmiechem. - Nie - pokręciłam głowa z rozbawieniem. - Jest uroczy, ale on płacze częściej niż ja.
- Aż taka z niego beksa?
- Totalnie.
- Ale przynajmniej się stara - wzruszył ramionami.
- Nie będzie z tego nic więcej niż tylko przyjaźń.
- O nie! - popatrzył na mnie przerażony. - Zfriendzonowałaś go! - krzyknął.
- Od razu zfriendzonowałam - zaczęłam się śmiać. - Przecież on nie powiedział, że mu się podobam ani nic w tym stylu. Dramatyzujesz James - wywróciłam oczami.
- Friendzone - szepnął.
- Gdybyś nie był połamany teraz, to byłbyś połamany później, bo zepchnęłabym cię z kanapy - uśmiechnęłam się ironicznie.
- A ty, jak zawsze dużo mówisz mało robisz - wytknął język za który go złapałam. James wytrzeszczył oczy ze zdziwienia.
- Nie zapomnij, że mieszkasz teraz u mnie. Więc nie człap tyle językiem McVey - uśmiechnęłam się.
- Cy mozes puscic mój jęsyk? - wybełkotał.
- Do usług - blondyn zgromił mnie wzrokiem.
Kilka godzin później
Przed chwilą się dowiedziałam, że Connor już zamieszkał u Bradley'a. Wiecie, co to oznacza? Jak tylko James przestanie być człowiekiem manekinem będzie spotykać się z Ballem, co oznacza, że będzie też spędzać czas z Simpsonem. Dziwne? Dla mnie bardzo. Do tego dojdzie jeszcze pan Żyrafa Evans i być może pani Przyszła Żona Żyrafy. Będzie ciekawie. Nie lubię tłumów wokół siebie, James zdecydowanie mi wystarcza. Jednak blondyn lubi otaczać się ludźmi.
- Powinnaś coś zrobić z włosami - zasugerował. - Są nudne - nawinął kosmyk na palec wskazujący.
- Zgole się na łyso.
- Mogę ci pomóc, jeśli chcesz - zaproponował. - Mam maszynkę do golenia...
- Żartowałam - przerwałam mu.
- Wiem - przewrócił oczami. - Ale i tak powinnaś coś z nimi zrobić - dodał po chwili.
- Wiesz włosy to nie problem, ale twarz ciężko zmienić, prawda James? - uśmiechnęłam się zwycięsko.
CZYTASZ
Sun&Moon - Bradley Simpson Fanfiction
Fiksi PenggemarOn był, jak dzień. Ona była, jak noc. On żył w mgliste poranki. Ona w środku nocy. On był słońcem. Ona była księżycem. On nigdy nie widział ciemności. Ona światła. Byli przeciwnymi duszami. To było niemożliwe. Ale Słońce i Księżyc zderzyli się ze...