- James możesz powiedzieć, dlaczego zgodziłam się brać udział w tym cyrku? - zapytałam.
- Bo lecisz na Simpson i jego bujną czuprynę? - popatrzył na mnie znad gazety.
- Nie lecę na niego, James - wywróciłam oczami.
- A Kendall Jenner nie ma powiększonego tyłka - mruknął.
- Od kiedy interesujesz się takimi rzeczami? - zaczęłam się śmiać.
- Od zawsze, nie miałaś o tym pojęcia? - patrzy na mnie i pokazuje okładkę gazety. - I mogłabyś kupować trochę mniej dziewczyńskie czasopisma.
- Zapamiętam.
- A ty nie byłaś czasem umówiona do kosmetyczki? - zapytał po chwili, a ja wytrzeszczyłam oczy. Zerwałam się z miejsca przy okazji wylewając sok na podłogę.
- Później posprzątam! - krzyknęłam.
- Tak, tak, a Kendall Jenner jest w ciąży - mruknął.
- Znajdź sobie inną idolkę, co James?
- Jeśli zaczniesz kupować inne gazety to pomyślę nad tym głęboko - mrugnął. Na szczęście salon kosmetyczny nie był daleko. Musiałam jakoś wyglądać na uroczystości, by nie odstawać od reszty. Powiedzmy sobie szczerzy z włosami dam sobie radę, ale makijaż... to dla mnie czarna magia!
Po dobrej godzinie byłam już w domu w przeciwieństwie do mojego przyjaciela, którego nie wiadomo, gdzie wywiało. Zostały mi jeszcze dwie godziny do przyjścia Simpsona, więc mam wystarczająco dużo czasu żeby napić się kawy i przygotować. Nie wyobrażam sobie dzisiaj Anastasii. Musi być bardzo zdenerwowana. Ciekawe, czy ma jakieś wątpliwości. W końcu jakby nie było to decyzja na "całe" życie, ale Tris to fajny facet, więc jestem spokojna. Zanim zdążyłam się obejrzeć usłyszałam pukanie do drzwi. Gdy je otworzyłam zobaczyłam w nich Bradley'a w garniturze.
- Kto cie tak przylizał? - zaśmiałam się.
- Wiedziałem, że to skomentujesz - pokręcił głową rozbawiony.
- Idziecie, czy chcecie się spóźnić? - nagle obok bruneta pojawił się James, nawiasem mówiąc nie wiem, co stało się też z jego włosami, ale chyba nie będę się w to zagłębiać.
- James? Ty też idziesz? - zapytałam zdziwiona.
- Nie mówiłem ci, że dostałem zaproszenie? - pokręciłam przecząco głową, a ten wzruszył tylko ramionami.
- Możecie mi wytłumaczyć, dlaczego dowiaduję się zawsze o wszystkim w ostatniej chwili?
- Jeśli dalej będziesz, tak marudzić to będziesz zmuszona wziąć taksówkę - oznajmił James.
- Szantaż? - zapytałam.
- Owszem - powiedział, a potem wypchnął mnie z mieszkania przez, co o mało nie glebłam razem z Baradem na podłogę.
Godzinę później
Na szczęście ceremonia przebiegła bez zarzutów. Nikt nie widział żadnych zastrzeżeń, co do tego, czy pań i pani młoda mogą być razem. A sami nowożeńcy wyrazili swoją chęć spędzenia reszty życia razem, wypowiadając sakramentalne "tak". I całe szczęścia, bo nie wiem kto by przejadł i wypił to wszystko...
Po uroczystości w kościele przeszedł czas chyba na najlepszą część tego wieczoru....
Przetańczyłam z Jamesem kolejny kawałek, gdy muzyka nieco zwolniła, a ja wylądowam w objęciach Simpsona. Do głowy uderzyły mi bąbelki słodkiego szampana. Był cholernie dobry.
- Szkoda, że nie złapałam bukietu - wydęłam dolną wargę.
- W sumie to dobrze, bo ja nie zlapałem muszki - uśmiechnął się. - A nie chciałbym żeby jakiś inny facet to zrobił, jeśli ty byś złapała bukiet.
Nastepnego dnia (rano)
- Ten szmpan był cholernie mocny - wychrypiałam.
- Whisky też - mruknął Bradley. Zaraz co?! Chłopak znajdował się na łóżku obok.
- Jak tu trafiliśmy? - zapytałam.
- Masz bardzo słabą głowe Avalanche, uwierz - zaczął się śmiać. - Musiałem cię prawie wnosić tutaj - dodał.
- Mam nadzieję, że nie zrobiłam nic głupiego - pisnęłam.
- Nie - pokręcił głową rozbawiony. - Na sali było wszystko okay, ale na schodach prowadzących do hotelu kompletnie cię scięło.
- To wyjaśnia dlaczego spałam w sukience - stwierdziłam. Mój telefon nagle zaczął wibrować, a na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie McVey'a.
- Możesz mi powiedzieć gdzie ty do cholery jesteś? - zapytał.
- W hotelu nad restauracja, w której odbyło się wesele - odpowiedziałam.
- Jesteś tam z Bradem, prawda? Nawet nie odpowiadaj, bo wiem, że tak - nie dopuścił mnie do słowa. - Mam nadzieję, że się chociaż zabezpieczyliście.
- James stop - powiedziałam twardo. - Skończ wymyślać niestworzone historię. Widzimy się w domu - rozłączyłam się.
Godzina 16:00
Brad bardzo się spieszył rano i z tego wszystkiego zostawił swój sygnet w hotelowym pokoju. Postanowiłam więc, że mu go oddam tego samego dnia. Nie miałam nic do roboty, a wolałam się kawałek przejść niż siedzieć w towarzystwie James'a, który patrzy na mnie podejrzliwie z wielkim uśmiechem na twarzy. Zapukał do drzwi mieszkania bruneta. Po dłuższej chwili zobaczyłam przed sobą chłopaka, który dopiero, co wyszedł spod prysznica. Jego włosy było mokre, a on sam miał na sobie tylko ręcznik.
- Przychodzę nie w porę - czułam, jak się czerwienie. - Przepraszam - dodałam zawstydzona. - Zostawiłeś swój sygney i chciałam ci go zwrócić - Simposn spojrzał na swoją rękę zdziwiony.
- Nawet nie zauważyłem, że go nie mam - uśmiechnął się. - Chodź zapraszam - zrobiłam nieśmiały krok. - Zaraz się ogarnę - podrapał się po głowie. - Czuj się, jak u siebie - powiedział i zniknął za drzwiami łazienki. Pozwoliłam sobie rozejrzeć się trochę po mieszkaniu. Zdążyłam zauważyć, że nie było ono duże, ale na pewno większe od mojego. Korytarz zaprowadził mnie do sypialni bruneta. Podeszłam do jego biurka i zaczęłam przeglądać rysunki i projekty. Moja uwagę zwróciła czerwona teczka przykryta stertą innych kartek i szkiców. Nie powinnam jej otwierać, jedak ciekawość wygrała. To, co znalazłam w środku zmieniło ciąg wydarzeń i mój stosunek do Simpsona. Wybiegłam z mieszkania. Słyszałam, jak mnie woła, a ja biegłam dalej.
-------------------------------
Wiem, że nie było mnie tu sporo czasu
To, że "wróciłam" nie oznacza, że rozdziały będą pojawiać się regularnie
Liceum daje mi nieźle w kość
Jestem tak zawalona nauką, że zaczyna mnie to już powoli przerażać i przerastaćMam nadzieję, że nie zapomnieliście o moich książkach
CZYTASZ
Sun&Moon - Bradley Simpson Fanfiction
FanfictionOn był, jak dzień. Ona była, jak noc. On żył w mgliste poranki. Ona w środku nocy. On był słońcem. Ona była księżycem. On nigdy nie widział ciemności. Ona światła. Byli przeciwnymi duszami. To było niemożliwe. Ale Słońce i Księżyc zderzyli się ze...